26. tydzień zwykły

26. tydzień zwykły - poniedziałek

Łk 9,46-50: Uczniom Jezusa przyszła myśl, kto z nich jest największy.
Lecz Jezus, znając myśli ich serca, wziął dziecko, postawił je przy sobie i rzekł do nich: „Kto przyjmie to dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmie, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto bowiem jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki”.
Wtedy przemówił Jan: „Mistrzu, widzieliśmy kogoś, jak w imię twoje wypędzał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodzi z nami”.
Lecz Jezus mu odpowiedział: „Nie zabraniajcie; kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami”.

Osiemdziesięcioletniego wirtuoza skrzypiec zapytano, dlaczego wciąż ćwiczy po sześć godzin dziennie.
- Bo myślę, że wciąż robię postępy - odpowiedział.

„Największy”, to ktoś doskonały, spełniony. Najmniejszy, jak dziecko - nie oznacza prostaka, głupca czy niedorajdy, ale człowieka, który jest niespełniony, niedoskonały, który ma świadomość, że może się jeszcze nauczyć, że może zrobić postępy, że jutro może być jeszcze lepszym i mądrzejszym, niż jest dziś.
Panie, uchroń mnie przed starczym poczuciem satysfakcji i spełnienia, niech zawsze będę ciekawym Ciebie, świata i samego siebie - dzieckiem.


26. tydzień zwykły - wtorek

Łk 9,51-56: Gdy dopełniał się czas wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy.
Widząc to uczniowie Jakub i Jan rzekli: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?”
Lecz On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka.

Opowiadał znajomy taką historię:
Co roku w pierwszą sobotę września robimy rodzinne prażone: pieczenie pokrojonych w plasterki ziemniaków z kawałkami boczku i cebulą, w żeliwnym garnku, wyłożonym liśćmi kapusty - oczywiście na ognisku rozpalonym w ogrodzie, pod gołym niebem. Co roku zapraszamy też naszą ciocię, która mieszka dwie przecznice dalej. Tylko raz nie zaprosiliśmy jej wcześniej. Zapomnieliśmy. Dopiero przed rozpaleniem ogniska kiedy żona spytała o nią, wskoczyłem do samochodu, żeby przywieźć ciocię.
- Za późno - powiedziała z przekąsem, kiedy stałem nieporadny w drzwiach jej domu. - Już modliłam się, żeby deszcz zepsuł wam całą zabawę.

Jesteśmy suflerami Pana Boga, podsuwamy mu podpowiedzi, co ma zrobić, zwłaszcza z grzesznikami, jak ich ukarać, z jaką surowością potraktować, jakim ogniem wypalić. Panie Boże, proszę cię, Ty - podobnie jak apostołów, którzy chcą zesłać gromy na Samarię - nigdy nie traktuj nas tak do końca poważnie.


26. tydzień zwykły - środa

Łk 9,57-62: Gdy Jezus z uczniami szedł drogą, ktoś powiedział do Niego: „Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz”.
Jezus mu odpowiedział: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć”.
Do innego rzekł: „Pójdź za Mną”. Ten zaś odpowiedział: „Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca”.
Odparł mu: „Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże”.
Jeszcze inny rzekł: „Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu”.
Jezus mu odpowiedział: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego”.

Bardzo wczesną wiosną kura i świnia przechadzały się po podwórku, kiedy przez otwarte okno chałupy ich nozdrzy dobiegł zapach gotowanej szynki i jaj na wielkanocny stół.
- Cóż, czeka nas ten sam los... - westchnęła kura.
- O, przepraszam cię bardzo - oburzyła się świnia. - Jeśli chodzi o jajka, które zabierają ci gospodarze, to jest to z twojej strony tylko wyrzeczenie. Zaś jeśli chodzi o mnie i o szynkę, to tę kwestię można rozpatrywać tylko i wyłącznie w kategoriach całkowitego poświęcenia.

Oddać Jezusowi część siebie, oznacza co najwyżej wyrzeczenie. To też dobre, ale za mało. Jezus oczekuje od nas poświęcenia, czyli oddania całkowitego, bez reszty, bez zostawiania sobie czegoś, pozwalania sobie na coś tam jeszcze. Różnica między wyrzeczeniem a poświęceniem jest rzeczywiście, jak między jajkiem i szynką.


26. tydzień zwykły - czwartek

Łk 10,1-12: Spośród swoich uczniów wyznaczył Pan jeszcze innych, siedemdziesięciu dwóch, i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał.
Powiedział też do nich: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki. Nie noście ze sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie.
Gdy do jakiego domu wejdziecie, najpierw mówcie: «Pokój temu domowi». Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co mają; bo zasługuje robotnik na swą zapłatę.
Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: «Przybliżyło się do was królestwo Boże».
Lecz jeśli do jakiego miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: «Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże».
Powiadam wam: Sodomie lżej będzie w ów dzień niż temu miastu”.

Przyszła znana artystka estradowa do wróżki:
- Mam dla pani dwie wiadomości - powiedziała jej mistrzyni kryształowej kuli - odległą, ale dobrą i bliską, cóż z tego, kiedy złą. Którą mam powiedzieć pierwszą?
- Tę dobrą.
- Będzie pani śpiewać solo w anielskim chórze!
- Wspaniale - ucieszyła się artystka. - A jaka jest ta bliska, zła wiadomość?
- Pierwsza próba jutro o osiemnastej trzydzieści...

Apostołowie idą i głoszą: przybliżyło się do was Królestwo Boże. A my, słysząc to cieszymy się... Po cichu żywimy jednak nadzieję, że nie za blisko. Bo traktujemy Królestwo Boże trochę jak starość: każdy chce jej dożyć i każdy jest niezadowolony, że zbyt szybko przychodzi. Panie, naucz nas cieszyć się Królestwem Twoim jak młodością.


26. tydzień zwykły - piątek

Łk 10,13-16: Jezus powiedział:
„Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno by się nawróciły, siedząc we włosiennicy i w popiele. Toteż Tyrowi i Sydonowi lżej będzie na sądzie niżeli wam.
A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz.
Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał”.

Pewien kościół coraz bardziej się wyludniał. Na nabożeństwa przychodziło już tylko wciąć to samo, coraz chudsze stadko staruszek. Kiedy na kolejnym nabożeństwie nawet ich zabrakło, zdesperowany proboszcz wywiesił na drzwiach kościoła płachtę kartonu z niezdarnym napisem:
- Najpierw przyniosła cię tu matka na chrzest. Potem przyprowadziła się tu żona, żebyś wziął z nią ślub. Przyjdzie czas, że przydźwigają cię tu w trumnie pracownicy zakładu pogrzebowego. Czy nie spróbujesz chociaż raz przyjść tutaj o własnych siłach?
Podobno ten niezwykły apel poskutkował...

Pogarda dla Jezusa nie mierzy się przekleństwem czy urąganiem, ale obojętnością, zapomnieniem. I to, że nie zależy Ci na Jezusie, jest gorsze, niż wszystkie inne grzechy razem wzięte. Pogarda dla Boga, to najcięższy grzech, matka wszystkich innych grzechów.
Jak w piosence - uchroń mnie od pogardy, Panie...


26. tydzień zwykły - sobota

Łk 10,17-24: Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: „Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają”.
Wtedy rzekł do nich: „Widziałem szatana spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie”.
W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”.
Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli”.

Młody mężczyzna od miesiąca każdy dzień od świtu do zmierzchu poświęcał swojemu doktoratowi z psychologii. Jego świeżo poślubiona małżonka, mając tego już dość, by oderwać go od książek stanęła pewnego wieczoru w drzwiach w dość wyzywającej pozie i stroju, i zapytała prowokacyjnie:
- Najdroższy, powiedz, dlaczego ty mnie tak bardzo kochasz?
Zaś on nie odrywając nawet oczu od kolejnej książki odpowiedział pytaniem na pytanie:
- A co masz na myśli mówiąc „tak bardzo”: głębię, zakres, intensywność, czas trwania, natężenie czy częstotliwość mojego uczucia?

Właściwie to nie Pan Bóg zakrył tajemnice królestwa przed mądrymi i roztropnymi. To oni sami spuścili na nie zasłonę dociekań, obliczeń, tabel, wykresów i formuł, próbowali zważyć, zmierzyć, zbadać, traktowali je okiem, uchem, palcem, nosem i językiem. Starali się doświadczyć je wszystkim. Wszystkim - tylko nie sercem. Mędrcy składają się z przewodu pokarmowego, otoczonego jedną wielką ciekawością. Prostaczkowie cali są sercem.

25. tydzień zwykły

25. tydzień zwykły - poniedziałek

Łk 8,16-18: Jezus powiedział do tłumów:
„Nikt nie zapala lampy i nie przykrywa jej garncem ani nie stawia pod łóżkiem; lecz stawia na świeczniku, aby widzieli światło ci, którzy wchodzą. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie wyszło.
Uważajcie więc, jak słuchacie. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma”.

Rozmawiał ksiądz z aktorem:
- Jak to jest, że wy tym, co zmyślone potraficie posadzić przed telewizorami miliony ludzi, a my tym, co prawdziwe umiemy przyciągnąć do kościoła tylko niewielu?
- Bo my to, co zmyślone, opowiadamy tak, jakby było prawdziwe. A księża to, co prawdziwe przekazują, jakby było zmyślone.

Zapaloną lampę dali ci do ręki. Gdzieś ją schował? Przykryłeś garncem codziennych trosk? Wsunąłeś pod łoże swych boleści? Wyciągnij je. Wszak masz głosić Jezusa, który jest Prawdą, a nie udawać. Bo grając wiarę ...się zgrywasz.


25. tydzień zwykły - wtorek

Łk 8,19-21: Przyszli do Jezusa Jego matka i bracia, lecz nie mogli się dostać do Niego z powodu tłumu.
Oznajmiono Mu: „Twoja matka i bracia stoją na dworze i chcą się widzieć z Tobą”.
Lecz On im odpowiedział: „Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je”.

- Jakież to cuda zdziałał ów święty? - spytał jakiś niedowiarek, przy okazji kolejnej kanonizacji.
- A co dla ciebie jest cudem? - poprosił o wyjaśnienie zagadnięty ksiądz
- Kiedy ktoś chory wyzdrowieje, martwy wróci do życia, biedny dostanie pieniądze...
- A więc dla ciebie cudem jest to, że Pan Bóg spełni czyjąś wolę. A dla Pana Boga cudem jest z kolei, jeśli ktoś spełni Jego wolę.

Żeby być świętym wystarczy spełniać wolę Boga. Św. Bernard podał taką właśnie definicję życia: żyć, to znaczy pełnić wolę Boga. Kto tego nie czyni - umarł. Czasami podczas pogrzebu, widząc w kościele ludzi, którzy się nie modlą, nie przystępują do Komunii, nie włączają się w śpiew i odpowiedzi, myślę, czy mamy tutaj w tej chwili tylko jednego nieboszczyka, tego w trumnie?


25. tydzień zwykły - środa

Łk 9,1-6: Jezus zawołał Dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi złymi duchami i władzę leczenia chorób. l wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych.
Mówił do nich: „Nie bierzcie nic na drogę: ani laski, ani torby podróżnej, ani chleba, ani pieniędzy; nie miejcie też po dwie suknie. Gdy do jakiego domu wejdziecie, tam pozostańcie i stamtąd będziecie wychodzić. Jeśli was gdzie nie przyjmą, wyjdźcie z tego miasta i strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo przeciwko nim”.
Wyszli więc i chodzili po wsiach, głosząc Ewangelię i uzdrawiając wszędzie.

Opowieść sprzed wieków: pewien młodzieniec uznał za najodpowiedniejsze zajęcie dla siebie kowalstwo. Przystał więc do mistrza młota i kowadła, który pokazał mu, jak robić hełmy, pancerze, miecze i podkowy. Ukończywszy zaś naukę przystał do jednego księcia, który dał mu pracę, a nawet całą kuźnię z kompletem narzędzi. Pierwszego dnia swojej pracy młodzieniec stanął na środku kuźni bezradny: trzeba było rozpalić ogień w palenisku, a akurat tego zapomniał się nauczyć.

Dlaczego Jezus nakłada na uczniów podwójny obowiązek: uzdrawiania i głoszenia Królestwa? Czy samo uzdrawianie nie wystarczy? Nie, bo ludzie szybko zapominają. Samo uzdrawianie jest jak walenie żelazem w żelazo. Żeby przyniosło ono efekty, trzeba ognia. Głoszenie, to właśnie rozpalanie w ludziach żaru Miłości. Przypomnij sobie, co pisze święty Paweł: choćbym posiadł wszelką wiedzę, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. Kuźnia bez ognia jest zwykłą ruderą.


25. tydzień zwykły - czwartek

Łk 9,7-9: Tetrarcha Herod usłyszał o wszystkich cudach zdziałanych przez Jezusa i był zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z martwych; inni, że Eliasz się zjawił; jeszcze inni, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał.
Lecz Herod mówił: „Ja kazałem ściąć Jana. Któż więc jest Ten, o którym takie rzeczy słyszę?” I chciał Go zobaczyć.

Międzynarodowy kongres różnych religii. Pastor i rabin dzielą w hotelu wspólny pokój. Po pierwszym noclegu pastor zwraca się do rabina:
- Przepraszam, że wieczorem jeszcze paliłem światło, ale nie potrafiłbym zasnąć, jeśli przez pół godziny nie poczytam Pisma Świętego!
- O, to zupełnie odwrotnie, niż ja - odpowiedział na to rabin. - Ja, kiedy przez pół godziny czytam Pismo Święte, to potem w ogóle nie mogę zasnąć.

Jeżeli czytanie Pisma Świętego, głoszenie kazania czy liturgia usypiają cię, to znaczy, że nie potrzebujesz wiary, ale terapii. Wiara powstaje z niepokoju, co sen odbiera. Popatrz na Heroda: człowiek pewnie zły, ale wierzący, zaintrygowany Jezusem, zaciekawiony nim. Jezus odbiera mu sen. A tobie nie? To znaczy, że jesteś pewnie dobry, ale niewierzący... przynajmniej na tyle, na ile mógłbyś nim być.


25. tydzień zwykły - piątek

Łk 9,18-22: Gdy raz Jezus modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: „Za kogo uważają Mnie tłumy?”
Oni odpowiedzieli: „Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał”.
Zapytał ich: „A wy za kogo Mnie uważacie?”
Piotr odpowiedział: „Za Mesjasza Bożego”.
Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili.
I dodał: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”.

Kiedy cesarz Rzymu paradował ze swym orszakiem po ulicach stolicy, towarzyszył mu zawsze dyskretny obłoczek smrodliwego dymu. To jeden z niewolników niósł naczynie z rozżarzonymi węglami, na które rzucał co jakiś czas garść wyschniętych, ordynarnych pakuł, wypowiadając przy tym formułę:
- Tak przemija chwała świata.

Apostołowie wręcz licytują się w przyznawaniu Jezusowi tytułów: Tyś Eliasz! Tyś Prorok! A On mówi im o męce. Snuje wokół zbudowanego ich usty posągu chwały dym cierpienia. To taki rodzaj dydaktycznych ziół trzeźwiących. Jest takie powiedzenie: królowie rządzą narodami, a królami rządzi przemijanie. Coś w tym jest. Co? Prawda, że i ja, i ty - przeminiemy.


25. tydzień zwykły - sobota

Łk 9,43b-45: Gdy wszyscy pełni byli podziwu dla wszystkich czynów Jezusa, On powiedział do swoich uczniów: „Weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi”.
Lecz oni nie rozumieli tego powiedzenia; było ono zakryte przed nimi, tak że go nie pojęli, a bali się zapytać Go o nie.

Wichura strąciła krzyż w wieży kościoła. Pierwszymi, którzy przyszli do proboszcza, prosząc o możliwie szybką reperację szkody, byli piloci, szkolący się na pobliskim lotnisku.
- Wraz z krzyżem straciliśmy najlepszy punkt orientacyjny, umożliwiający bezpieczne lądowanie - wytłumaczyli.

Czy Jezus rzeczywiście musi cierpieć, dać się przybić do krzyża rękami ludzi? Tak. Bo nie przyszedł, by go podziwiać, ale naśladować. Nie ma być obrazem na wystawie, ale znakiem, służącym do orientacji, punktem odniesienia całej ludzkiej rzeczywistości do przestrzeni Królestwa Bożego.
Pogubiłeś się? Poszukaj najpierw krzyża, a on pomoże ci odnaleźć siebie.

24. Tydzień Zwykły

24 Niedziela Zwykła (C)

Łk 15, 1-32: Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi».
Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: «Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziesięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła”.
Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.
Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam”.
Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca».


Powiedział też: «Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: „Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada». Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedosta-tek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał.
Wtedy zastanowił się i rzekł: «Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników». Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go.
A syn rzekł do niego: «Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem».
Lecz ojciec rzekł do swoich sług: «Przynieście szybko najlepszą suknię i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na no-gi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się». I zaczęli się bawić.
Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to znaczy.
Ten mu rzekł: «Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego». Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu.
Lecz on odpowiedział ojcu: «Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, że-bym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę».
Lecz on mu odpowiedział: «Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się».



Powrót syna marnotrawnego - Lionello Spada  ( Bolonia 1576 r. )

Pomyłka
- Nie zrobię pani tego lekarstwa!
Kobieta w wytartym płaszczu nachyliła się do okienka:
- Dlaczego, pani magister?
- Bo by panią zabiło! Jeżeli zrobię je według tego, co na recepcie napisał lekarz, to zdąży je pani zażyć najwyżej dwa, trzy razy. Potem śmierć!
Kobieta wzięła receptę i wsunęła ją do torebki. Wyszła bez słowa. Bardzo potrzebowała tego lekarstwa. Czuła się źle, coraz gorzej. Na wprost apteki, po przeciwnej stronie ulicy, mimo słabego wzroku i braku okularów odczytała wielki napis: “Prywatny gabinet lekarski”. Weszła. Nie miała nic do stracenia.
- Czy tutaj można do pana doktora? – spytała jaskrawo wymalowaną panienkę, tonącą w papierach, tuż przy wejściu.
- Tak, można. Tylko trzeba zapłacić, to gabinet prywatny.
- A ile?
- Pięćdziesiąt złotych za wizytę.
Poszperała w torebce. Wysupłała błękitny zwitek papieru:
- To ja poproszę.
Lekarzowi, przystojnemu mężczyźnie w sile wieku, pokazała na dzień dobry receptę. Złapał się za głowę.
- Kto pani to wypisał?
- Taki pan doktor, co to u nas we wsi do ośrodka przyjeżdża.
- U niego się pani leczy? I to pomaga?
- Tak. Tylko pani magister w aptece powiedziała, że recepta na śmierć, a nie na lekarstwo, bo jakieś propozycje są złe.
- Proporcje. Tego tutaj jest dziesięć razy więcej, niż powinno być. To by panią zabiło.
Wypisał nową receptę, a starą oddał. I nic nie trzeba było dopłacać. Pani magister bez cienia wątpliwości zrobiła lekarstwo. Minęło kilka dni. Kobieta w wytartym płaszczu podreptała do wiejskiego ośrodka zdrowia, odczekała swoje w kolejce, wreszcie stanęła przed panem doktorem.
- W aptece nie chcieli mi tego lekarstwa zrobić. Powiedzieli, że to trucizna, że mnie zabije – podała wygniecioną karteczkę.
Pan doktor zaczął przyglądać się bacznie wypisanej własnoręcznie tydzień wcześniej recepcie.
- Choroba! – podrapał się kciukiem w policzek – No faktycznie. Tego tutaj dałem dziesięć razy więcej, niż trzeba.
- A gdyby tak panie magister się nie połapała?
- Niechże pani da spokój, dobrze? – wstał zza biurka – Proszę mi tu nie histeryzować! A co pani myśli? Lekarz też człowiek. Ma chyba prawo się pomylić, nie?
Grzech – mówisz – to pomyłka. A potem i tak radość z nawróconego grzesznika. A wiesz, co czuje pasterz, zanim znajdzie zaginioną owcę


24. Tydzień zwykły - poniedziałek

Łk 7,1-10: Gdy Jezus dokończył wszystkich swoich mów do ludu, który się przysłuchiwał, wszedł do Kafarnaum. Sługa pewnego setnika, szczególnie przez niego ceniony, chorował i bliski był śmierci. Skoro setnik posłyszał o Jezusie, wysłał do Niego starszyznę żydowską z prośbą, żeby przyszedł i uzdrowił mu sługę.
Ci zjawili się u Jezusa i prosili Go usilnie: „Godzien jest, żebyś mu to wyświadczył - mówili - kocha bowiem nasz naród i sam zbudował nam synagogę”. Jezus przeto wybrał się z nimi.
A gdy był już niedaleko domu, setnik wysłał do Niego przyjaciół z prośbą: « Panie, nie trudź się, bo nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój. I dlatego ja sam nie uważałem się za godnego przyjść do Ciebie. Lecz powiedz słowo, a mój sługa będzie uzdrowiony. Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: «Idź», a idzie; drugiemu: «Chodź», a przychodzi; a mojemu słudze: «Zrób to», a robi”.
Gdy Jezus to usłyszał, zadziwił się i zwracając się do tłumu, który szedł za Nim, rzekł: „Powiadam wam: Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu”.
A gdy wysłani wrócili do domu, zastali sługę zdrowego.

Opowiadają tę historię o znakomitym architekcie Bramantem, który szkic planu nowego kościoła miał przesłać papieżowi przez swego synka. Widzialnej Głowie Kościoła projekt tak bardzo się spodobał, że zaprowadził chłopca do skarbca, otworzył pierwszą z brzegu skrzynię wypełnioną złotymi monetami i powiedział wspaniałomyślnie:
- Nabierz sobie w nagrodę całą garść tych pieniędzy.
Wówczas chłopiec spojrzał w górę na dostojne oblicze i poprosił:
- Ty mi nabierz, ojcze.
- Dlaczego ja?
- Bo jesteś duży i masz większą garść.

Właśnie dlatego setnik nie sam idzie prosić Jezusa o uzdrowienie swego sługi, ale wysyła z prośbą Jego rodaków. Są swoi, zna ich, otrzymają pewniej i więcej to, o co poproszą – myśli sobie. Dlatego i my zwracamy się do Boga przez Jezusa – Pośrednika, dlatego przyzywamy wstawiennictwa Maryi i świętych – ludzi, którzy mają „większą garść”, którzy więcej dla nas zdołają zaczerpnąć łaski, niż my sami.
Panie, pomóż mi, proszę, by i moje ręce tak urosły kiedyś, jak ręce świętych.


24. Tydzień zwykły - wtorek

Łk 7,11-17: Jezus udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego uczniowie i tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego, jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta.
Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: „Nie płacz”. Potem przystąpił, dotknął się mar, a ci, którzy je nieśli, stanęli.
I rzekł: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań”. Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce.
A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: „Wielki prorok powstał wśród nas i Bóg łaskawie nawiedził lud swój”.
I rozeszła się ta wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie.

Rozmowa podsłuchana na targowisku:
- Czy te pomidory są krajowe, czy chińskie?
- A co, chce pani z nimi rozmawiać, czy je jeść?

Jezus wskrzesza młodzieńca bez pytania: kim był, jak żył, jak się sprawował. Przywraca go do życia bezwarunkowo. Boże miłosierdzie nie potrzebuje zaświadczeń i pokwitowań, co jednak nie zwalnia nie z troski o dobre życie, ale tym bardziej pobudza do odpowiedzialności za nie.


24. Tydzień zwykły - środa

Łk 7,31-35: Po odejściu wysłanników Jana Chrzciciela Jezus powiedział do tłumów:
„Z kim więc mam porównać ludzi tego pokolenia? Do kogo są podobni? Podobni są do dzieci, które przebywają na rynku i głośno przymawiają jedne drugim: «Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie płakali».
Przyszedł bowiem Jan Chrzciciel: nie jadł chleba i nie pił wina; a wy mówicie: «Zły duch go opętał».
Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije; a wy mówicie: «Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników». A jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej słuszność”.

Nauczyciel napisał na tablicy cyfry: 2, 4 i 8.
- Jaka jest następna liczba? - spytał.
- Czternaście! - zaproponował ktoś, kto dodał napisane liczby.
- Sześćdziesiąt cztery! - ktoś inny pomnożył liczby.
- Bzdura! - zaripostował ktoś inny. Przecież to postęp geometryczny. Szesnaście!
- Wszyscy jesteście w błędzie - podsumował zasmucony nauczyciel.
- Jak to? - oburzyli się uczniowie.
- Bo jak najszybciej chcecie dać odpowiedź, a nikt z was nie zapytał na czym polega to zadanie. Bez tego nie znajdziecie rozwiązania.

Żeby znaleźć rozwiązanie zagadki życia i zbawienia trzeba się wyciszyć, uklęknąć, spytać Jezusa. A my - jak dzieci na rynku z Jego przypowieści - gotowi jesteśmy tak szybko się obrazić, nadąsać, zniechęcić i zrazić. W ten sposób nasze zbawienie będzie jedynie dziełem przypadku, rodzajem loterii, niczym pewnym.


24. Tydzień zwykły - czwartek

Łk 7,36-50: Jeden z faryzeuszów zaprosił Jezusa do siebie na posiłek. Wszedł więc do domu faryzeusza i zajął miejsce za stołem. A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowego olejku i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła oblewać Jego nogi łzami i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem.
Widząc to faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: „Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą”.
Na to Jezus rzekł do niego: „Szymonie, muszę ci coś powiedzieć”.
On rzekł: „Powiedz, Nauczycielu”.
„Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował?”
Szymon odpowiedział: „Sądzę, że ten, któremu więcej darował”.
On mu rzekł: „Słusznie osądziłeś”. Potem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: „Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje”.
Do niej zaś rzekł: „Twoje grzechy są odpuszczone”.
Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do siebie: „Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza?”
On zaś rzekł do kobiety: „Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju”.

- Boję się, czy Bóg naprawdę daruje mi moje grzechy... - westchnął umierający.
- Gdzie pracowałeś przez całe życie? - spytał go stojący u wezgłowia kapłan.
- Byłem murarzem. Zawodowo zajmowałem się wznoszeniem domów. Starałem się robić to jak najlepiej.
- Więc nie martw się zatem o swoje grzechy. Bóg je na pewno przebaczy. Widzisz, On też robi to właśnie zawodowo.

Ludzi - zwłaszcza mających o sobie, swojej moralności i pobożności wysokie mniemanie - Boże Miłosierdzie gotowe jest zirytować. Bo ludzie są wstanie przebaczyć jedynie wiele i pewnie jakiejś większości sprawców. A Bóg może przebaczyć wszystko, każdemu. Cóż, jesteśmy tylko amatorami przebaczenia. Tylko Bóg jest w tym względzie zawodowcem.


24. Tydzień zwykły - piątek

Łk 8,1-3: Jezus wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od słabości: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, zarządcy u Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały ze swego mienia.

Dwóch świątobliwych pustelników żyło niedaleko siebie. Przyszedł raz Bóg do jednego z nich, zapytał o drogę do drugiego pustelnika, a tek tylko bezradnie wzruszył ramionami. Wrócił Bóg do nieba, łzę ocierając ukradkiem.
Pomarli owi pustelnicy. Na ich miejsce wkrótce przyszło kolejnych dwóch młodych mnichów. Zaczęli od wykarczowania ścieżki łączącej ich pustelnie. Dojrzał to Pan Bóg z nieba. Dojrzał i się uśmiechnął.

Po co Jezus wędrował przez miasta i wsie? Tylko po to, by nauczać i głosić Ewangelię? Owszem. Ale również i po to, by wydeptać ścieżki łączące tych, co przynależą do Jego Królestwa. A twoje ścieżki do ludzi? Zachwaszczone? Zapokrzywione? Zaościałe? Zróbże z nimi porządek. Niech się Pan Bóg uśmiechnie.


24. tydzień zwykły - sobota

Łk 8,4-15: Gdy zebrał się wieki tłum i z miast przychodzili do Jezusa, rzekł w przypowieści: „Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny”.
Przy tych słowach wołał: „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”.
Wtedy pytali Go Jego uczniowie, co oznacza ta przypowieść.
On rzekł: „Wam dano poznać tajemnice królestwa Bożego, innym zaś w przypowieściach, aby patrząc nie widzieli i słuchając nie rozumieli.
Takie jest znaczenie przypowieści: Ziarnem jest słowo Boże. Tymi na drodze są ci, którzy słuchają słowa; potem przychodzi diabeł i zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni. Na skałę pada u tych, którzy gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia: wierzą do czasu, a w chwili pokusy odstępują. To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i przez troski, bogactwa i przyjemności życia bywają zagłuszeni i nie wydają owocu.
W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość”.

W czasach starożytnych wojownicy posługujący się łukiem zaprawiani byli do walki w specjalnych szkołach. W jednej z nich mistrz cięciwy i strzały pyta adepta sztuki wojennej:
- Powiedz mi, co widzisz?
- Mam sokoli wzrok! Widzę wszystko: obłoki i jastrzębia kołującego nad lasem, drzewa i domy na wzgórzu, pasące się hen, daleko, stado kóz...
- Dość - przerwał mu mistrz. - Nie jesteś jeszcze gotów. A ty, co widzisz? - zwrócił się do drugiego z młodych żołnierzy.
- Widzę tylko tarczę, którą ma sięgnąć moja strzała.
- Strzelaj więc czym prędzej.
Strzelił i trafił w sam środek.

Ile przeszkód musi pokonać słowo Boże, zanim zakorzeni się w twoim sercu? Ile rzeczy, osób, zjawisk i zdarzeń dostrzegasz obok Jezusa, niepotrzebnie i dodatkowo? Skup się, skoncentruj, wycisz i postaraj. Żeby żadna Boża strzała, żadne ziarenko Ewangelii się nie zmarnowało, nie chybiło celu w tobie.

23. Tydzień Zwykły

23. Tydzień zwykły - poniedziałek


Łk 6,6-11: W szabat Jezus wszedł do synagogi i nauczał. A był tam człowiek, który miał uschłą prawą rękę.
Uczeni zaś w Piśmie i faryzeusze śledzili Go, czy w szabat uzdrawia, żeby znaleźć powód do oskarżenia Go.
On wszakże znał ich myśli i rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: „Podnieś się i stań na środku”. Podniósł się i stanął.
Wtedy Jezus rzekł do nich: „Pytam was: Czy wolno w szabat dobrze czynić, czy wolno źle czynić? życie ocalić czy zniszczyć?”
I spojrzawszy wokoło po wszystkich, rzekł do człowieka: „Wyciągnij rękę”. Uczynił to i jego ręka stała się znów zdrowa.
Oni zaś wpadli w szał i naradzali się między sobą, co by uczynić Jezusowi.

Pani w balzakowskim wieku ze zgrozą zauważyła pewnego dnia na szyi swojej koleżanki naszyjnik z pereł. Spoglądając nań z absolutnie bezinteresowną zawiścią oznajmiła:
- Gdybyś tyko chciała, służę cię w zbadaniu autentyczności tych pereł.
- Jak mogłabyś to zrobić?
- Wystarczy wziąć je na ząb i zagryźć!
- Moja droga – westchnęła koleżanka. – Żeby w ten sposób zbadać, czy perły nie są oszukane, wpierw trzeba samej mieć prawdziwe zęby.

Chcieliby faryzeusze zbadać „prawdziwość” Jezusa. Patrzą więc nań z zawiścią i próbują „rozgryźć”. Jednak by w ten sposób zweryfikować Jezusa, trzeba mieć prawdziwą, nie udawaną, sztucznie wstawioną wiarę.
Uchroń mnie od zawiści, Panie. Zwłaszcza tej najcięższej, nieuleczalnej, bo bezinteresownej.


23. Tydzień zwykły - wtorek

Łk 6,12-19: Zdarzyło się, że Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga.
Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których nazwał apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem; i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy; Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą.
Zeszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu, przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia.
A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich.

Małżeństwo z dobrze ponadpółwiecznym stażem siedzi wieczorem przy kominku. On łupi orzechy, ona coś dzierga na drutach.
- Co robisz, kochanie? – on pierwszy przerywa chwilę ciszy, ciągnącą się jak bolońskie spaghetti.
- Drugą skarpetę dla ciebie.
- Drugą? W takim razie daj mi już przymierzyć tę pierwszą.
- Nie mogę, bo jeszcze jej nie mam.
- Jak to jej nie masz?
- Bo zaczęłam robić te skarpety od drugiej właśnie.

Jezus działa – owszem – spontanicznie, ale równocześnie zawsze z zachowaniem określonego porządku: wpierw z rozmysłem wybiera uczniów, potem posyła ich do ludzi. A u samego początku tego działania jest całonocne czuwanie i modlitwa.
Gdzie jest twoja modlitwa? W którym miejscu twojego życia? Panie, pozwól mi zachować właściwą kolejność: najpierw Ty i spotkanie z Tobą, potem namysł, wybór, na końcu dopiero mówienie lub działanie.


23. Tydzień zwykły - środa

Łk 6,20-26: W owym czasie Jezus podniósł oczy na swoich uczniów i mówił:
„Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.
Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni.
Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie.
Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy was zelżą i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom.
Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą.
Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie.
Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie.
Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom”.

Agent nieruchomości oprowadza rodzinę zainteresowaną kupnem starego domu. Pokazuje kolejne pomieszczenia, zachwala widok z okien i spokój okolicy.
- Póki co jest tylko jeden mankament – oznajmia szczerze na końcu.
- Jaki?
- To wiekowy budynek i piece są w nim węglowe. Problem w tym, że strasznie dymią.
- Zawsze? – pytają potencjalni kupcy.
- Na szczęście nie! – agent uśmiecha się szeroko. – Tylko wówczas, kiedy się w nich pali!

Czy człowiek zawsze musi być ubogi, smutnym głodny, znienawidzony lub prześladowany? Ależ nie! Tylko dopóty, dopóki żyje na tym świecie. Umarli nie mają tego rodzaju problemów.
Panie, pozwól mi zrozumieć, że to nie śmierć odbiera nam troski, ale to, co znajdziemy za jej bramą: Twoja nieustanna, nieskończona obecność.


23. Tydzień zwykły - czwartek

Łk 6,27-38: Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają.
Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu i szaty.
Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje.
Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie. Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to dla was wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to dla was wdzięczność? I grzesznicy grzesznikom pożyczają, żeby tyleż samo otrzymać.
Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych.
Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny.
Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane: miarą dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrze wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie”.

Pewien mężczyzna otrzymał list polecony z nadrukiem hipermarketu, handlującego urządzeniami elektronicznymi:
„Szanowny Panie, co powiedzieliby pańscy sąsiedzi, gdyby przed pana dom zajechała nasza firmowa ciężarówka, by odebrać telewizor plazmowy i zestaw kina domowego, za które to sprzęty nie zapłacił pan jak dotąd, a minęło już ponad pół roku, ani jednej raty z przydzielonego panu kredytu?”
Po kilku dniach biuro windykacyjne w elektronicznym hipermarkecie otrzymało odpowiedź następującej treści:
„Obszedłem moich sąsiadów. Wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że byłoby to zwykłe świństwo ze strony nie liczącej się z dobrem klienta, nieuczciwej, złośliwej i pazernej firmy.”

Jezus nawołuje do solidarności w dobrem czyli miłości: daj, pomóż, potraktuj bliźniego, jak siebie. Bo może być też solidarność w złem czyli zmowa.
Panie, pozwól mi zrozumieć, że solidarność ma zawsze wydźwięk pozytywny, że zawsze jest za czymś, dla kogoś, z kimś lub ku czemuś. A przeciw – jest tylko zmowa.


23. Tydzień zwykły - piątek

Łk 6,39-42: Jezus opowiedział uczniom przypowieść: „Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Lecz każdy, dopiero w pełni wykształcony, będzie jak jego nauczyciel.
Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?
Jak możesz mówić swemu bratu: «Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku», gdy sam belki w swoim oku nie widzisz?
Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka swego brata”.

Chłopak i dziewczyna wracają z jarmarku do domu na wieś.
- Czemu taka smutna coś jesteś? – pyta chłopak.
- A, bo się martwię.
- Czym?
- Że mógłbyś mnie objąć i pocałować.
- No co ty? Przecież widzisz, że w jednej ręce mam koszyk, w drugiej wiadro, a pod pachami trzymam dwie tłuste gęsi.
- Wiem. Ale przecież mógłbyś odstawić gęsi, jedną przykryć wiadrem, druga koszykiem i wtedy mnie pocałować…

Wypatrywanie drzazg w oczach bliźnich nie tylko służy odwróceniu uwagi od własnych, o wiele większych słabości. Jest też czymś w rodzaju prowokacji, podsuwania pomysłów, uwalniania złych skłonności. Ostatecznie każdy z nas ma pięści, zdolne uderzyć i nogi, mogące dać kopniaka. Potrzeba tylko detonatora: czasem słowa, gestu, iskierki emocji – i wybuch gotowy.
Panie, postaw przy mnie anioła, który pozwoli mi dostrzec w innych dobro, do którego są zdolni, nie zło.


23. Tydzień zwykły - sobota

Łk 6,43-49: Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Nie jest dobrym drzewem to, które wydaje zły owoc, ani złym drzewem to, które wydaje dobry owoc. Po owocu bowiem poznaje się każde drzewo: nie zrywa się fig z ciernia ani z krzaka jeżyny nie zbiera się winogron. Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta.
Czemu to wzywacie Mnie: «Panie, Panie», a nie czynicie tego, co mówię? Pokażę wam, do kogo podobny jest każdy, kto przychodzi do Mnie, słucha słów moich i wypełnia je.
Podobny jest do człowieka, który buduje dom: wkopał się głęboko i fundament założył na skale. Gdy przyszła powódź, potok wezbrany uderzył w ten dom, ale nie zdołał go naruszyć, ponieważ był dobrze zbudowany.
Lecz ten, kto słucha, a nie wypełnia, podobny jest do człowieka, który zbudował dom na ziemi bez fundamentu. Gdy potok uderzył w niego, od razu runął, a upadek jego był wielki”.

Szef lustruje sponad osadzonych w połowie nosa okularów całe biuro na wyrywki: co kwadrans, co godzinę, co dziesięć minut. W południe podchodzi do jednej z pracownic:
- Pani Helenko, pani nie zastąpi żadna maszyna!
Kobieta oblewa się rumieńcem, trzepocze rzęsami, uśmiecha się.
- Dlaczego pan tak sądzi, panie dyrektorze?
- Bo jak dotąd nikt jeszcze nie skonstruował takiej maszyny, która by nic nie robiła, niczemu nie służyła i do niczego się nie nadawała.

Człowiek zbudowany na skale Chrystusa nie tylko trwa, ale również przynosi dobre owoce. Nieważne – duże czy małe, ważne, że dobre. A przynosić dobre owoce oznacza po prostu coś robić, do czegoś się nadawać, być użytecznym.
Panie, uczyń mnie zastąpionym, niech moje miejsce może zająć każdy, kto chce i może zrobić coś dobrego.

23. niedziela zwykła - rok C

Łk 14, 25-33: Wielkie tłumy szły z Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich: «Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem.
Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.
Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw, a nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy patrząc na to zaczęliby drwić z niego: „Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”.
Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.
Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem».




Parodia

Przebrzmiały soczyste dźwięki fanfar, w ślad za nimi poszła burza oklasków. Na estradę prężnym krokiem wszedł wyfraczony konferansjer z białym goździkiem w butonierce.
- Drogie panie! Szanowni panowie! Otwieram finał dziewiątego krajowego konkursu parodystów! Zaczynamyyy!!!
Przy skocznych nutach polki, z mozołem dobywanych przez sekcję dętą, na scenie stawiło się tuzin mężczyzn. Wszyscy mieli na stopach o pięć numerów za duże trzewiki, poza tym ubrani w za długie spodnie i przyciasne marynarki na głowach nosili spadające meloniki. Każdy miał pod nosem mały czarny wąsik, a ponadto trzymał w ręku trzcinową laseczkę, do której przytwierdzono krągły kartonik z numerem startowym.
- Tak, tak! – konferansjer wysilił się na miły uśmiech – Oczy państwa nie mylą. Tegoroczną edycję konkursu poświęciliśmy jednemu tylko, ale jakże znanemu i uwielbianemu przez wszystkich aktorowi. Finaliści mają numer od pierwszego do dwunastego. Szanowne jury, w którym tym razem zasiadają... – tu padła wyliczanka znanych w świecie artystycznym i cenionych nazwisk – wyłoni zwycięzcę.
Finaliści zeszli ze sceny, by odtąd pojawiać się na niej pojedynczo. Każdy wyśmienicie naśladował sposób chodzenia, gesty i mimikę znanego aktora. Największy aplauz publiczności wzbudzał szczery uśmiech, niczym żywcem zdjęty z plakatu kinowego i obowiązkowe kręcenie laseczką. Nic nie trzeba było mówić, bo aktor był gwiazdą kina jak najbardziej niemego.
Po dwóch godzinach dobrej zabawy jury ogłosiło ustami konferansjera wyniki konkursu.
- Pierwsze miejsce i główną nagrodę zdobył... – tu padło obco brzmiące nazwisko szczęśliwca, któremu prezes jury wręczył srebrny puchar i czek na okrągłą sumkę. Podobnie, choć znacznie skromniej odbyło się wręczenie nagrody drugiemu w rankingu parodystów. Trzecie miejsce zajął mężczyzna o dźwięcznym pseudonimie “Karino”. Kiedy odebrał już mały miedziany pucharek i czek na symbolicznych parę groszy, konferansjer dla ożywienia widowiska zapytał z przekąsem.
- Dlaczego kryje się pan pod pseudonimem. Proszę ujawnić prześwietnemu gremium swoje nazwisko. Śmiało!
Mężczyzna ukłonił się zmieszany:
- Może państwo nie uwierzą, ale ja naprawdę jestem Wielkim Aktorem, którego tutaj naśladowano, we własnej osobie?
- I..., i... – konferansjer zaczął się jąkać, nie znalazłszy cienia wątpliwości co do tego – I zajął pan dopiero trzecie miejsce?

Chcąc rzetelnie i uczciwe naśladować Jezusa, musisz wyrzec się wszystkiego. Jeżeli On nie jest w twoim życiu na pierwszym miejscu – tylko Go parodiujesz.
22. tydzień zwykły - poniedziałek

Łk 4,16-30: Jezus przyszedł do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza.
Rozwinąwszy księgę, natrafił na miejsce, gdzie było napisane: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnych, abym obwoływał rok łaski od Pana”. Zwinąwszy księgę oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione.
Począł więc mówić do nich: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”. A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: „Czy nie jest to syn Józefa?”
Wtedy rzekł do nich: „Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: «Lekarzu, ulecz samego siebie»; dokonajże i tu w swojej ojczyźnie tego, co się wydarzyło, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum”.
I dodał: „Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”.
Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić.
On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.

Na rynek małego miasteczka wpadł klaun: w kraciastym kombinezonie, szpiczastej czapeczce i z czerwoną piłką na nosie.
- Ludzie, ratunku! Pomocy! – zaczął krzyczeć. – Cyrk się pali!
Ludzie przystawali, gapili się na klauna.
- Ale super reklamę wymyślili – ktoś zauważył.
- No trzeba przyjść wieczorem i obejrzeć przedstawienie, ha, ha, ha!
Ludzie zaczęli się śmiać. Im bardziej rozpaczliwie klaun prosił o pomoc, tym głośniej się śmiali. Trwało to chyba z godzinę. Może trochę dłużej. W każdym razie w tym samym czasie cyrk spłonął doszczętnie.
Rodacy traktują Jezusa niczym klauna – najpierw budzi w nich śmiech, potem złość. Czasem rodzi się w człowieku takie jakieś głupie zaślepienie, że na ostrzeżenia reaguje właśnie śmiechem lub złością. A skutki? Wystarczy rozejrzeć się po poboczach naszych dróg. Stojące przy nich krzyże i zapalone znicze, to najczęściej smutna pamiątka po tych, którzy śmiali się z ostrzeżeń, albo złościli się na nie.
Panie, nie daj mi się wyśmiewać ani złościć, gdy ktoś przepowiada, prorokuje lub ostrzega. Naucz mnie zaufania i szacunku.


22. tydzień zwykły - wtorek

Łk 4,31-37: Jezus udał się do Kafarnaum, miasta w Galilei, i tam nauczał w szabat. Zdumiewali się Jego nauką, gdyż słowo Jezusa było pełne mocy.
A był w synagodze człowiek, który miał w sobie ducha nieczystego. Zaczął on krzyczeć wniebogłosy: „Och, czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić? Wiem, kto jesteś: Święty Boży”.
Lecz Jezus rozkazał mu surowo: „Milcz i wyjdź z niego”. Wtedy zły duch rzucił go na środek i wyszedł z niego nie wyrządzając mu żadnej szkody.
Wprawiło to wszystkich w zdumienie i mówili między sobą: „Cóż to za słowo? Z władzą i mocą rozkazuje nawet duchom nieczystym, i wychodzą”.
I wieść o Nim rozchodziła się wszędzie po okolicy.

Stanął przed marmurowym posągiem, prosząc o parę groszy. Oczywiście posąg pozostał niewzruszony. Więc poprosił raz jeszcze. Z identycznym skutkiem. I jeszcze raz poprosił… Ktoś widząc to, zapytał:
- Człowieku, opamiętaj się, co ty właściwie robisz?
- Jak to co? – zdziwił się. – Przyzwyczajam się do znoszenia odmowy!

Panie Jezu, gdybyś mnie poprosił o radę, powiedziałbym krótko: daj sobie spokój z tymi uzdrowieniami. Po co Ci one? Jest tylko kwestią czasu nienawiść ludzi, którzy 0 choć dziś przez Ciebie obdarowani – i tak zaprowadzą Cię na krzyż. Lepiej zacznij przyzwyczajać się do klęski. Co byś powiedział na kazanie do kamieni?
Panie, nie ucz mnie znosić odmowę. Naucz mnie w ogóle się nią nie przejmować. Naucz mnie nastawania w porę i nie w porę.


22. tydzień zwykły - środa

Łk 4,38-44: Po opuszczeniu synagogi w Kafarnaum Jezus przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosił Go za nią.
On, stanąwszy nad nią, rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała i usługiwała im.
O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich.
Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: „Ty jesteś Syn Boży”. Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem.
Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich.
Lecz On rzekł do nich: „Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany”.
I głosił słowo w synagogach Judei.

Rozmawia dwóch świeżo osadzonych razem więźniów.
- Za co cię wsadzili?
- Za konkurencję.
- No, co ty? Przecież konkurencja nie jest karalna!
- W zasadzie nie. Ale, widzisz, ja uprawiałem konkurencję względem wytwórni papierów wartościowych. Przede wszystkim w dziedzinie produkcji banknotów o średnim nominale.

Chcieli Jezusa zatrzymać… Kto chce Jezusa zatrzymać, mieć dla siebie, ten chce mieć swoją, własnej roboty religię. A taka religia jest warta dokładnie tyle samo, ile własnej roboty pieniądze.
Panie uczyń moją wiarę prawdziwą. Panie, naucz mnie nie zatrzymywać Cię dla siebie. Panie, nakłoń mnie, bym umiał dzielić się Tobą z innymi.


22. tydzień zwykły - czwartek

Łk 5,1-11: Gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret, zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy.
Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: „Wypłyń na głębie i zarzuć sieci na połów”.
A Szymon odpowiedział: „Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”.
Skoro to uczynił, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na wspólników w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały.
Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”.
I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali: jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona.
Lecz Jezus rzekł do Szymona: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”.
I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim.

Dwóch żniwiarzy stanęło do zawodów: który więcej zboża skosi za cały dzień.
- Wygram, wygram! – cieszył się pierwszy, widząc, że konkurent co jakiś czas ustaje, przykuca, pociąga łyk z gliniaka ze zsiadłym mlekiem, dycha. On sam pracował bez ustanku.
Jakże się zdziwił wieczorem, kiedy po odmierzeniu pokosu okazało się, że z kretesem przegrał.
- Jak to możliwe! – rzucił się z pięściami do konkurenta. – To diabelska jakaś musi być sprawa!
- Nie diabelska – uspokoił go ten drugi. – Tylko widzisz, za każdym razem, kiedy robiłem przerwę by odpocząć lub napić się zsiadłego mleka, miałem tez chwilkę czasu, by naostrzyć sierp…
Czas dla Jezusa – niektórzy mówią, że to strata czasu, że w tym samym czasie można zrobić tyle innych, pożytecznych rzeczy. Zamiast się modlić, siedzieć w kościele, odmawiać różańce, lepiej nakarmić głodnego, poświęcić się chorym, lub podzielać się społecznie… Tak mówią…
Panie, daj mi poznać wartość czasu, poświęconego Tobie. I uchroń mnie od tępoty, która wiedzie na potępienie.


22. tydzień zwykły - piątek

Łk 5,33-39: Faryzeusze i uczeni w Piśmie rzekli do Jezusa:
„Uczniowie Jana dużo poszczą i modły odprawiają, tak samo uczniowie faryzeuszów; Twoi zaś jedzą i piją”.
Jezus rzekł do nich: „Czy możecie gości weselnych nakłonić do postu, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, i wtedy, w owe dni, będą pościli”.
Opowiedział im też przypowieść: „Nikt nie przyszywa do starego ubrania łaty z tego, co oderwie od nowego; w przeciwnym razie i nowe podrze, i łata z nowego nie nada się do starego.
Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków; w przeciwnym razie młode wino rozerwie bukłaki i samo wycieknie, i bukłaki się zepsują. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków. Kto się napił starego wina, nie chce potem młodego, mówi bowiem: «Stare jest lepsze»”.

Pewien myśliwy kupił sobie psa. I zaraz zabrał go na polowanie na kaczki. Już po pierwszym celnym strzale pies bez żadnej komendy ruszył przed siebie, wskoczył na taflę jeziora i krocząc po powierzchni dopadł szamoczącą się jeszcze kaczkę, chwycił w zęby i – tak samo kroczący po wodnej tafli – przyniósł do stóp nowego pana. I tak było za każdym celnym strzałem.
Następnego dnia myśliwy zabrał na polowanie jeszcze swojego przyjaciela. Sytuacja dokładnie się powtórzyła: celny strzał, pies przynosi zdobycz w pysku, krocząc po jeziorze.
- Widziałeś to? – myśliwy spytał przyjaciela. – I co o tym myślisz?
- No nic, musisz się pogodzić z tym, że ten pies nie umie pływać i tyle!

Faryzeusze nie widzą w Jezusie Mesjasza, którym należy się cieszyć, ale gorszyciela, który odwodzi od praktykowania postu. Co to jest? Oczy na uwięzi? Zatwardzenie serca? Zwapnienie mózgu?
Panie, naucz mnie dostrzegać cuda. Naucz mnie nazywać je po imieniu. Naucz mnie cieszyć się nimi. Wiem, że będzie to możliwe tylko wówczas, gdy pozwolę się napełnić Twojej łasce.


22. tydzień zwykły - sobota

Łk 6,1-5: W pewien szabat Jezus przechodził wśród zbóż, a uczniowie zrywali kłosy i wykruszając je rękami, jedli.
Na to niektórzy z faryzeuszów mówili: „Czemu czynicie to, czego nie wolno czynić w szabat?”
Wtedy Jezus rzekł im w odpowiedzi: „Nawet tegoście nie czytali, co uczynił Dawid, gdy był głodny on i jego ludzie? Jak wszedł do domu Bożego i wziąwszy chleby pokładne, sam jadł i dał swoim ludziom? Chociaż samym tylko kapłanom wolno je spożywać”.
I dodał: „Syn Człowieczy jest panem szabatu”.

Trudny temat katechezy: Bóg jest miłością.
- Co to znaczy? – pyta ksiądz swoich uczniów.
- To znaczy, że Bóg nas kocha – odpowiada ktoś pierwszy z brzegu.
- Tak bardzo nas kocha, że dał nam swojego Syna! – zauważa ktoś inny.
Na chwilę zapada przejmująca cisza. W końcu ktoś się odzywa:
- Bóg jest miłością, to znaczy, że stworzył miliardy ludzi, a każdego z nich kocha tak, jakby był jedynakiem.

I właśnie z tego powodu Bóg nie razi gromem z jasnego nieba apostołów łuskających kłosy w szabat. Bo Bóg jest miłością, a miłość żadnemu jedynakowi nie pozwoli głodować.
Daj mi cieszyć się Twą miłością, Panie. Pozwól mi być dumnym z faktu, że jestem Twoim dzieckiem. Uciesz mnie świadomością, że kochasz nas wszystkich razem i zarazem każdego z nas z osobna taką samą, bezgraniczną, nieskończoną, miłosierną miłością.