3. tydzień zwykły

3. tydzień zwykły - poniedziałek

Mk 3,22-30
Uczeni w Piśmie, którzy przyszli z Jerozolimy, mówili o Jezusie: „Ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy”.
Wtedy Jezus przywołał ich do siebie i mówił im w przypowieściach: „Jak może szatan wyrzucać szatana? Jeśli jakieś królestwo wewnętrznie jest skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. Jeśli więc szatan powstał przeciw sobie i wewnętrznie jest skłócony, to nie może się ostać, lecz koniec z nim. Nie, nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić, jeśli mocarza wpierw nie zwiąże, i wtedy dom jego ograbi.
Zaprawdę powiadam wam: wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego”. Mówili bowiem: „Ma ducha nieczystego”.

W czasach, kiedy w kościołach nie było jeszcze prądu organista potrzebował pomocnika, który depcząc drewnianą dźwignię pompował powietrze do miechów, stąd dostarczane następnie do piszczałek. To deptanie nazywano „kalikowaniem”, a depczącego określano mianem „kalikanta”.
- To co, ostatnią Mszę dzisiaj gramy i do domu! - zagadnął pomocnik organistę w zacnym kościele.
- Jak to gramy? - oburzył się mistrz klawiatury. - Jak to gramy? Ja gram!
Zaczęła się Msza. Próżno organista przebiega palcami po klawiaturze. Organy milczą. Nawet mdły podmuch powietrza nie dociera do piszczałek, więc trudno oczekiwać, że wydadzą jakikolwiek dźwięk. By ratować resztki honoru intonuje pieśń, która kościół śpiewa a capella. Zaraz też biegnie do pomocnika ukrytego za ściana piszczałek. Kalikant siedzi z założonymi rękami.
- Przepraszam - organista wyciąga rękę na zgodę. Podczas kolejnej pieśni organy swym dźwiękiem wprawiają mury zacnego kościoła w drżenie.

Faryzeusze miotają w stronę Jezusa stek oskarżeń. Nie jest nam potrzebny, sami sobie poradzimy - myślą. Głupcy. Wszak sami z siebie nie wydadzą nawet lichego dźwięku. Dopiero tchnienie Jezusa budzi wprawiającą w drżenie melodię.


3. tydzień zwykły - wtorek

Mk 3,31-35
Nadeszła Matka Jezusa i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: „Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie”.
Odpowiedział im: „Któż jest moją matką i którzy są braćmi?” I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”.

Nie był księdzem. Nie mówił kazań. Nie potrafił pięknie śpiewać. Jedynie co mógł zrobić, to zaprosić na niedzielny obiad dwie, trzy osoby. I robił to. Przy okazji rozmawiał z nimi o Panu Bogu.
Trwało to trzydzieści lat. Już na łożu śmierci doliczył się stu pięćdziesięciu ludzi, których w ten sposób udało mu się nawrócić.

Nie trzeba być Matką czy bratem Jezusa, nie trzeba być papieżem, biskupem ani księdzem, by nawracać ludzi, żeby ich przyciągać do Pana Boga. Wystarczy odrobina dobrych chęci, zamieniona w czyn.


3. tydzień zwykły - środa

Mk 4,1-20
Jezus znowu zaczął nauczać nad jeziorem i bardzo wielki tłum ludzi zebrał się przy Nim. Dlatego wszedł do łodzi i usiadł w niej na jeziorze, a cały lud stał na brzegu jeziora. Uczył ich wiele w przypowieściach i mówił im w swojej nauce:
„Słuchajcie: Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedno padło na drogę; i przyleciały ptaki, i wydziobały je. Inne padło na miejsce skaliste, gdzie nie miało wiele ziemi, i wnet wzeszło, bo gleba nie była głęboka. Lecz po wschodzie słońca przypaliło się i nie mając korzenia, uschło. Inne znów padło między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je, tak że nie wydało owocu. Inne w końcu padły na ziemię żyzną, wzeszły, wyrosły i wydały plon: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny”. I dodał: „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”.
A gdy był sam, pytali Go ci, którzy przy Nim byli razem z Dwunastoma, o przypowieści. On im odrzekł: „Wam dana jest tajemnica królestwa Bożego, dla tych zaś, którzy są poza wami, wszystko dzieje się w przypowieściach, aby patrzyli oczami, a nie widzieli, słuchali uszami, a nie rozumieli, żeby się nie nawrócili i nie była im wydana tajemnica”.
I mówił im: „Nie rozumiecie tej przypowieści? Jakże zrozumiecie inne przypowieści?
Siewca sieje słowo. A oto są ci posiani na drodze: u nich sieje się słowo, a skoro je usłyszą, zaraz przychodzi szatan i porywa słowo zasiane w nich. Podobnie na miejscach skalistych posiani są ci, którzy gdy usłyszą słowo, natychmiast przyjmują je z radością; lecz nie mają w sobie korzenia i są niestali. Gdy potem przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamują. Są inni, którzy są zasiani między ciernie: to są ci, którzy słuchają wprawdzie słowa, lecz troski tego świata, ułuda bogactwa i inne żądze wciskają się i zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne. W końcu na ziemię żyzną zostali posiani ci, którzy słuchają słowa, przyjmują je i wydają owoc: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny”.

- Dużo pracujesz? - pyta lekarz swojego kolegę z bloku operacyjnego.
- Dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Wiem, wiem, tak się mówi.
- Nie, mówię serio. Widzisz, kiedyś chciałem zostać misjonarzem. Ale jako jedynak musiałem pozostać przy starzejących się rodzicach. Zrezygnowałem z planów. Mam jednak kolegę, misjonarza w Ameryce Południowej. Co miesiąc posyłam mu połowę mojej wypłaty. Kiedy ja tutaj śpię, on tam, na drugiej półkuli pracuje. Kiedy wstaję, on kładzie się spać. W ten sposób faktycznie pracuję dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Człowiek przynoszący owoc, jest jak anioł w niebie: służy Bogu bez ustanku, nawet wówczas, gdy śpi. W każdym razie umie to sobie tak zorganizować, by służyć bez ustanku.


3. tydzień zwykły - czwartek

Mk 4,21-25
Jezus mówił ludowi:
„Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku? Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”.
I mówił im: „Uważajcie na to, czego słuchacie. Taką samą miarą, jaką wy mierzycie, odmierzą wam i jeszcze wam dołożą. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma”.

Król zachorowawszy wezwał do siebie medyka. Nim pozwolił mu sie zbadać, ostrzegł do jednak stanowczo:
- Zważ, iż masz do czynienia z majestatem królewskim, więc traktuj mnie z należną czcią, nie zaś jak pierwszego lepszego nieszczęśnika, z którym masz do czynienia na co dzień.
- Bądź wasz wysokość spokojny, gdyż każdy z tych nieszczęśników jest w moich oczach jak sam król!

Być światłem, to znaczy świecić wszystkim jednakowo jasnym światłem, nie tylko dla ważnych czy wybranych, każdego traktować jak króla, jak samego Chrystusa, każdego mierzyć jednaką miarą miłości.


3. tydzień zwykły - piątek

Mk 4,26-34
Jezus mówił do tłumów:
„Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. A gdy stan zboża na to pozwala, zaraz zapuszcza sierp, bo pora już na żniwo”.
Mówił jeszcze: „Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu”.
W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli ją zrozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom.

Ogrodnik oprowadzał przyjaciela po swym sadzie. Szli wzdłuż i w szerz drzew równych, prostych, obsypanych owocem jak wojsko na defiladzie orderami. Aż nagle - co to? Regularny szereg karnych drzew zakłóciło jedno wyłamujące się z ogólnego porządku: rosło krzywo, poza szeregiem, koślawe, pokrzywione, wstyd i obraza.
- Na twoim miejscu natychmiast pozbyłbym sie tego drzewa, które psuje doskonale panujący tutaj porządek - westchnął gość.
- Też bym tak zrobił - odpowiedział ogrodnik - gdyby nie fakt, iż co roku zbieram z niego trzykrotnie więcej owoców, niż z każdego innego drzewka, które rośnie prosto.

Jedno o wzroście Królestwa Bożego można powiedzieć z całą pewnością: jest on tajemnicą. I nieoczekiwanie najwięcej pożytku przynosi mu to, co pokrzywione, cierpiące i słabe. I co ludzie najchętniej wyrwaliby i wyrzucili spośród siebie, żeby nie psuło widoku ani statystyk.


3. tydzień zwykły - sobota

Mk 4,35-41
Przez cały dzień Jezus nauczał w przypowieściach. Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do uczniów: „Przeprawmy się na drugą stronę”. Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim.
Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź się już napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: „Milcz, ucisz się”. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza.
Wtedy rzekł do nich: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego : „Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?”

Legenda o Janie Gutenbergu z Moguncji, wynalazcy druku, mówi, iż kiedy już miał swój pomysł wcielić w życie, pewnej nocy usłyszeć we śnie ostrzeżenie. Nieznany głos szeptał doń natarczywie:
- Ludzie użyją twojego wynalazku do głoszenia oszczerstw, kłamstw i pomówień. Będą nim gorszyć i przywodzić niewinnych do zguby...
Rakiem, bez wahania, ujął w dłoń ciężki młot i porozbijał do szczętu wcześniej przygotowane czcionki. Ale następnej nocy znów miał sen.
- Dzięki temu, co wymyśliłeś, Dobra Nowina dotrze na krańce ziemi - mówił inny, ciepły głos.
Rano pozbierał okruchy czcionek. Naprawił je, odlał na nowo, wrócił do życia. Pierwszą odciśniętą przezeń księgą było Pismo święte.

Jezus nie przeklina burzy, lecz wykorzystuje ją do ukazania swej mocy. Patrz na Niego i ucz się: nie ma co się boczyć na narzędzia grzechu, ale przemieniać je w narzędzia dobra.

2. tydzień zwykły

2. tydzień zwykły - poniedziałek

Mk 2,18-22 Uczniowie Jana i faryzeusze mieli właśnie post. Przyszli więc do Jezusa i pytali: „Dlaczego uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą, a Twoi uczniowie nie poszczą?” Jezus im odpowiedział: „Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego mają u siebie. Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą pościć. Nikt nie przyszywa łaty z surowego sukna do starego ubrania. W przeciwnym razie nowa łata obrywa jeszcze część ze starego ubrania i robi się gorsze przedarcie. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków. W przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki; i wino przepadnie, i bukłaki. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków”.

Różnie ludzie odreagowują swoje stresy. Pewna kobieta w tym celu zwykła wchodzić do sklepu obuwniczego, by kupnem nowych butów zażegnać swoje wzburzenie. Tak było i tym razem. Długo chodziła od półki do półki, od regału do regału. Z pomocą młodej sprzedawczyni przymierzała szpilki, czółenka i kozaki. Żadne nie były dość wygodne i piękne zarazem, by przynieść ukojenie. Wreszcie, w kolejnej założonej na stopy parze poczuła się dobrze, bardzo dobrze, jak w raju.
- Ile kosztują? - spytała sprzedawczyni.
- Nic.
- Jak to, nic? Dlaczego?
- Bo to są buty, w których pani tu przyszła.

Zdarza się, że jak uczniowie Jana i my mierzymy innych: mniej się modlą, rzadziej poszczą... Porównywanie się z innymi, a tym bardziej żywienie pretensji do ich sposobu modlitwy, postu, czy w ogóle życia, jest co najmniej niestosowne.
Właściwe wino we właściwym bukłaku. Powołaniem każdego z nas nie jest czynienie tego samego, ale z jednakową miłością spełnianie woli Bożej względem siebie.


2. tydzień zwykły - wtorek

Mk 2,23-28 Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy. Na to faryzeusze rzekli do Niego: „Patrz, czemu oni robią w szabat to, czego nie wolno?”. On im odpowiedział: „Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie, i był głodny on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również swoim towarzyszom”. I dodał: „To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest panem szabatu”.

Wbrew zakazowi prawa Koranu młoda kobieta przeszła obok modlącego się na skraju drogi muftiego. Ten szybko skończył bicie czołem w ziemię, zwinął swój dywanik i ruszył, by dogonić kobietę.
- Jak mogłaś to zrobić? Złamałaś prawo! Przeszłaś obok mnie, kiedy odmawiałem modlitwę!
- A co to jest modlitwa? - kobieta zaskoczyła go pytaniem.
- Nie wiesz...? Kiedy się modlę, rozmawiam z Bogiem, a moja dusza i serce wznosi się do nieba.
- Jeżeli twoja dusza i serce były w tej chwili w niebie, jakim cudem zauważyłeś, że przeszłam obok ciebie? - zdziwiła się kobieta.

Jeśli modlisz się naprawdę, jesteś tak blisko Boga, że nie zważasz, co się dzieje obok ciebie. Modlić się, to zapomnieć o innych, o całym świecie, zatopić sie w Bogu, zapomnieć, że ktoś przechodzi obok, że łuska jakieś kłosy, że jest jakiś szabat...
Modlić się, to zatracić się w Nim.


2. tydzień zwykły - środa

Mk 3,1-6 W dzień szabatu Jezus wszedł do synagogi. Był tam człowiek, który miał uschłą rękę. A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć. On zaś rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: „Stań tu na środku”. A do nich powiedział: „Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego, czy coś złego? Życie ocalić czy zabić?” Lecz oni milczeli. Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka: „Wyciągnij rękę”. Wyciągnął i ręka jego stała się znów zdrowa. A faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić.

Standardowe pytanie na godzinie wychowawczej:
- Kim chcecie być w życiu dorosłym?
- Lekarzem!
- Oficerem!
- Nauczycielką... - wymieniają coraz to nowe profesje dzieci. Tylko jeden chłopiec siedzi nic nie mówiąc.
- A ty, kim chcesz być?
- A ja chce być możliwym.
- Jak to, możliwym?
- Bo moja mama ciągle mi powtarza, że na razie jestem niemożliwy...

Być człowiekiem zatwardziałego serca - faryzeuszem - oznacza niemożliwość - zauważenia, docenienia dobra w ludziach i zdarzeniach wokół.
Panie, uczyń mnie przynajmniej znośnym, czyli możliwym do zniesienia.


2. tydzień zwykły - czwartek

Mk 3,7-12 Jezus oddalił się ze swymi uczniami w stronę jeziora. A szło za Nim wielkie mnóstwo ludu z Galilei. Także z Judei, z Jerozolimy, z Idumei i Zajordania oraz z okolic Tyru i Sydonu szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o Jego wielkich czynach. Toteż polecił swym uczniom, żeby łódka była dla Niego stale w pogotowiu ze względu na tłum, aby się na Niego nie tłoczyli. Wielu bowiem uzdrowił i wskutek tego wszyscy, którzy mieli jakieś choroby, cisnęli się do Niego, aby się Go dotknąć. Nawet duchy nieczyste na Jego widok padały przed Nim i wołały: „Ty jesteś Syn Boży”. Lecz On surowo im zabraniał, żeby Go nie ujawniały.

Podczas kolacji, na którą pan wójt zaprosił same osobistości z całej gminy, ksiądz proboszcz zauważa w pewnej chwili:
- Ubodzy mają wiele zalet!
- Ja osobiście nie widzę w nich nic szczególnego - oponuje siedzący obok księdza jubiler.
- Zajmuje się pan handlem drogimi kamieniami? - pyta ksiądz.
- W samej rzeczy.
- A ma pan może jakieś przy sobie?
- Oczywiście! - z dumą wyciąga w ku księdzu odwiniętą chustkę aksamitną, w środku której połyskują kosztowne kamienie.
- Nie widzę w nich nic szczególnego - wzdycha ksiądz. - Dobrze oszlifowane kryształki, które ciekawie załamują światło.
- Bo t jest tak, proszę jegomościa, że aby ocenić prawdziwą wartość diamentów, trzeba się na nich znać!
- Dokładnie tak samo jest z ludźmi, drogi panie - wzdycha ksiądz

Ludzie idą do Jezusa tłumnie. Poznali się na Nim, że ich rozumie, że wie o ich potrzebach, że wychodzi im naprzeciw. „Syn Boży”, to fachowiec od ludzkiej biedy.


2. tydzień zwykły - piątek

Mk 3,13-19 Jezus wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego. I ustanowił Dwunastu, aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki i by mieli władzę wypędzać złe duchy. Ustanowił więc Dwunastu: Szymona, któremu nadał imię Piotr; dalej Jakuba, syna Zebedeusza, i Jana, brata Jakuba, którym nadał przydomek Boanerges, to znaczy: Synowie gromu; dalej Andrzeja, Filipa, Bartłomieja, Mateusza, Tomasza, Jakuba, syna Alfeusza, Tadeusza, Szymona Gorliwego i Judasza Iskariotę, który właśnie Go wydał.

Pytał ktoś świętego Jana Vianney’a:
- Dlaczego ksiądz, gdy mówi kazanie, krzyczy tak głośno, zaś modli się po cichu?
- Bo modlitwy kieruję do Boga, a on ma słuch doskonały - odpowiedział proboszcz z Ars. - Zaś kazania mówię do ludzi, a ci często przysypiają albo po prostu są głusi...

Jezus wyszedł na górę i przywołał uczniów. Skoro był na górze, musiał do nich krzyczeć.
Czy słyszysz, co Bóg mówi do ciebie, jak cię woła? Czy też jesteś wśród przysypiających, albo - co gorsza - głuchych?


2. tydzień zwykły - sobota

Mk 3,20-21 Jezus przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: „Odszedł od zmysłów”.

- Gdzie jest Bóg?
- W niebie.
- Dlaczego więc modląc się tak głęboko pochylasz się do ziemi?
- Bo na ziemi Pan Bóg opiera swoje stopy. Pochylając się do ziemi, dotykam stóp Boga.

Racja: Bóg zwariował, Jezus odszedł od zmysłów. Miast cieszyć się niebem, On schodzi na ziemię, pochyla się nad biednymi tak często, że nawet nie ma czasu na posiłek. Zwariował? Nie. Pochyla się, by w biednych dotknąć stopy Boga. To ziemia jest pierwszym miejscem spotkania człowieka z Bogiem. Takie to Boże zwariowanie.

1. tydzień zwykły

1. tydzień zwykły - poniedziałek

Mk 1,14-20
Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”.
Przechodząc brzegiem Jeziora Galilejskiego ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi”. I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim.
Idąc nieco dalej ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim.

Statek pasażerski z Tokyo zawija do portu w Nowym Jorku. Kiedy po trapie schodzi na ląd gwiazda piosenki estradowej, która przez dwa tygodnie koncertowała w Kraju Kwitnącej Wiśni, na nadbrzeżu witają ja wiwatujące tłumy. Tuż za nią postępuje misjonarz, który w Japonii przepracował ostatnie trzydzieści lat. Na niego nikt nie czeka.
- Panie, to niesprawiedliwe! - wzdycha w sercu. I od razu słyszy głos Pana:
- Nie przejmuj się. Ona jest już w swoim prawdziwym domu, a ty jeszcze nie...

W historii powołania apostołów szczególnie zastanawiający jest zwrot „zostawili wszystko”. Zostawić dla Jezus wszystko, oznacza uświadomić somie lokalizację prawdziwego domu - niezniszczalnego, wiecznego, przy wejściu do którego będzie nas witać radość i spontaniczny entuzjazm samego Boga.


1. tydzień zwykły - wtorek

Mk 1,21-28
W mieście Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie.
Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: „Czego chczesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży”.
Lecz Jezus rozkazał mu surowo: „Milcz i wyjdź z niego”. Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego.
A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: „Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne”. I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej.

Pewien człowiek długie godziny spędzał na modlitwie. Pewnego razu, przerywając zwykły potok pobożnych słów, żachnął się:
- Mam wrażenie, że nic do mnie nie mówisz, Panie.
- A ja mam wrażenie, że ty tylko mówisz i w ogóle mnie nie słuchasz! - odpowiedział mu natychmiast Pan Bóg.

Pozwól Panu Bogu działać, zacznij słuchać, a On ci odpowie. Modlitwa potrzebuje spokoju. Kiedy na modlitwie umiesz mówić, jesteś dopiero na początku drogi do Boga. Kiedy umiesz milczeć i milcząc - słuchać - jesteś znacznie bliżej Niego.


1. tydzień zwykły - środa

Mk 1,29-39
Po wyjściu z synagogi Jezus przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę. Gorączka ją opuściła i usługiwała im.
Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest.
Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: „Wszyscy Cię szukają”.
Lecz On rzekł do nich: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem”. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.

Spotkało się dwóch hodowców róż. Pierwszy z nich trzyma je w zamkniętym, sterylnym ogrodzie, do którego niechętnie wpuszcza nawet przyjaciół, nikomu nie pozwala ich dotknąć. Drugiego ogród jest otwarty, a on sam chętnie rozdaje kwiaty każdemu, kto go odwiedzi.
- Jak możesz tak marnotrawić swoją hodowlę? - dziwi się pierwszy. - Raczej tak jak ja powinieneś w nagrodę za swój trud sam napawać sie ich widokiem i zapachem...
- A wiesz, że ja właśnie dla zapachu rozdaję moje róże?
- Jak to?
- Bo róże wydają piękną woń w ogrodzie i na stole. Ale najpiękniejszy zapach pozostawiają na dłoniach tych, którzy ofiarują je innym...

Jakże pachną dłonie Jezusa, nie zamknięte dla siebie, ale wciąż otwarte dla ubogich, którym niosą uzdrowienie i radość. Otwórz dłonie. By ci nie zatęchły.


1. tydzień zwykły - czwartek

Mk 1,40-45
Trędowaty przyszedł do Jezusa i upadając na kolana, prosił Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony.
Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”.
Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.

Umarł minister. Król ogłosił konkurs na jego następcę. Zgłosiło sie wielu chętnych. Mieli do wykonania zadanie: trzeba było otworzyć ciężkie, opatrzone solidnym zamkiem drzwi. Zaglądali do środka, grzebali w nim drutami i przypadkowymi kluczami. Bezskutecznie. Wreszcie przyszedł taki jeden, który ujął klamkę oburącz, nacisnął ja i pchnął drzwi z całych sił, a te otwarły się bez większego trudu, bo zamek, choć solidny, wcale ich nie blokował. Ten też został ministrem.
- Bo odważył się spróbować! - wyjaśnił król zdumionym dworzanom.

Trędowaty też zdał sie na najprostszy sposób otwarcia drzwi Jezusowego serca: zwyczajnie upadł na twarz i prosił. I został uzdrowiony, w przeciwieństwie do wielu, stosujących skomplikowanych medykamentów. Dlaczego prosta modlitwa jest taka skuteczna? Bo oznacza, że ktoś sie odważył...


