Bartolomé Estéban Murillo, Dobry Pasterz, 1665
J 10,27-30: Jezus powiedział: Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy.
Ksiądz Mateusz był domatorem.
- Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma – powtarzał, kiedy któryś z zacnego grona kolegów – kapłanów namawiał go na urlopową eskapadę czy chociaż tylko krótkie odwiedziny o podłożu ciastczano - kawowym. Nawet wyprawa do pobliskie-go miasteczka była dla niego istną Drogą Krzyżową. Ale cóż: nie wszystko można załatwić, nie ruszając się z miejsca.
Zaraz po śniadaniu proboszcz wkroczył do garażu, po raz pierwszy tej wiosny zresztą. Drzwi starego fiata otworzyły się z rdzawym piskiem, a silnik zaskoczył dopiero wówczas, kiedy akumulator prawie nabawił się anemii. Powoli, w wątpliwym kadzidle błękitnych spalin wóz wytoczył się na plebańskie podwórze, a potem na wiejską drogę. Biegi wrzucało się siermiężnie. Hamulec dopiero za trzecim czy czwartym naciśnięciem pedału jako tako spowalniał maszynę. Ale i tak drogi księdzu Mateuszowi ubywało dość skoro. Zwłaszcza, że co chwilę wyprzedzał go jakiś wóz, którego kierowca z nieukrywaną wyższością litościwie kiwał głową nad proboszczowym zabytkiem.
- No, niechby tak który na procesji spróbował się rwać do przodu – pomyślał ksiądz Mateusz wjeżdżając w opłotki miasta.
Tłok na ulicy systematycznie gęstniał. A już w centrum ścisk aut był tak wielki, że proboszcz aż zaczął się zastana-wiać, jakim cudem ta masa żelastwa w miarę bezpiecznie i skutecznie posuwa się naprzód. Po kwadransie morderczej gimnastyki i zwycięskiej walki nad stetryczałymi mechanizmami fiata, ksiądz Mateusz dotarł wreszcie na rynek, przy którym mieścił się urząd. To tutaj proboszcz miał załatwić swoją sprawę.
- Ale gdzie postawić auto? – zastanawiał się, już po raz czwarty okrążając kwadratowy plac w poszukiwaniu miejsca na parking. Wszystkie były zajęte. Nagle zauważył, że na chodniku między dwiema wychodzącymi z rynku uliczkami stoi tylko jeden wóz. Podjechał. Fiat jakoś tam wytrzymał morderczą wspinaczkę na krawężnik. Udało się. Kiedy wysiadł i zaczął poprawiać podmiętą nieco sutannę, spostrzegł, że podejrzliwie spogląda w jego stronę stoją opodal policjant.
- Przepraszam pana – spytał ksiądz Mateusz – ja tak tylko dla pewności: czy tu aby wolno parkować?
- Nie – odparł stróż prawa, marsowo marszczą brwi.
- No a ten tu przede mną zaparkował.
- Tak, proszę księdza. Ale on nie pytał, czy wolno.
Zasypują dziś Jezusa pytaniami: co?, jak?, kiedy?, czy? i – chyba najczęściej – dlaczego? Bo tylko uczniowie nie pytali Zmartwychwstałego: kto Ty jesteś? Oni wiedzieli. W ciszy.
4. tydzień Okresu Wielkanocnego - poniedziałek
J 10,11-18: Jezus powiedział:
„Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, do którego owce nie należą, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. Najemnik ucieka dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach.
Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz.
Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je potem znów odzyskać. Nikt mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca”.
Pielgrzymka do Ziemi Świętej. W autokarze przewodnik zwraca się do pątników.
- Za chwilę zatrzymamy się w jednej z typowych wiosek pasterskich. Proszę zwrócić uwagę na to, że pasterz idzie zawsze na czele stada, a owce podążają za nim. Zupełnie tak, jak mówił o sobie Jezus.
Dojeżdżają do wioski. Wysiadają z autokaru. I co widzą? Stado owiec energicznie popędzane przez człowieka, który kroczy za nim, a nie na czele. Przewodnik podchodzi doń z pretensjami.
- Popsułeś mi całą robotę. Właśnie przed chwilą mówiłem tym ludziom, że tutaj pasterz zawsze prowadzi stado, idąc na jego czele. A ty pędzisz te zwierzęta idąc za nimi.
- Ale je nie jestem pasterzem tylko rzeźnikiem i właśnie prowadzę to stado na ubój!
Jeśli cię ktoś popędza i pogania, to na pewno nie jest Chrystus. Jego miłość przynagla Cię, ale On sam jest zawsze przed tobą i wskazuje ci drogę.
Sam tez nikogo nie popędzaj. Idź pierwszy, pokazuj drogę, dawaj przykład. Jak pasterz. Nie bądź rzeźnikiem.
4. tydzień Okresu Wielkanocnego - wtorek
J 10,22-30: Obchodzono w Jerozolimie uroczystość Poświęcenia Świątyni. Było to w zimie. Jezus przechadzał się w świątyni, w portyku Salomona.
Otoczyli Go Żydzi i mówili do Niego: „Dokąd będziesz nas trzymał w niepewności? Jeśli Ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam otwarcie”.
Rzekł do nich Jezus: „Powiedziałem wam, a nie wierzycie. Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie. Ale wy nie wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec.
Moje owce słuchają mojego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki.
Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy”.
Morze wyrzuciło na brzeg zakorkowana butelkę z listem w środku. Po otwarciu okazało się, że nie jest to nic niezwykłego: żadna prośba o ratunek czy coś w tym stylu. Ot, zwinięta karteczka z zapewnieniem, że taki to a taki kocha dozgonnie i z całego serca taką to a taką. List opatrzony był datą: ktoś napisał go, włożył do butelki i wrzucił do morza sto pięćdziesiąt lat temu. Ciekawe było to, że butelka była tak szczelnie zamknięta, iż list przetrwał w stanie nienaruszonym, w dodatku wyschnięty na pieprz półtorawieczne dryfowanie.
Żydzi pytają Jezusa: dokąd będziesz nas trzymał w niepewności? Czy mamy Ci wierzyć. Iluż ludzi i dziś całymi latami trwa w zanurzeniu w Jezusie: modli się, chodzi do kościoła, łamie opłatkiem w wigilię i święci wielkanocny koszyczek, a mimo to, jak butelka z listem w środku, dobrze zakorkowana i szczelna, wykazuje całkowitą odporność na Jego słowo, Jego cud, Jego miłość… Może sprzyja temu fakt, iż w wszystko w Kościele zmieniło się w symbol: chrzest nie jest już zanurzeniem, ale polaniem głowy odrobiną wody, Komunia, to maleńki opłatek, a pokuta zadana w konfesjonale nie kosztuje nawet połowy tego trudu, co ugotowanie obiadu.
Niech twój Anioł Stróż zedrze z ciebie nieprzemakalny płaszcz obojętności. Niech pozwoli ci „zmoknąć” Chrystusem, przeniknąć Mu do twego wnętrza, przyjąć Go całym sercem.
4. tydzień Okresu Wielkanocnego - środa
J 12,44-50: Jezus tak wołał:
„Ten, kto we Mnie wierzy, wierzy nie we Mnie, lecz w Tego, który Mnie posłał. A kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał.
Ja przyszedłem na świat jako światło, aby każdy, kto we Mnie wierzy, nie pozostawał w ciemności. A jeżeli ktoś posłyszy słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale by świat zbawić.
Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym. Nie mówiłem bowiem sam od siebie, ale Ten, który Mnie posłał, Ojciec, On Mi nakazał, co mam powiedzieć i oznajmić. A wiem, że przykazanie Jego jest życiem wiecznym. To, co mówię, mówię tak, jak Mi Ojciec powiedział”.
Podczas krótkiego spaceru w posiadłości swojej pewien cesarz poranił swoje stopy.
- Rozkazuję, aby od dziś wszystkie drogi mojego królestwa zasłano miękką, wołową skórą - zadecydował po powrocie do pałacu.
- Panie, a na cóż ten wielki wydatek? - wyśmiał go nadworny trefniś. - O wiele mniej pieniędzy i zachodu będzie cię to kosztować, jeżeli rozkażesz, by twoje stopy owinięto miękką wołową skórą.
Tak podobno zrodził się pomysł noszenia butów.
Kiwając głową wciąż powtarzasz: świat potrzebuje Jezusa! Światu potrzebna jest jego światłość! Bez niej świat nie będzie lepszy! To tak, jakbyś chciał obuć drogi. A nie prościej samemu przyjąć Jezusa, zapłonąć jego światłem? Świat się nie poprawi, jeśli ty nie będziesz lepszy.
Niech Anioł z nieba obuje twoje stopy swym blaskiem i uczyni twoje nogi pięknymi, abyś bez zmęczenia i zniechęcenia wnosił Światłość Świata, gdziekolwiek się znajdziesz.
4. tydzień Okresu Wielkanocnego - czwartek
J 13,16-20: Kiedy Jezus umył uczniom nogi, powiedział im:
„Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Sługa nie jest większy od swego pana ani wysłannik od tego, który go posłał. Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować.
Nie mówię o was wszystkich. Ja wiem, których wybrałem; lecz potrzeba, aby się wypełniło Pismo: «Kto ze Mną spożywa chleb, ten podniósł na Mnie swoją piętę». Już teraz, zanim się to stanie, mówię wam, abyście, gdy się stanie, uwierzyli, że Ja jestem.
Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto przyjmuje tego, którego Ja poślę, Mnie przyjmuje. A kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał”.
Podrożał chleb. A wszystko to przez wróble. Tak. Bo ktoś zauważył, że wróble wyjadają ziarno z kłosów. Więc w ramach kampanii uświadamiającej pouczono rolników, jak wytępić ptaki, a ci z zapałem zapewniającym skuteczność wzięli się do pracy. Tyle, że bez wróbli niemiłosiernie rozmnożyły się owady pasożytniczo niszczące uprawy. Żeby z kolei ich się pozbyć, trzeba było zainwestować ogromne pieniądze w opryski pól. To znacznie podniosło koszt uprawy zboża i w konsekwencji spowodowało wzrost cen chleba. Nie mówiąc już o tym, ile będzie kosztować leczenie nowotworów, wywołanych spożywaniem żywności sporządzonej z traktowanymi chemikaliami upraw. Gdyby zostawiono wróble w spokoju, chleb byłby tańszy i zdrowszy.
Kto przyjmuje Chrystusowego posłańca, ten przyjmuje Chrystusa. Ludzie tymczasem odrzucają swoich sprzymierzeńców - najpierw w trosce o chleb doczesny, a później nawet tych, którzy prowadzą ich do stołu zastawionego chlebem wiecznego życia.
Niech anioł dobrego spojrzenia pobłogosławi twoje oczy, byś umiał rozpoznać i przyjąć Bożego posłańca - twojego sprzymierzeńca w drodze do Pana.
4. tydzień Okresu Wielkanocnego - piątek
J 14,1-6: Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę”.
Odezwał się do Niego Tomasz: „Panie, nie wiemy dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę ?”
Odpowiedział mu Jezus: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie”.
Na parterze tej samej kamienicy aż trzech kupców otworzyło sklepy. Problem tym, że wszyscy trzej handlowali tym samym: butami. Co zrobić, by przyciągnąć klientów? Właściciel sklepiku po prawej - patrząc na kamienicę od frontu - umieścił nad wejściem szyld „NAJTAŃSZE OBUWIE”. Sąsiad po przeciwnej stronie już nazajutrz wieszał napis: „NAJMODNIEJSZE OBUWIE”. A ten w środku? Cóż, trzeciego dnia wywiesił skromną tabliczkę: „WEJŚCIE GŁÓWNE”.
Napisy, znaki, mapy, szyldy, kolorowe reklamy, urządzenia elektroniczne - wszystko to pokazuje nam drogę, albo pomaga ją odnaleźć. W tym gąszczu dawnych i współczesnych udogodnień nie wolno nam zapomnieć o Chrystusie, który mówi JA jestem DROGĄ. Chrystus jest drogą człowieka, a człowiek jest drogą Kościoła. Człowiek jest najważniejszy i nie zastąpią go żadne urządzenia i wymysły techniki. Nie da się dojść do Chrystusa inaczej, niż przez człowieka. Nie da się dojść do Boga bez Chrystusa.
Niech Archanioł Rafał błogosławi cię i ochrania na wszystkich drogach twojego życia i w ich gąszczu pomoże ci odnaleźć tę jedyną, prawdziwą Drogę - Zmartwychwstałego Pana.
4. tydzień Okresu Wielkanocnego - sobota
J 14,1-6: Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście”.
Rzekł do Niego Filip: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wy starczy”.
Odpowiedział mu Jezus: „Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: «Pokaż nam Ojca?» Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł. Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeżeli zaś nie, wierzcie przynajmniej ze względu na same dzieła.
Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca. A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą w Synu. O cokolwiek prosić Mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię”.
- Czego potrzebuje dobre rządzenie? - spytał władca pewnego mędrca.
- Trzech rzeczy: broni, jedzenia i zaufania.
- A gdybym tych trzech nie mógł zapewnić, to z której można zrezygnować?
- Z broni.
- A gdyby i dwie było za wiele?
- To z jedzenia.
- Jak to? - zdziwił się władca. - Bez jedzenia podwładni umrą!
- Śmierć wcześniej lub później i tak jest udziałem całego stworzenia. Bez chleba, choćby przez krótki czas, jednak można rządzić i być posłusznym. Ale kiedy umiera zaufanie, i władca, i lud jemu powierzony - giną marnie.
Jezus mówi: wierzcie Mi. Bez zaufania mu twoja modlitwa nie ma sensu, ani twój chrzest, ani spowiedź, ani komunia, ani... nic nie ma sensu. Nawet gdybyś był uzbrojony po zęby i syty.
Niech błogosławi cię anioł pokory, niech wciąż szepcze ci do ucha, że owszem, dasz sobie radę i zrobisz wiele, ale nie sam, tylko z Jezusem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz