3. tydzień zwykły

3. tydzień zwykły - poniedziałek 26 stycznia
Mk 3,22-30
Uczeni w Piśmie, którzy przyszli z Jerozolimy, mówili o Jezusie: „Ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy”.
Wtedy Jezus przywołał ich do siebie i mówił im w przypowieściach: „Jak może szatan wyrzucać szatana? Jeśli jakieś królestwo wewnętrznie jest skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. Jeśli więc szatan powstał przeciw sobie i wewnętrznie jest skłócony, to nie może się ostać, lecz koniec z nim. Nie, nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić, jeśli mocarza wpierw nie zwiąże, i wtedy dom jego ograbi.
Zaprawdę powiadam wam: wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego”. Mówili bowiem: „Ma ducha nieczystego”.
W czasach, kiedy w kościołach nie było jeszcze prądu organista potrzebował pomocnika, który depcząc drewnianą dźwignię pompował powietrze do miechów, stąd dostarczane następnie do piszczałek. To deptanie nazywano „kalikowaniem”, a depczącego określano mianem „kalikanta”.
- To co, ostatnią Mszę dzisiaj gramy i do domu! - zagadnął pomocnik organistę w zacnym kościele.
- Jak to gramy? - oburzył się mistrz klawiatury. - Jak to gramy? Ja gram!
Zaczęła się Msza. Próżno organista przebiega palcami po klawiaturze. Organy milczą. Nawet mdły podmuch powietrza nie dociera do piszczałek, więc trudno oczekiwać, że wydadzą jakikolwiek dźwięk. By ratować resztki honoru intonuje pieśń, która kościół śpiewa a capella. Zaraz też biegnie do pomocnika ukrytego za ściana piszczałek. Kalikant siedzi z założonymi rękami.
- Przepraszam - organista wyciąga rękę na zgodę. Podczas kolejnej pieśni organy swym dźwiękiem wprawiają mury zacnego kościoła w drżenie.
Faryzeusze miotają w stronę Jezusa stek oskarżeń. Nie jest nam potrzebny, sami sobie poradzimy - myślą. Głupcy. Wszak sami z siebie nie wydadzą nawet lichego dźwięku. Dopiero tchnienie Jezusa budzi wprawiającą w drżenie melodię.

3. tydzień zwykły - wtorek 27 stycznia
Mk 3,31-35
Nadeszła Matka Jezusa i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: „Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie”.
Odpowiedział im: „Któż jest moją matką i którzy są braćmi?” I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”.
Nie był księdzem. Nie mówił kazań. Nie potrafił pięknie śpiewać. Jedynie co mógł zrobić, to zaprosić na niedzielny obiad dwie, trzy osoby. I robił to. Przy okazji rozmawiał z nimi o Panu Bogu.
Trwało to trzydzieści lat. Już na łożu śmierci doliczył się stu pięćdziesięciu ludzi, których w ten sposób udało mu się nawrócić.
Nie trzeba być Matką czy bratem Jezusa, nie trzeba być papieżem, biskupem ani księdzem, by nawracać ludzi, żeby ich przyciągać do Pana Boga. Wystarczy odrobina dobrych chęci, zamieniona w czyn.

3. tydzień zwykły - środa 28 stycznia
Mk 4,1-20
Jezus znowu zaczął nauczać nad jeziorem i bardzo wielki tłum ludzi zebrał się przy Nim. Dlatego wszedł do łodzi i usiadł w niej na jeziorze, a cały lud stał na brzegu jeziora. Uczył ich wiele w przypowieściach i mówił im w swojej nauce:
„Słuchajcie: Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedno padło na drogę; i przyleciały ptaki, i wydziobały je. Inne padło na miejsce skaliste, gdzie nie miało wiele ziemi, i wnet wzeszło, bo gleba nie była głęboka. Lecz po wschodzie słońca przypaliło się i nie mając korzenia, uschło. Inne znów padło między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je, tak że nie wydało owocu. Inne w końcu padły na ziemię żyzną, wzeszły, wyrosły i wydały plon: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny”. I dodał: „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”.
A gdy był sam, pytali Go ci, którzy przy Nim byli razem z Dwunastoma, o przypowieści. On im odrzekł: „Wam dana jest tajemnica królestwa Bożego, dla tych zaś, którzy są poza wami, wszystko dzieje się w przypowieściach, aby patrzyli oczami, a nie widzieli, słuchali uszami, a nie rozumieli, żeby się nie nawrócili i nie była im wydana tajemnica”.
I mówił im: „Nie rozumiecie tej przypowieści? Jakże zrozumiecie inne przypowieści?
Siewca sieje słowo. A oto są ci posiani na drodze: u nich sieje się słowo, a skoro je usłyszą, zaraz przychodzi szatan i porywa słowo zasiane w nich. Podobnie na miejscach skalistych posiani są ci, którzy gdy usłyszą słowo, natychmiast przyjmują je z radością; lecz nie mają w sobie korzenia i są niestali. Gdy potem przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamują. Są inni, którzy są zasiani między ciernie: to są ci, którzy słuchają wprawdzie słowa, lecz troski tego świata, ułuda bogactwa i inne żądze wciskają się i zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne. W końcu na ziemię żyzną zostali posiani ci, którzy słuchają słowa, przyjmują je i wydają owoc: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny”.
- Dużo pracujesz? - pyta lekarz swojego kolegę z bloku operacyjnego.
- Dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Wiem, wiem, tak się mówi.
- Nie, mówię serio. Widzisz, kiedyś chciałem zostać misjonarzem. Ale jako jedynak musiałem pozostać przy starzejących się rodzicach. Zrezygnowałem z planów. Mam jednak kolegę, misjonarza w Ameryce Południowej. Co miesiąc posyłam mu połowę mojej wypłaty. Kiedy ja tutaj śpię, on tam, na drugiej półkuli pracuje. Kiedy wstaję, on kładzie się spać. W ten sposób faktycznie pracuję dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Człowiek przynoszący owoc, jest jak anioł w niebie: służy Bogu bez ustanku, nawet wówczas, gdy śpi. W każdym razie umie to sobie tak zorganizować, by służyć bez ustanku.

3. tydzień zwykły - czwartek 29 stycznia
Mk 4,21-25
Jezus mówił ludowi:
„Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku? Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”.
I mówił im: „Uważajcie na to, czego słuchacie. Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma”.
Król zachorowawszy wezwał do siebie medyka. Nim pozwolił mu sie zbadać, ostrzegł do jednak stanowczo:
- Zważ, iż masz do czynienia z majestatem królewskim, więc traktuj mnie z należną czcią, nie zaś jak pierwszego lepszego nieszczęśnika, z którym masz do czynienia na co dzień.
- Bądź wasz wysokość spokojny, gdyż każdy z tych nieszczęśników jest w moich oczach jak sam król!
Być światłem, to znaczy świecić wszystkim jednakowo jasnym światłem, nie tylko dla ważnych czy wybranych, każdego traktować jak króla, jak samego Chrystusa, każdego mierzyć jednaką miarą miłości.

3. tydzień zwykły - piątek 30 stycznia
Mk 4,26-34
Jezus mówił do tłumów:
„Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza sierp, bo pora już na żniwo”.
Mówił jeszcze: „Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu”.
W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli ją zrozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom.
Ogrodnik oprowadzał przyjaciela po swym sadzie. Szli wzdłuż i w szerz drzew równych, prostych, obsypanych owocem jak wojsko na defiladzie orderami. Aż nagle - co to? Regularny szereg karnych drzew zakłóciło jedno wyłamujące się z ogólnego porządku: rosło krzywo, poza szeregiem, koślawe, pokrzywione, wstyd i obraza.
- Na twoim miejscu natychmiast pozbyłbym sie tego drzewa, które psuje doskonale panujący tutaj porządek - westchnął gość.
- Też bym tak zrobił - odpowiedział ogrodnik - gdyby nie fakt, iż co roku zbieram z niego trzykrotnie więcej owoców, niż z każdego innego drzewka, które rośnie prosto.
Jedno o wzroście Królestwa Bożego można powiedzieć z całą pewnością: jest on tajemnicą. I nieoczekiwanie najwięcej pożytku przynosi mu to, co pokrzywione, cierpiące i słabe. I co ludzie najchętniej wyrwaliby i wyrzucili spośród siebie, żeby nie psuło widoku ani statystyk.

3. tydzień zwykły - sobota 31 stycznia
Mk 4,35-41
Przez cały dzień Jezus nauczał w przypowieściach. Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do uczniów: „Przeprawmy się na drugą stronę”. Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim.
Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź się już napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: „Milcz, ucisz się”. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza.
Wtedy rzekł do nich: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego : „Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?”
Legenda o Janie Gutenbergu z Moguncji, wynalazcy druku, mówi, iż kiedy już miał swój pomysł wcielić w życie, pewnej nocy usłyszeć we śnie ostrzeżenie. Nieznany głos szeptał doń natarczywie:
- Ludzie użyją twojego wynalazku do głoszenia oszczerstw, kłamstw i pomówień. Będą nim gorszyć i przywodzić niewinnych do zguby...
Rakiem, bez wahania, ujął w dłoń ciężki młot i porozbijał do szczętu wcześniej przygotowane czcionki. Ale następnej nocy znów miał sen.
- Dzięki temu, co wymyśliłeś, Dobra Nowina dotrze na krańce ziemi - mówił inny, ciepły głos.
Rano pozbierał okruchy czcionek. Naprawił je, odlał na nowo, wrócił do życia. Pierwszą odciśniętą przezeń księgą było Pismo święte.
Jezus nie przeklina burzy, lecz wykorzystuje ją do ukazania swej mocy. Patrz na Niego i ucz się: nie ma co się boczyć na narzędzia grzechu, ale przemieniać je w narzędzia dobra.

3. Niedziela Zwykła



Mk 1,14-20: Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi. I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. Idąc dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim.



Daj siebie

Znów zadzwonił dzwonek, już po raz czwarty w ciągu godziny. Tym razem w drzwiach stał Zenek, najmłodszy syn pana kościelnego. Chłopak dopiero co skończył szkołę, w której, choć nie bez trudu, zdobył papiery czeladnicze w dziedzinie obróbki skrawaniem. Za robotą jak na razie specjalnie się nie rozglądał. A czasy są takie, że praca tym bardziej nikogo nie szuka, więc Zenek swemu ojcu tylko siwych włosów przysparzał, wyciągając drobne sumy i włócząc się nie wiadomo gdzie i po co. Chłopak stał teraz w drzwiach plebani, dreptał z nogi na nogę i miął w rękach przybrudzoną czapkę bejzbolówkę.
- Niech będzie pochwalony...
- Kto, Zeniu, kto niech będzie pochwalony? - ksiądz Mateusz trochę się zezłościł.
- No..., Jezus Chrystus.
- A to od razu tak trzeba było, jak cię na religii uczyłem. Na wieki wieków amen. Chcesz może porozmawiać, chłopcze?
- Nie, to znaczy tak trochę - Zenek poplątał się.
- Bo wiesz, kochasiu, jak tak patrzę na twojego tatę w zakrystii i co dzień starszy odrobinę mi się wydaje. A myślę sobie, że to przez ciebie. Czemu ty się Zeniu do pracy nie pójdziesz jakiej? Chłop jak dąb, ręce zdrowe i muskuły tęgie, na matczynym garnuszku pozostaniesz? Wstyd! Wstyd i hańba!
- Ja wiem, proszę księdza. Ja tak tylko do końca października. Odpocząć sobie chciałem po szkole, wakacje takie dłuższe mieć. Ale po wszystkich świętych zarejestruję się w urzędzie i poszukam pracy. Na pewno. A dziś z prośbą do księdza dobrodzieja przychodzę. Na zabawę się jutro wybieram. Do miasta. Wie ksiądz, zawód już mam, lata swoje też, do wojska pewnie niedługo pójdę. Ale żeby tak kto o mnie myślał, to jeszcze dziewczynę bym chciał mieć.
- Tata z mamą do myślenia o tobie ci nie wystarczą.
- No wie ksiądz, śmiać się ze mnie będą, żem maminsynek. Na zabawę bym pojechał, jaką dziewczynę zapoznać - z miasta, ładną, mądrą. Tylko tak, no wie ksiądz, nie mam się do miasta jak dostać. Może by mi ksiądz auto pożyczył?
- Wiesz co? - proboszcz stał oniemiały - Nie. Kłopotu sobie i tobie nie chcę robić. Poza tym auto u mechanika mam, sprzęgło wymienia, dopiero po niedzieli będzie gotowe.
- To może ksiądz dobrodziej rower pożyczy?
- Zeniu, nie mam roweru. Nie używam.
- Jak ja się na tę zabawę dostanę? - Zenek stał zrozpaczony nie na żarty. - To może mi ksiądz chociaż buty pożyczy?

Jezus dobiera do grona apostołów rybaków - ubogich ludzi. Myślisz może: co dam Jezusowi? Przecież nic nie mam. A dawać byle co...? Nie, daj siebie: czas, serce. To wystarczy.

2. Tydzień Zwykły

2. tydzień zwykły - poniedziałek 19 stycznia

Mk 2,18-22 Uczniowie Jana i faryzeusze mieli właśnie post. Przyszli więc do Jezusa i pytali: „Dlaczego uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą, a Twoi uczniowie nie poszczą?” Jezus im odpowiedział: „Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego mają u siebie. Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć. Nikt nie przyszywa łaty z surowego sukna do starego ubrania. W przeciwnym razie nowa łata obrywa jeszcze część ze starego ubrania i robi się gorsze przedarcie. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków. W przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki; i wino przepadnie, i bukłaki. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków”.

Różnie ludzie odreagowują swoje stresy. Pewna kobieta w tym celu zwykła wchodzić do sklepu obuwniczego, by kupnem nowych butów zażegnać swoje wzburzenie. Tak było i tym razem. Długo chodziła od półki do półki, od regału do regału. Z pomocą młodej sprzedawczyni przymierzała szpilki, czółenka i kozaki. Żadne nie były dość wygodne i piękne zarazem, by przynieść ukojenie. Wreszcie, w kolejnej założonej na stopy parze poczuła się dobrze, bardzo dobrze, jak w raju.
- Ile kosztują? - spytała sprzedawczyni.
- Nic.
- Jak to, nic? Dlaczego?
- Bo to są buty, w których pani tu przyszła.

Zdarza się, że jak uczniowie Jana i my mierzymy innych: mniej się modlą, rzadziej poszczą... Porównywanie się z innymi, a tym bardziej żywienie pretensji do ich sposobu modlitwy, postu, czy w ogóle życia, jest co najmniej niestosowne.
Właściwe wino we właściwym bukłaku. Powołaniem każdego z nas nie jest czynienie tego samego, ale z jednakową miłością spełnianie woli Bożej względem siebie.


2. tydzień zwykły - wtorek 20 stycznia

Mk 2,23-28 Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy. Na to faryzeusze rzekli do Niego: „Patrz, czemu oni robią w szabat to, czego nie wolno?”. On im odpowiedział: „Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie, i był głodny on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również swoim towarzyszom”. I dodał: „To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest panem szabatu”.

Wbrew zakazowi prawa Koranu młoda kobieta przeszła obok modlącego się na skraju drogi muftiego. Ten szybko skończył bicie czołem w ziemię, zwinął swój dywanik i ruszył, by dogonić kobietę.
- Jak mogłaś to zrobić? Złamałaś prawo! Przeszłaś obok mnie, kiedy odmawiałem modlitwę!
- A co to jest modlitwa? - kobieta zaskoczyła go pytaniem.
- Nie wiesz...? Kiedy się modlę, rozmawiam z Bogiem, a moja dusza i serce wznosi się do nieba.
- Jeżeli twoja dusza i serce były w tej chwili w niebie, jakim cudem zauważyłeś, że przeszłam obok ciebie? - zdziwiła się kobieta.

Jeśli modlisz się naprawdę, jesteś tak blisko Boga, że nie zważasz, co się dzieje obok ciebie. Modlić się, to zapomnieć o innych, o całym świecie, zatopić sie w Bogu, zapomnieć, że ktoś przechodzi obok, że łuska jakieś kłosy, że jest jakiś szabat...
Modlić się, to zatracić się w Nim.


2. tydzień zwykły - środa 21 stycznia

Mk 3,1-6 W dzień szabatu Jezus wszedł do synagogi. Był tam człowiek, który miał uschłą rękę. A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć. On zaś rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: „Stań tu na środku”. A do nich powiedział: „Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego, czy coś złego? Życie ocalić czy zabić?” Lecz oni milczeli. Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka: „Wyciągnij rękę”. Wyciągnął i ręka jego stała się znów zdrowa. A faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić.

Standardowe pytanie na godzinie wychowawczej:
- Kim chcecie być w życiu dorosłym?
- Lekarzem!
- Oficerem!
- Nauczycielką... - wymieniają coraz to nowe profesje dzieci. Tylko jeden chłopiec siedzi nic nie mówiąc.
- A ty, kim chcesz być?
- A ja chce być możliwym.
- Jak to, możliwym?
- Bo moja mama ciągle mi powtarza, że na razie jestem niemożliwy...

Być człowiekiem zatwardziałego serca - faryzeuszem - oznacza niemożliwość - zauważenia, docenienia dobra w ludziach i zdarzeniach wokół.
Panie, uczyń mnie przynajmniej znośnym, czyli możliwym do zniesienia.


2. tydzień zwykły - czwartek 22 stycznia

Mk 3,7-12 Jezus oddalił się ze swymi uczniami w stronę jeziora. A szło za Nim wielkie mnóstwo ludu z Galilei. Także z Judei, z Jerozolimy, z Idumei i Zajordania oraz z okolic Tyru i Sydonu szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o Jego wielkich czynach. Toteż polecił swym uczniom, żeby łódka była dla Niego stale w pogotowiu ze względu na tłum, aby się na Niego nie tłoczyli. Wielu bowiem uzdrowił i wskutek tego wszyscy, którzy mieli jakieś choroby, cisnęli się do Niego, aby się Go dotknąć. Nawet duchy nieczyste na Jego widok padały przed Nim i wołały: „Ty jesteś Syn Boży”. Lecz On surowo im zabraniał, żeby Go nie ujawniały.

Podczas kolacji, na którą pan wójt zaprosił same osobistości z całej gminy, ksiądz proboszcz zauważa w pewnej chwili:
- Ubodzy mają wiele zalet!
- Ja osobiście nie widzę w nich nic szczególnego - oponuje siedzący obok księdza jubiler.
- Zajmuje się pan handlem drogimi kamieniami? - pyta ksiądz.
- W samej rzeczy.
- A ma pan może jakieś przy sobie?
- Oczywiście! - z dumą wyciąga w ku księdzu odwiniętą chustkę aksamitną, w środku której połyskują kosztowne kamienie.
- Nie widzę w nich nic szczególnego - wzdycha ksiądz. - Dobrze oszlifowane kryształki, które ciekawie załamują światło.
- Bo t jest tak, proszę jegomościa, że aby ocenić prawdziwą wartość diamentów, trzeba się na nich znać!
- Dokładnie tak samo jest z ludźmi, drogi panie - wzdycha ksiądz

Ludzie idą do Jezusa tłumnie. Poznali się na Nim, że ich rozumie, że wie o ich potrzebach, że wychodzi im naprzeciw. „Syn Boży”, to fachowiec od ludzkiej biedy.


2. tydzień zwykły - piątek 23 stycznia

Mk 3,13-19 Jezus wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego. I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki i by mieli władzę wypędzać złe duchy. Ustanowił więc Dwunastu: Szymona, któremu nadał imię Piotr; dalej Jakuba, syna Zebedeusza, i Jana, brata Jakuba, którym nadał przydomek Boanerges, to znaczy: Synowie gromu; dalej Andrzeja, Filipa, Bartłomieja, Mateusza, Tomasza, Jakuba, syna Alfeusza, Tadeusza, Szymona Gorliwego i Judasza Iskariotę, który właśnie Go wydał.

Pytał ktoś świętego Jana Vianney’a:
- Dlaczego ksiądz, gdy mówi kazanie, krzyczy tak głośno, zaś modli się po cichu?
- Bo modlitwy kieruję do Boga, a on ma słuch doskonały - odpowiedział proboszcz z Ars. - Zaś kazania mówię do ludzi, a ci często przysypiają albo po prostu są głusi...

Jezus wyszedł na górę i przywołał uczniów. Skoro był na górze, musiał do nich krzyczeć.
Czy słyszysz, co Bóg mówi do ciebie, jak cię woła? Czy też jesteś wśród przysypiających, albo - co gorsza - głuchych?


2. tydzień zwykły - sobota 24 stycznia

Mk 3,20-21 Jezus przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: „Odszedł od zmysłów”.

- Gdzie jest Bóg?
- W niebie.
- Dlaczego więc modląc się tak głęboko pochylasz się do ziemi?
- Bo na ziemi Pan Bóg opiera swoje stopy. Pochylając się do ziemi, dotykam stóp Boga.

Racja: Bóg zwariował, Jezus odszedł od zmysłów. Miast cieszyć się niebem, On schodzi na ziemię, pochyla się nad biednymi tak często, że nawet nie ma czasu na posiłek. Zwariował? Nie. Pochyla się, by w biednych dotknąć stopy Boga. To ziemia jest pierwszym miejscem spotkania człowieka z Bogiem. Takie to Boże zwariowanie.

1. Tydzień Okresu Zwykłego

1. tydzień zwykły - poniedziałek 12 stycznia

Mk 1,14-20
Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”.
Przechodząc brzegiem Jeziora Galilejskiego ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi”. I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim.
Idąc nieco dalej ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim.

Statek pasażerski z Tokyo zawija do portu w Nowym Jorku. Kiedy po trapie schodzi na ląd gwiazda piosenki estradowej, która przez dwa tygodnie koncertowała w Kraju Kwitnącej Wiśni, na nadbrzeżu witają ja wiwatujące tłumy. Tuż za nią postępuje misjonarz, który w Japonii przepracował ostatnie trzydzieści lat. Na niego nikt nie czeka.
- Panie, to niesprawiedliwe! - wzdycha w sercu. I od razu słyszy głos Pana:
- Nie przejmuj się. Ona jest już w swoim prawdziwym domu, a ty jeszcze nie...

W historii powołania apostołów szczególnie zastanawiający jest zwrot „zostawili wszystko”. Zostawić dla Jezus wszystko, oznacza uświadomić somie lokalizację prawdziwego domu - niezniszczalnego, wiecznego, przy wejściu do którego będzie nas witać radość i spontaniczny entuzjazm samego Boga.


1. tydzień zwykły - wtorek 13 stycznia

Mk 1,21-28
W mieście Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie.
Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: „Czego chczesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży”.
Lecz Jezus rozkazał mu surowo: „Milcz i wyjdź z niego”. Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego.
A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: „Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne”. I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej.

Pewien człowiek długie godziny spędzał na modlitwie. Pewnego razu, przerywając zwykły potok pobożnych słów, żachnął się:
- Mam wrażenie, że nic do mnie nie mówisz, Panie.
- A ja mam wrażenie, że ty tylko mówisz i w ogóle mnie nie słuchasz! - odpowiedział mu natychmiast Pan Bóg.

Pozwól Panu Bogu działać, zacznij słuchać, a On ci odpowie. Modlitwa potrzebuje spokoju. Kiedy na modlitwie umiesz mówić, jesteś dopiero na początku drogi do Boga. Kiedy umiesz milczeć i milcząc - słuchać - jesteś znacznie bliżej Niego.


1. tydzień zwykły - środa 14 stycznia

Mk 1,29-39
Po wyjściu z synagogi Jezus przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę. Gorączka ją opuściła i usługiwała im.
Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest.
Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: „Wszyscy Cię szukają”.
Lecz On rzekł do nich: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem”. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.

Spotkało się dwóch hodowców róż. Pierwszy z nich trzyma je w zamkniętym, sterylnym ogrodzie, do którego niechętnie wpuszcza nawet przyjaciół, nikomu nie pozwala ich dotknąć. Drugiego ogród jest otwarty, a on sam chętnie rozdaje kwiaty każdemu, kto go odwiedzi.
- Jak możesz tak marnotrawić swoją hodowlę? - dziwi się pierwszy. - Raczej tak jak ja powinieneś w nagrodę za swój trud sam napawać sie ich widokiem i zapachem...
- A wiesz, że ja właśnie dla zapachu rozdaję moje róże?
- Jak to?
- Bo róże wydają piękną woń w ogrodzie i na stole. Ale najpiękniejszy zapach pozostawiają na dłoniach tych, którzy ofiarują je innym...

Jakże pachną dłonie Jezusa, nie zamknięte dla siebie, ale wciąż otwarte dla ubogich, którym niosą uzdrowienie i radość. Otwórz dłonie. By ci nie zatęchły.


1. tydzień zwykły - czwartek 15 stycznia

Mk 1,40-45
Trędowaty przyszedł do Jezusa i upadając na kolana, prosił Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony.
Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”.
Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.

Umarł minister. Król ogłosił konkurs na jego następcę. Zgłosiło sie wielu chętnych. Mieli do wykonania zadanie: trzeba było otworzyć ciężkie, opatrzone solidnym zamkiem drzwi. Zaglądali do środka, grzebali w nim drutami i przypadkowymi kluczami. Bezskutecznie. Wreszcie przyszedł taki jeden, który ujął klamkę oburącz, nacisnął ja i pchnął drzwi z całych sił, a te otwarły się bez większego trudu, bo zamek, choć solidny, wcale ich nie blokował. Ten też został ministrem.
- Bo odważył się spróbować! - wyjaśnił król zdumionym dworzanom.

Trędowaty też zdał sie na najprostszy sposób otwarcia drzwi Jezusowego serca: zwyczajnie upadł na twarz i prosił. I został uzdrowiony, w przeciwieństwie do wielu, stosujących skomplikowanych medykamentów. Dlaczego prosta modlitwa jest taka skuteczna? Bo oznacza, że ktoś sie odważył...


1. tydzień zwykły - piątek 16 stycznia

Mk 2,1-12
Gdy Jezus po pewnym czasie wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę.
Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus widząc ich wiarę rzekł do paralityka: „Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy”.
A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w duszy: „Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie Bóg sam jeden?”
Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: „Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej powiedzieć do paralityka: «Odpuszczają ci się twoje grzechy», czy też powiedzieć: «Wstań, weź swoje łoże i chodź»? Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów rzekł do paralityka: „Mówię ci: «Wstań, weź swoje łoże i idź do domu»”.
On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: „Jeszcze nie widzieliśmy czegoś podobnego”.

Niewidomy żebrak zarabiał na życie uliczną grą na skrzypcach. Dzięki talentowi i zaradności, nie tylko utrzymał rodzinę, ale jeszcze zebrał całkiem spory mająteczek. Na starość podzielił go między troje z czwórki swoich dzieci. Jedynie najstarszy syn, również niewidomy, nie dostał od ojca ani grosza.
- To niesprawiedliwe, coś zrobił swojemu pierworodnemu! - gorszyli się sąsiedzi.
- Nie obawiajcie się - uspokoił ich. - Ta trójka niczego pożytecznego nie potrafi, więc moje pieniądze pozwolą im nie umrzeć z głodu. A mój pierworodny, choć ociemniały, gra na skrzypcach lepiej ode mnie. Więc on sam sobie w życiu doskonale poradzi i jemu moje pieniądze nie są potrzebne.

Jezus sam wie najlepiej, co komu jest potrzebne. Widać sparaliżowany bardziej potrzebuje czystego sumienia, niż atletycznie sprawnych kończyn.
Kiedy się modlisz, nie wyliczaj przed Panem Bogiem, czego chcesz. Mów: daj mi, Panie, to, co mi jest najbardziej potrzebne. Ty sam wiesz najlepiej, co to takiego.


1. tydzień zwykły - sobota 17 stycznia

Mk 2,13-17
Jezus wyszedł znowu nad jezioro. Cały lud przychodził do Niego, a On go nauczał. A przechodząc ujrzał Lewiego, syna Alfeusza, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: „Pójdź za Mną”. On wstał i poszedł za Nim.
Gdy Jezus siedział w jego domu przy stole, wielu celników i grzeszników siedziało razem z Jezusem i Jego uczniami. Było bowiem wielu, którzy szli za Nim. Niektórzy uczeni w Piśmie spośród faryzeuszów widząc, że je z grzesznikami i celnikami, mówili do Jego uczniów: „Czemu On je i pije z celnikami i grzesznikami?”
Jezus usłyszał to i rzekł do nich: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.

Przyszli do mistrza uczniowie, spierający się o to, co było pierwsze: kura czy jajko. Prosili go, by rozsądził, kto ma rację.
- Kura była pierwsza - udowadniał pierwszy z nich. - Bo gdyby nie było kury, kto zniósłby jajko!
- Masz rację - powiedział mu mistrz.
- A właśnie, że nie - oponował drugi. - Jajko musiało być pierwsze. Z niego wykluła się ta kura! - dowodził drugi.
- Ty też masz rację, dziecko - rozsądził mistrz.
Na to odezwał się trzeci uczeń.
- Mistrzu, ależ to jest tego rodzaju spór, iż żadną miarą oni obaj nie mogą mieć równocześnie racji!
- I ty też masz rację, moje dziecko - westchnął mistrz.

Mateusz pobiera opłaty celne - to zgodne z prawem i słuszne. Jezus powołuje go do grona apostołów - to także słuszne. Obserwujący to faryzeusze gorszą się obcowaniem Jezusa z celnikami. I to także jest na swój sposób słuszne. A kto powiedział, że Miłosierdzie Boże musi być wolne od paradoksów?


2. Niedziela Zwykła - 18 stycznia

J 1, 35-42 Jan stał wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego szukacie?».
Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi, to znaczy: Nauczycielu, gdzie mieszkasz?».
Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej.
Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy Mesjasza», to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa.
A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: «Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz się nazywał Kefas», to znaczy: Piotr.


Dobre rady
Wójt Pawełek cieszył się we wsi niepodważalnym mirem. Dla nikogo nie było tajemnicą, że zna się na wszystkim: od ziarna poczynając na połogu kończąc. Bo Pawełek o wielki świat się otarł. Za Austrii w wojsku kucharzem był i ze swoim pułkiem do Italii nawet zamarudził, o czym w długi zimowe wieczory babom skubiącym pierze i dzieciakom z rozdziawionymi gębulami bez końca opowiadał.
Nic też dziwnego, że Kostkowa, skoro tylko jej kury padać zaczęły po radę do Pawełka poszła.
- Hm - wójt podrapał się po zaszczeciniałym na siwo policzku - a wodę wy im Kostkowa pić dajecie?
- Jużci, że daję, a jakże?
- A jaką to wodę: studzienną, czy uwarzoną?
- Studzienną.
- To uwarzoną trzeba dawać, uwarzoną.
Minął tydzień. Kostkowa jak niemowlęciu jakiemu wodę kurom codziennie gotowała. Ale znów ich parę bez życia rano w kurniku znalazła. Po tygodniu była u Pawełka.
- A ziarno? Pszenicę im jeść dajesz samą?
- A dyć przecież nie chleb z masłem!
- To jęczmienia trochę domieszaj. Pomoże.
Kostkowa ziarno pomieszane dawać zaczęła. I wodę przegotowaną. Ale nic nie pomogło. W ciągu tygodnia kolejnych pięć czy sześć kur żyć przestało.
- Pawełek! Co jeszcze mogę zrobić?
- A ziarno dzień wcześniej we wrzątku namocz. Niech na pęcznieje. Łacniej wole zdzierżą.
I to na niewiele się zdało. Kostkowa miała już wszystkiego dosyć. Oczy jej się z niewyspania w granatowych obwódkach znalazły, a od ganiania do wójta pęcherz się zrobił na pięcie. Ale jeśli Pawełek nie mógł poradzić, to któż inny. Za parę dni znowu furtkę do wójtowej zagrody ciężko popychała. Pawełek siedział na progu i tęsknym wzrokiem po horyzoncie błądząc fajkę ćmił.
- Pawełek! Poradźcie coś. Już mnie to zdrowie kosztuje.
- Słuchaj, Kostkowa, a ile ty właściwie masz tych kur?
- A nic wam do tego, Pawełek. Coście takie dociekliwe?
- Nie o to chodzi. Tylko widzisz, to jest tak: dobrych rad to ja mam jeszcze dużo, tylko czy tobie tych kur wystarczy?

Dobre rady. Każdy ma ich jeszcze dużo w zanadrzu. A jacy jesteśmy szczęśliwi, gdy ktoś nas jeszcze o którąś z nich poprosi! Tylko dlaczego ci ludzi nie idą za nami tłumem? Jeśli chodzi o Jezusa, to niektórym wystarczyło, że zobaczyli gdzie mieszka i przystawali do Niego. A co z nami? Może wciąż za mało Go jeszcze naśladujemy? Nawet w dobrych radach?

Okres Narodzenia Pańskiego

Piątek 2 stycznia

J 1,19-28 Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: „Kto ty jesteś?” On wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: „Ja nie jestem Mesjaszem”.
Zapytali go: „Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?”
Odrzekł: „Nie jestem”.
„Czy ty jesteś prorokiem?”
Odparł: „Nie!”
Powiedzieli mu więc: „Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?”
Odpowiedział: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz”.
A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: „Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?”
Jan im tak odpowiedział: „Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała”.
Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.


Guido Reni: Św. Jan Chrzciciel, 1637



Kandydat na zakonnika puka do bramy klasztoru.
- Jestem już tak uduchowiony, że mógłbym zostać waszym opatem - tłumaczy bratu furtianowi. - Śpię na gołej ziemi, nie jem mięsa i okładam się dyscypliną kilka razy dziennie.
Brat z furty prowadzi go na klasztorny dziedziniec i wskazując na stojącego w kącie osiołka wyjaśnia:
- Ten osiołek też śpi na gołej ziemi, nie je mięsa, a ponieważ jest uparty, więc bierze kije kilka razy dziennie. Jeżeli chcesz przystać do naszej wspólnoty z takimi osiągnięciami, o jakich mówi, musisz pamiętać, że na razie jesteś na etapie osła, nie opata.

Jan też tak mógł powiedzieć: mieszkam na pustyni, poszczę, modle się, mógłbym być mesjaszem... Ileż w Janie jest pokory, kiedy wskazując na Jezusa mówi: Mesjasz. to On.




Sobota 3 stycznia

J 1,29-34 Nazajutrz Jan zobaczył Jezusa, nadchodzącego ku niemu, i rzekł: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym powiedziałem: «Po mnie przyjdzie mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie». Ja Go przedtem nie znałem, ale przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi».
Jan dał takie świadectwo: «Ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim. Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: «Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego nad Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym». Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym”.


Annibale Carracci: Św. Jan Chrzciciel Świadek, 1600



- Czym się różni Arka Noego od Titanica?
- Arka ocalała, a Titanic zatonął...
- Dobrze, czym jeszcze?
- Arka była drewniana, Titanic stalowy. Arka była stosunkowo niewielka, Titanic ogromny...
- Jest jeszcze jedna poważna różnica.
- Jaka?
- Arkę zbudowali amatorzy, a Titanica zawodowcy.

Żaden uczony faryzeusz, żaden uczony w Piśmie, żaden teologiczny zawodowiec nie rozpoznał w Jezusie Mesjasza, tylko Jan - duchowy amator. Czasem chciałbym upomnieć Pana Boga, że zachowuje się nieprofesjonalnie. Tylko brak mi odwagi.


II Niedziela po Narodzeniu Pańskim - 4 stycznia

J 1,1-18 Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Pojawił się człowiek posłany przez Boga - Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz /posłanym/, aby zaświadczyć o światłości. Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. Na świecie było /Słowo/, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego - którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili. A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy. Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie. Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali - łaskę po łasce. Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa. Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, /o Nim/ pouczył.



Moc
Ojciec i dwóch synów w jednej izbie spali. Nie byli biedni, ale też i nie bogaci, z pracy rok swoich i roli się utrzymując. Matusia ich rok temu obumarła. Sami sobie radę dawać musieli. Chłopcom, choć swoje lata mieli, żeniaczka była nie w głowie.
- Rozejrzelibyście się za jaką dziewuchą – nagabywał ich nieraz ojciec. – Na zabawę byście poszli, albo gdzie pierze skubią, to by wam jaka wpadła w oko i w serce może. Babskiej ręki trza w obejściu, co obiad uwarzy, izbę podmiecie, gacie załata.
Ale chłopakom póki co panny nie były w głowie, trochę z przepracowania, trochę z wałkonienia i lenistwa. Próżno było ojcu gadać. Bogu dzięki kuma sąsiadka wieczerzę dla nich co dzień gorącą przyszykowała: a to żur, a to kwaśniczkę, kiedy indziej znowu gęsty krupnik. Dobrze im się spało po całym dniu harówki w polu i takiej kolacji, co miłym ciepłem rozchodzi się po trzewiach. Zazwyczaj – dobrze się spało, bo tej nocy akurat – jak na złość – źle.
- To chyba przez te kumowe pierogi z kapustą – myślał sobie każdy po cichu, słysząc niespokojny oddech swój i pozostałych.
Pierogi były duże, kształtne, okraszone słoniną z przyrumienionymi na wolnym ogniu skwarkami. Ale w środku, w kapuścianym nadzieniu, siedział chyba sam diabeł jakiś, bo po przełknięciu każdego kęsa ogień język palił. Nie pomógł na-wet garniec świeżego podpiwku. Wrócili do domu i zaraz położyli się spać. Sen jednak nie przychodził, pragnieniem od-ganiany.
- Józik! – wystękał wreszcie ojciec – Józik, ty nie śpisz. Przynieśże z sieni kwaterkę wody. Tak mię suszą te pierogi.
- Kiej już śpię, tatulu – wymamrotał Józik spod pierzyny.
- Tak cię pięknie proszę, Józik. Tyś synek mój najlepszy. Kubka wody staremu ojcu nie podasz? Toż Pan Bóg by cię za to pokarał. No idź!
- Tatku, zdaje wam się ino. Śpijcie spokojnie, a rano się napijecie. Trza jeno nie myśleć o wodzie.
- Józik, jak tyś się urodził, pierworodny, to my z matulą nieboszczką co noc nasłuchiwali czy dychasz. A jakeś się rozpłakał sam nieraz wstawałem, żeby co do rozdartej gębuli gałganek w cukrze utytłany. Cmoktałeś tedy słodkie i pokój był na chwilę. To takiś teraz wdzięczny? Ojcu kubka wody odmawiasz?
Nie wytrzymał tego wreszcie Jędruś, młodszy syn, na ławie wedle pieca zasnąć nie mogący.
- Tatku, dajcie pokój – oznajmił spokojnie. – Józik to leń, on i tak nie pójdzie. Sami sobie zajdźcie po wodę. A i mię przynieście trochę, bo mi po tych pierogach srodze w gardle zaschło.
Słowo wcielone dało ludziom moc. Lecz nie wszyscy Słowo i Jego dar przyjęli. Nieraz tak ciężko jest znaleźć w sobie siłę, chęć. A może wystarczy przyjąć Boży dar, odnaleźć w sobie?




Poniedziałek 5 stycznia

J 1,43-51 Jezus postanowił udać się do Galilei. I spotkał Filipa. Jezus powiedział do niego: „Pójdź za Mną”. Filip zaś pochodził z Betsaidy, z miasta Andrzeja i Piotra.
Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: „Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy, Jezusa, syna Józefa, z Nazaretu”.
Rzekł do niego Natanael: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?”
Odpowiedział mu Filip: „Chodź i zobacz”.
Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: „Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu”.
Powiedział do Niego Natanael: „Skąd mnie znasz?”
Odrzekł mu Jezus: „Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym”.
Odpowiedział Mu Natanael: „Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś królem Izraela!”
Odparł mu Jezus: „Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod drzewem figowym? Zobaczysz jeszcze więcej niż to”.
Potem powiedział do niego: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego”.




Pani wychowawczyni pyta przedszkolaka:
- Jak duży jest twój brat?
Chłopiec bez namysłu odpowiada:
- Nie wiem. Bo kiedy rozmawiamy on zawsze się pochyla i jesteśmy równi.

Jezus - by dać się nam rozpoznać - pochyla się do poziomu człowieka. Tylko tak Bóg może spotkać się ze swym stworzeniem - przez zrównanie się, przez uniżenie do jego poziomu.


Wtorek 6 stycznia

Mt 2,1-12 Gdy Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: „Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon”.
Skoro usłyszał to król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz.
Ci mu odpowiedzieli: „W Betlejem judzkim, bo tak napisał prorok:
A ty, Betlejem, ziemio Judy,
nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy,
albowiem z ciebie wyjdzie władca,
który będzie pasterzem ludu mego, Izraela”.
Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: „Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon”. Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę.
A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę.
A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do ojczyzny.


Andrea Mantegna, Pokłon Mędrców, 1500


Ojciec co wieczór czytał swojej córeczce bajki. Na gwiazdkę kupił jej radiomagnetofon i całą stertę nagrań najpiękniejszych, profesjonalnie przeczytanych i muzycznie oprawionych bajek. Wieczorem przed snem zapodał jej jedną z nich. Nazajutrz przy śniadaniu spytał pół żartem:
- I jak, córeczko, podoba ci się ten nowy sprzęt do opowiadania bajek?
- W ogóle mi sie nie podoba - odpowiedziała z powaga dziewczynka.
- Dlaczego, córciu.
- Bo nie można mu usiąść na kolanach.

Mędrcy nie dają darów, oni je „ofiarują z pokłonem”. Dać, to tyle, co wręczyć coś, powiedzieć „masz”, odwrócić sie na pięcie i odejść. Ofiarować z pokłonem, oznacza szacunek. zatrzymanie się na jakiś czas, dłuższy kontakt, rozmowę, dotyk. Panu Bogu nie wypada dawać. Jemu można tylko ofiarować z pokłonem.

Środa 7 stycznia

Mt 4,12-17.23-25 Gdy Jezus usłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei. Opuścił jednak Nazaret, przyszedł i osiadł w Kafarnaum nad jeziorem, na pograniczu Zabulona i Neftalego. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza:
„Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego.
Droga morska,
Zajordanie,
Galileja pogan.
Lud, który siedział w ciemności,
ujrzał światło wielkie,
i mieszkańcom cienistej krainy śmierci
światło wzeszło”.
Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie”.
I obchodził Jezus całą Galileję, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu. A wieść o Nim rozeszła się po całej Syrii. Przynoszono więc do Niego wszystkich cierpiących, których dręczyły rozmaite choroby i dolegliwości, opętanych, epileptyków i paralityków, a On ich uzdrawiał. I szły za Nim liczne tłumy z Galilei i z Dekapolu, z Jerozolimy, z Judei i z Zajordania.




 Do zakonnego zielarza przychodzi zalękniony człowiek.
- Daj mi jakiś specyfik na strach przed Panem Bogiem.
- Nie mam takiego - odpowiada zakonnik, rozkładając ręce. I po chwili dodaje:
- Ale każde zioło, które leczy choroby, jest równocześnie środkiem na to, byś pokochał Pana Boga.

Jezus naucza i leczy, głosi, że Boga nie trzeba się lękać, ale kochać. Bojaźń Boża oznacza nie strach, ale szacunek zbudowany na miłości.


Czwartek 8 stycznia

Mk 6,34-44 Gdy Jezus ujrzał wielki tłum, ogarnęła Go litość nad nimi; byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać.
A gdy pora była już późna, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: „Miejsce jest puste, a pora już późna. Odpraw ich. Niech idą do okolicznych osiedli i wsi, a kupią sobie coś do jedzenia”.
Lecz On im odpowiedział: „Wy dajcie im jeść”.
Rzekli Mu: „Mamy pójść i za dwieście denarów kupić chleba, żeby im dać jeść?”
On ich spytał: „Ile macie chlebów? Idźcie, zobaczcie !”
Gdy się upewnili, rzekli: „Pięć i dwie ryby”.
Wtedy polecił im wszystkim usiąść gromadami na zielonej trawie. I rozłożyli się gromada przy gromadzie, po stu i po pięćdziesięciu.
A wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo, połamał chleby i dawał uczniom, by kładli przed nimi. Także dwie ryby rozdzielił między wszystkich. Jedli wszyscy do sytości i zebrali jeszcze dwanaście pełnych koszów ułomków i ostatki z ryb. A tych, którzy jedli chleby, było pięć tysięcy mężczyzn. 


Giovanni Lanfranco: Cud rozmnożenia chleba i ryb.

- Proszę księdza, przychodzę prosić o pomoc dla pewnej rodziny. Tylko ojciec pracuje dorywczo, brakuje im pieniędzy, od pół roku nie płacą czynszu. Grozi im teraz eksmisja z nieopłacanego mieszkania. Lada dzień znajdą się na bruku.
- A kim pan jest, że tak dobrze zna sytuację tej rodziny i tak uprzejmie prosi o pomoc dla niej?
- Właścicielem kamienicy, w której mieszkają!

Wy dajcie im jeść - mówi Jezus apostołom. To ciekawe, że nie nasyca tłumnego głodu w jakiś cudowny sposób, nie dokonuje czarodziejskiego pojawienia się chleba wśród siedzących czy też w połach płaszcza każdego z nich. Bierze chleb, łamie, dzieli i rozdaje, każdy kawałek chleba przechodzi przez Jego ręce. Zawstydza apostołów, którzy pouczali Go: każ im się rozejść. To taka lekcja dla każdego z nas: nie mów, co trzeba zrobić. Tylko bierz się do roboty.


Piątek 9 stycznia

Mk 6,45-52 Kiedy Jezus nasycił pięć tysięcy mężczyzn, zaraz przynaglił swych uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, do Betsaidy, zanim odprawi tłum. Gdy rozstał się z nimi, odszedł na górę, aby się modlić.
Wieczór zapadł, łódź była na środku jeziora, a On sam jeden na lądzie. Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze, i chciał ich minąć.
Oni zaś, gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa, i zaczęli krzyczeć. Widzieli Go bowiem wszyscy i zatrwożyli się. Lecz On zaraz przemówił do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”. I wszedł do nich do łodzi, a wiatr się uciszył.
Oni tym bardziej byli zdumieni w duszy, że nie zrozumieli sprawy z chlebami, gdyż umysł ich był otępiały.


  Pewien utytułowany teolog trafił na spotkanie modlitewne.
- Za co tak gorąco wielbicie Boga?
- Za to, że Naród Wybrany przeprowadził bezpiecznie przez Morze Czerwone.
- Och, to nic wielkiego. To nie było takie morze, jak nasze, ale płyciutkie morze trzcin, rodzaj rozlewisk, które nawet dzieci mogły przejść spokojnie brodząc.
Za tydzień utytułowany teolog znów znalazł się w tym samym gronie.
- A dziś za co tak gorąco wielbicie Boga?
- Za to, że w tak płytkiej wodzie potopił faraona i jego wojsko...

Jezus jest panem wody: kroczy po jeziorze, ucisza burzę, wskazuje miejsce obfitego połowu - jak Jahwe stwarzający i rozdzielający wody, przechodzący przez morze Izrael czy Eliasz, który tak samo cudownie pokonuje Jordan. Próba zrozumienia tego, czy wytłumaczenia, osłabia człowieka, napawa strachem. Zaufanie Jezusowi rodzi prawdziwą odwagę.


Sobota 10 stycznia

Łk 4,14-22a Jezus powrócił w mocy Ducha do Galilei, a wieść o Nim rozeszła się po całej okolicy. On zaś nauczał w ich synagogach, wysławiany przez wszystkich.
Przyszedł również do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę, natrafił na miejsce, gdzie było napisane:
„Duch Pański spoczywa na Mnie,
ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie,
abym ubogim niósł dobrą nowinę,
więźniom głosił wolność,
a niewidomym przejrzenie;
abym uciśnionych odsyłał wolnych,
abym obwoływał rok łaski od Pana”.
Zwinąwszy księgę oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione.
Począł więc mówić do nich: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”. A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego.




Zdobył tajemnicę kamienia filozoficznego, którego dotyk miał wszystko zmieniać w drogocenne złoto. Kamień miał leże wśród tysięcy innych, zlegających morskiej wybrzeże. Wyróżniało go tylko to, że był niezwykle ciężki, suchy i gorący. Ruszył więc na poszukiwania. Od rana do wieczora pochylał się, brak do ręki kamień, ważył, sprawdzał temperaturę i wilgotność, a potem sprawdzony kamień wrzucał do wody, żeby drugi raz go nie badać. Na tym nieustannym schylaniu się, wybieraniu i odrzucaniu kamieni, upłynął mu cały dzień. Potem drugi i trzeci.., tydzień i miesiąc, rok cały. Nabrał wprawy. Wystarczył mu ułamek sekundy na podniesienie i ocenę kolejnego kamienia.
- Jutro kończę tę robotę - pomyślał. - To dłużej nie ma sensu.
W tej chwili poczuł coś nowego. To był uporczywy, trwający już jakiś czas, piekący ból. Podniósł dłoń do oczu. Palce były poparzone. Miał przed chwilą w ręku gorący kamień! Gorący, suchy i niezwykle ciężki. Pięć, dziesięć minut temu... Z przyzwyczajenia, bezmyślnie, wyrzucił go, jak wszystkie inne przez te miesiące spędzone na brzegu - w morze. Stracił swój cudowny kamień. Miał go i wyrzucił.

Przyzwyczajenie usypia, odmóżdża, odwraca uwagę. Tak się nie czyta Pisma. Trzeba się zatrzymać nad każdym słowem, odnaleźć w nim miłość i moc samego Jezusa.


Niedziela Chrztu Pańskiego - 11 stycznia

Mk 1, 6b-11 Jan Chrzciciel tak głosił: «Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym».
W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: «Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie». 


Leonardo da Vinci, Andrea del Veroccio: Chrzest Chrzest Jezusa, 1470

Usłyszeć

- On niekąsaty jest, nie ugryzie – ksiądz Mateusz pokręcił głową widząc strach w oczach Matlaka. Azor rwał się ku niemu, ale niegroźnie: poszczekiwał wesoło, kręcił ogonem i przytupywał przednimi łapami.
- Ja wiem, księże dobrodzieju, że on nie gryzie. Ale nie jestem pewien, czy on sam wie, że jest łagodny.
Ciężko było dyskutować nad psim stanem samoświadomości. Ksiądz Mateusz nic już nie powiedział, tylko pomachał im na pożegnanie. Aza, matka Azora, zaskomliła po psiemu i trąciła mokrym nosem zaciśniętą w pięść dłoń proboszcza, w której grzała się malinowa landrynka – słodki erzac kości.
- Trudno – mruknął do siebie ksiądz Mateusz. – Pocieszny szczeniak wyrósł na brytana, a dla dwóch psów na małej plebani miejsca trochę za mało. U Matlaków źle mu nie będzie.
Minął tydzień. W kolejną sobotę z samego rana ksiądz Mateusz zaczął usilnie poszukiwać jakiegoś konkretnego tema-tu na niedzielne kazanie. Nadaremnie. W głowie kłębiły mu się stada nieokiełznanych pomysłów, nijak nie mogących od-naleźć wspólnego mianownika.
- Przejdę się – westchnął. – Może po drodze, na świeżym powietrzu znajdę natchnienie.
Jakoś tak bezwiednie zdjął z wieszaka w przedpokoju smycz. Zacisnął sprzączkę na obroży Azy i ruszył przed siebie. Suczka przyuczona za młodu szła równo z nogą. Kiedy tylko skręcili w dróżkę prowadzącą do Matlaków wyraźnie się ożywiła i tylko mocny uścisk rzemienia powstrzymywał ją przed kłusem. Z daleka coś zaszczekało znajomo. Aza postawiła uszy. O proboszczu trudno powiedzieć tak samo, więc przyjmijmy, że mocniej zabiło mu serce. To był Azor. Biegał wzdłuż płotu, wewnątrz obejścia Matlaków. Kiedy się z nim zrównali przywitał się po psiemu z matką i byłym panem. Dopiero teraz ksiądz Mateusz spostrzegł stojący przed bramą radiowóz policyjny.
- Szczęść Boże! – uśmiechnął się do wyraźnie zasmuconego Matlaka i stojącego obok funkcjonariusza z grubym notesem.
- Daj Boże, daj Boże! – Mruknęli obaj nierówno.
- Czy coś się stało? – proboszcz przystanął.
- Ano stało się, księże dobrodzieju. I to wszystko przez tego głupiego psa, co to nam go ksiądz dał.
- Przez psa? Ale co przez psa?
- No niech sobie ksiądz wyobrazi, że tej nocy tak głośno szczekał, że nie słyszeliśmy, jak złodzieje wybili okno w budynku gospodarczym i nas doszczętnie okradli.
Nad Jordanem głos z nieba powiedział: To jest mój Syn Umiłowany. A ludzie nie usłyszeli, nie pojęli. Choć trochę ścisz radio, telewizor, siebie, by usłyszeć głos Boga.