1. tydzień zwykły - piątek

Mk 2,1-12
Gdy Jezus po pewnym czasie wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę.
Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus widząc ich wiarę rzekł do paralityka: „Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy”.
A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w duszy: „Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, jeśli nie Bóg sam jeden?”
Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: „Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej powiedzieć do paralityka: «Odpuszczają ci się twoje grzechy», czy też powiedzieć: «Wstań, weź swoje łoże i chodź»? Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów rzekł do paralityka: „Mówię ci: «Wstań, weź swoje łoże i idź do domu»”.
On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: „Jeszcze nie widzieliśmy czegoś podobnego”.

Niewidomy żebrak zarabiał na życie uliczną grą na skrzypcach. Dzięki talentowi i zaradności, nie tylko utrzymał rodzinę, ale jeszcze zebrał całkiem spory mająteczek. Na starość podzielił go między troje z czwórki swoich dzieci. Jedynie najstarszy syn, również niewidomy, nie dostał od ojca ani grosza.
- To niesprawiedliwe, coś zrobił swojemu pierworodnemu! - gorszyli się sąsiedzi.
- Nie obawiajcie się - uspokoił ich. - Ta trójka niczego pożytecznego nie potrafi, więc moje pieniądze pozwolą im nie umrzeć z głodu. A mój pierworodny, choć ociemniały, gra na skrzypcach lepiej ode mnie. Więc on sam sobie w życiu doskonale poradzi i jemu moje pieniądze nie są potrzebne.

Jezus sam wie najlepiej, co komu jest potrzebne. Widać sparaliżowany bardziej potrzebuje czystego sumienia, niż atletycznie sprawnych kończyn.
Kiedy się modlisz, nie wyliczaj przed Panem Bogiem, czego chcesz. Mów: daj mi, Panie, to, co mi jest najbardziej potrzebne. Ty sam wiesz najlepiej, co to takiego.


1. tydzień zwykły - sobota

Mk 2,13-17
Jezus wyszedł znowu nad jezioro. Cały lud przychodził do Niego, a On go nauczał. A przechodząc ujrzał Lewiego, syna Alfeusza, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: „Pójdź za Mną”. On wstał i poszedł za Nim.
Gdy Jezus siedział w jego domu przy stole, wielu celników i grzeszników siedziało razem z Jezusem i Jego uczniami. Było bowiem wielu, którzy szli za Nim. Niektórzy uczeni w Piśmie spośród faryzeuszów widząc, że je z grzesznikami i celnikami, mówili do Jego uczniów: „Czemu On je i pije z celnikami i grzesznikami?”
Jezus usłyszał to i rzekł do nich: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.

Przyszli do mistrza uczniowie, spierający się o to, co było pierwsze: kura czy jajko. Prosili go, by rozsądził, kto ma rację.
- Kura była pierwsza - udowadniał pierwszy z nich. - Bo gdyby nie było kury, kto zniósłby jajko!
- Masz rację - powiedział mu mistrz.
- A właśnie, że nie - oponował drugi. - Jajko musiało być pierwsze. Z niego wykluła się ta kura! - dowodził drugi.
- Ty też masz rację, dziecko - rozsądził mistrz.
Na to odezwał się trzeci uczeń.
- Mistrzu, ależ to jest tego rodzaju spór, iż żadną miarą oni obaj nie mogą mieć równocześnie racji!
- I ty też masz rację, moje dziecko - westchnął mistrz.

Mateusz pobiera opłaty celne - to zgodne z prawem i słuszne. Jezus powołuje go do grona apostołów - to także słuszne. Obserwujący to faryzeusze gorszą się obcowaniem Jezusa z celnikami. I to także jest na swój sposób słuszne. A kto powiedział, że Miłosierdzie Boże musi być wolne od paradoksów?