Mk 8,11-13 Faryzeusze zaczęli rozprawiać z Jezusem, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego znaku. On zaś westchnął głęboko w duszy i rzekł: „Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu”.
I zostawiwszy ich, wsiadł z powrotem do łodzi i odpłynął na drugą stronę.
- Chodź, zaprowadzę cię do człowieka, który świetnie naśladuje ptaki: potrafi stukać, jak dzięcioł, trelować, jak skowronek i gwizdać, jak kos. No chodź, nie pożałujesz.
- Po co mam iść i słuchać człowieka, który naśladuję ptaki, jeśli mogę iść od parku i posłuchać ich prawdziwych odgłosów.
Faryzeusze żądają od Jezusa znaku. A ja pytam: po co wam znak, skoro macie przed sobą Tego, do którego wszystkie znaki prowadzą. Czy chłopiec woli dostać do obejrzenia zdjęcie roweru, czy też popedałować na prawdziwym rowerze? A matka? Czy woli tulić do serca list od syna, który poszedł na wojnę, czy też samego, żywego przecież, syna?
Niech twój dobry anioł uchroni cię od tego, byś miał czcić znaki, w zastępstwie tego, do którego one prowadzą, byś miłował krzyż, obraz, różaniec albo świątynię nad twego Pana.
6. tydzień zwykły - wtorek
Mk 8,14-21 Uczniowie Jezusa zapomnieli wziąć chlebów i tylko jeden chleb mieli ze sobą w łodzi. Wtedy Jezus im przykazał: „Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda”.
Oni zaczęli rozprawiać między sobą o tym, że nie mają chleba.
Jezus zauważył to i rzekł im: „Czemu rozprawiacie o tym, że nie macie chleba? Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiały macie umysł? Macie oczy, a nie widzicie: macie uszy, a nie słyszycie? Nie pamiętacie, ile zebraliście koszów pełnych ułomków, kiedy połamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy?”
Odpowiedzieli Mu: „Dwanaście”.
„A kiedy połamałem siedem chlebów dla czterech tysięcy, ile zebraliście koszów pełnych ułomków?”
Odpowiedzieli: „Siedem”.
I rzekł im: „Jeszcze nie rozumiecie?”
Na drwala rzucił się wilk. W odruchu obrony drwal zamachnął się siekiera i położył wilka trupem. Ekolodzy złożyli w prokuraturze donos o straszliwym przestępstwie. Drwala postawiono przed sądem.
- Czy musieliście od razu walić tego wilka ostrzem? – zapytał z wyrzutem sędzia. – Dlaczego nie uderzyliście go trzonkiem?
- Bo on zaatakował mnie zębami, a nie ogonem, wysoki sądzie.
Jezus przestrzega przed kwasem faryzeuszów, atakuje obłudę i zło ostrzem, zabija. Myślisz, że za ostro?
Nie bądź śmieszny. Nie tup na grzech nogą, nie dawaj klapsa. Ale wal ostro, by zniszczyć, by unicestwić zło. Niech anioł prawdziwej skruchy chroni i ciebie przed zbyt ekologicznym traktowaniem grzechu.
6. tydzień zwykły - środa
Mk 8,22-26 Jezus i uczniowie przyszli do Betsaidy. Tam przyprowadzili Mu niewidomego i prosili, żeby się go dotknął.
On ujął niewidomego za rękę i wyprowadził go poza wieś. Zwilżył mu oczy śliną, położył na niego ręce i zapytał: „Czy widzisz co?”
A gdy przejrzał, powiedział: „Widzę ludzi, bo gdy chodzą, dostrzegam ich niby drzewa”. Potem znowu położył ręce na jego oczy.
I przejrzał on zupełnie, i został uzdrowiony; wszystko widział teraz jasno i wyraźnie.
Jezus odesłał go do domu ze słowami: „Tylko do wsi nie wstępuj”.
Pewnemu sześciolatkowi urodził się braciszek.
- A skąd on się właściwie wziął – zadręczał dociekliwy malec wszystkich wokół. Wreszcie babcia zaserwowała mu wytłumaczenie prawdziwe, choć może nieco pomijające aspekt fizjologicznego rodzicielstwa:
- Tego braciszka dał ci Pan Bóg.
Wieczorem nakryto chłopca, jak pochylając się nad kołyską brata-noworodka szeptał mu do ucha:
- Proszę cię, powiedz mi coś o Panu Bogu, póki jeszcze pamiętasz, bo jak będziesz taki duży, jak ja, to już wszystko zapomnisz.
Zadziwiające, jak wyraźnie i w sposób zupełnie dosłowny i nieskomplikowany dziecko przyjmuje prawdy Boże. A potem serce człowieka obrasta kataraktą wątpliwości i zamienia się w ślepca. I trzeba, żeby przyprowadzono go do Jezusa i by On dotknął oczu serca śliną, która w Jego czasach i jeszcze długo później uchodziła za substancję leczniczą. I dopiero uzdrawiający dotyk Jezusa sprawia, że wszystko – od Pana Boga aż po samego siebie – widzi się wyraźnie, tak, jak jest.
Niech twój anioł zawsze w porę przyprowadzi cię do Jezusa, by przywrócił ci wzrok, ostrość widzenia, dziecięcą niewinność, prostotę, dosłowność, brak wątpliwości i zahamowań. Niech Bóg pośle ci anioła spontaniczności.
6. tydzień zwykły - czwartek
Mk 8,27-33 Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: „Za kogo uważają Mnie ludzie?”
Oni Mu odpowiedzieli: „Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków”.
On ich zapytał: „A wy za kogo Mnie uważacie?”
Odpowiedział Mu Piotr: „Ty jesteś Mesjaszem”. Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili.
I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa.
Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: „Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”.
- Twój posąg Chrystusa ma niewłaściwe proporcje – zauważył ktoś, goszcząc w pracowni znanego rzeźbiarza. – Zbyt duża głowa, za krótkie ręce i nogi. Co ty chcesz z Niego zrobić intelektualistę, nie-fizycznego? – Wyzłośliwiał się ów ktoś.
Artysta ze spokojem przyjmował krytykę, a kiedy gościowi brakło już uszczypliwości, wyjaśnił:
- Mój Chrystus ma właściwe proporcje. Jednak znajdziesz je tylko z odpowiedniej perspektywy. Jeśli patrzysz na posąg z góry, wszystko wyda ci się nieproporcjonalne. Kiedy spojrzysz na niego z klęczek, stwierdzisz, że proporcje są idealne.
Za kogo ludzie uważają Jezusa? Za jakiegoś proroka lub jego nowe, ponowne wcielenie? Za wielkiego mówcę, uzdrowiciela? Wszystkie te odpowiedzi na pytanie Jezusa „za kogo uważają mnie ludzie”, są karykaturalne. Jezusa postrzega się właściwie jedynie na kolanach.
Niech dobry Bóg posyła ci swoich aniołów: tych od szczęśliwego wyjścia i powrotu, pracy i odpoczynku, radości i łez. I niech zawsze, przynajmniej na wszelki wypadek, pośle ci też anioła, który, jak mama w dzieciństwie, podmucha ci na kolano, obolałe od klęczenia.
6. tydzień zwykły - piątek
Mk 8,27-33 Jezus przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je.
Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić? Bo cóż może dać człowiek w zamian za swoją duszę?
Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi przed tym pokoleniem wiarołomnym i grzesznym, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w chwale Ojca swojego razem z aniołami świętymi”.
Mówił także do nich: „Zaprawdę powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą królestwo Boże przychodzące w mocy”.
Czas bestialskich prześladowań Ormian przez Turków. Schwytano dwunastoletnią dziewczynkę.
- Albo wyrzekniesz się swojej wiary, albo rzucimy cię psom na pożarcie – grozi jej oficer. Nie przesadza. Nieopodal w piwnicy zamknięto watahę bezpańskich czworonogów. Od tygodnia nie dostają jeść. Już patrzą na siebie nawzajem jak na smakowity, choć coraz bardziej kościsty kąsek.
Tymczasem dziewczynka kręci głową. Nie wyrzeknie się swojej wiary. Wpychają dziecko do piwnicy i zajmują się pozostałymi. Po dwóch godzinach oprawcy przypominają sobie o psiarni. Zaglądają. I co widzą. Dziewczynka, cała i zdrowa, siedzi na środku piwnicy. Przy niej waruje wyliniała, ruda suka, która groźnym warczeniem skutecznie odstrasza każdego kundla, który próbuje zbliżyć się do dziecka.
- Tam jest Bóg, tam jest Bóg! – krzyczą Turcy i uciekają w popłochu, pozostawiając ormiańską wioskę w spokoju.
Bo kto miłuje swoje życie, straci je – mówi Jezus. A zachowa je ten, kto nie waha się oddać je dla Chrystusa i Ewangelii. Co tak naprawdę z tego rozumiemy? Czy nasze życie było kiedykolwiek zagrożone z powodu Jezusa? A gdyby nawet było, to i tak wiadomo, jakbyśmy postąpili: piszczelibyśmy, skamleli, błagali, bylibyśmy śmieszni i mali. Aż tak miłujemy swoje życie.
Niech Bóg pośle do ciebie najcierpliwszego ze swoich aniołów, byś zdobył się na oddanie Chrystusowi i Ewangelii chociaż pięciu minut dziennie. Zobaczysz. Nie pożałujesz.
6. tydzień zwykły - sobota
Mk 9,2-13 Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden wytwórca sukna na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem.
Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni.
I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”. I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa.
A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy powstać z martwych.
I pytali Go: „Czemu uczeni w Piśmie twierdzą, że wpierw musi przyjść Eliasz?”
Rzekł im w odpowiedzi: „Istotnie, Eliasz przyjdzie najpierw i naprawi wszystko. Ale jak jest napisane o Synu Człowieczym? Ma On wiele cierpieć i być wzgardzonym. Otóż mówię wam: Eliasz już przyszedł i uczynili mu tak, jak chcieli, jak o nim jest napisane”.
Bogacz kazał sufit reprezentacyjnej Sali swego pałacu ozdobić freskiem przedstawiającym Aurorę, czyli Jutrzenkę, albo mówiąc kolokwialnie – po prostu wschód słońca. Artysta wywiązał się ze swego zadania po mistrzowsku. Cóż, kiedy goście zaczęli narzekać, że by nasycić oko patrzeniem, trzeba tak wysoko zadzierać głowy, że aż szyja człowiekowi chrupie i plecy drętwieją. Dla wygody swych gości kazał więc ów bogacz zainstalować w reprezentacyjnej sali galerię luster i ustawić je w ten sposób, aby odbijając sufitowy fresk pozwalały przybyszom podziwiać piękno jutrzenki bez zadzierania głowy.
Ojciec mówi o Chrystusie: to jest mój Syn umiłowany. To tak, jakby nam tłumaczył: oto Jezus jest zwierciadłem, w którym ujrzycie Mnie bez zadzierania głowy, bez chrupania w szyi, bez drętwienia pleców.
Niech anioł zdrowego żywienia pomoże ci zadbać o dietę bogatą w te minerały, które stymulująco wpływają na pamięć. Byś pamiętał, że aby zobaczyć Chrystusa, nie trzeba zadzierać głowy, gdyż można spotkać Go w braciach. Zaś, aby zobaczyć Ojca, wystarczy spojrzeć na Chrystusa. Czyli – podsumowując, niech twój anioł przypomina ci, że człowiek – także ty sam – jest zwierciadłem odbijającym obraz Boga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz