Mt 23,1-12 Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami „Na
katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i
zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie.
Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do
uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich
nie chcą. Wszystkie
swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają
swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne
miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich
pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. Wy
zaś nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz
Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie
nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten, który jest w
niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo tylko
jeden jest wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.
Niedzielny poranek. Mężczyzna wychodzi z mieszkania, do którego sprowadził się dwa miesiące temu. W windzie spotyka – jak zwykle– tego samego sąsiada.
- Jadę do hipermarketu za miasto. Może zabierze się pan ze mną? Pochodzimy sobie po sklepie, pooglądamy towary, może załapiemy się na coś fajnego z promocji?
- Po raz kolejny żądam: niech pan mi da święty spokój! – syczy oburzony. – Jestem praktykującym katolikiem i właśnie, jak w każdą niedzielę o tej porze, idę do kościoła na Mszę świętą!
- Jaki tam z pana praktykujący katolik – dziwi się sąsiad.
- A co, może nie?
- Widzi pan to jest tak: ja już po raz siódmy spotykam pana w windzie w niedzielę o tej porze i po raz siódmy zapraszam pana na wspólny wypad do hipermarketu. A pan jeszcze ani razu nie zaprosił mnie, bym poszedł z panem do kościoła…
Wiara na pokaz: to może być skądinąd całkiem sumienne spełnianie wszelkich religijnych praktyk i obowiązków. Tyle tylko, że właściwie nikt z tego nic nie ma. Ludziom nie trzeba SIĘ pokazać. Im trzeba pokazać CHRYSTUSA. To jest prawdziwa pobożność.
Zaproś, przyprowadź kogoś do kościoła. Albo zachęć: niech przeczyta kawałek Pisma Świętego, albo się pomodli. Albo zrób to razem z nim.
Rembrandt, Mojżesz rozbija tablice Prawa, 1659 |
Niedzielny poranek. Mężczyzna wychodzi z mieszkania, do którego sprowadził się dwa miesiące temu. W windzie spotyka – jak zwykle– tego samego sąsiada.
- Jadę do hipermarketu za miasto. Może zabierze się pan ze mną? Pochodzimy sobie po sklepie, pooglądamy towary, może załapiemy się na coś fajnego z promocji?
- Po raz kolejny żądam: niech pan mi da święty spokój! – syczy oburzony. – Jestem praktykującym katolikiem i właśnie, jak w każdą niedzielę o tej porze, idę do kościoła na Mszę świętą!
- Jaki tam z pana praktykujący katolik – dziwi się sąsiad.
- A co, może nie?
- Widzi pan to jest tak: ja już po raz siódmy spotykam pana w windzie w niedzielę o tej porze i po raz siódmy zapraszam pana na wspólny wypad do hipermarketu. A pan jeszcze ani razu nie zaprosił mnie, bym poszedł z panem do kościoła…
Wiara na pokaz: to może być skądinąd całkiem sumienne spełnianie wszelkich religijnych praktyk i obowiązków. Tyle tylko, że właściwie nikt z tego nic nie ma. Ludziom nie trzeba SIĘ pokazać. Im trzeba pokazać CHRYSTUSA. To jest prawdziwa pobożność.
Zaproś, przyprowadź kogoś do kościoła. Albo zachęć: niech przeczyta kawałek Pisma Świętego, albo się pomodli. Albo zrób to razem z nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz