II Niedziela Wielkiego Postu 1 marca 2015 r.


O Ewangelii II niedzieli Wielkiego Postu i czterech Przemienieniach Jezusa rozmawiają Robert Karp i ks. Jacek Pędziwiatr.

Przemienienie Jezusa - Mk 9,2-10:
Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden folusznik na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie. I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy powstać z martwych.

1. tydzień Wielkiego Postu - sobota 28 lutego

Mt 5,43-48 Jezus powiedział do swoich uczniów: „Słyszeliście, że powiedziano: «Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził».
A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.
Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią?
Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec niebieski”.

Caravaggio - Martirio di San Pietro.jpg

Hala gdzieś w górach. Niemłody już góral dogląda owiec. Podchodzi turysta ze szlaku.
- Jak się wam owce pasą, gospodarzu?
- A które, białe czy czarne?
Nieco zbity z pantałyku ceper wybiera:
- Ee, no…, tego…, białe.
- Białe dobrze.
- A czarne?
- Też dobrze.
- A ile wełny dają rocznie?
- A które, białe czy czarne?
- No, białe.
- Cztery kilo każda.
- A czarne?
- Też cztery kilo każda.
- A co z mlekiem? Ile mleka dają?
- A które, białe czy czarne?
- Białe.
- Białe dają półtora litra dziennie. Każda sztuka.
- A czarne?
- A czarne też półtora litra dziennie.
- A niech mi pan powie w takim razie, dlaczego za każdym razem pyta pan, czy chodzi mi o czarne czy o białe owce, skoro u jednych i u drugich wszystko ma się tak samo?
- A, to dlatego, że białe owce są moje.
- A czarne?
- A czarne też są moje

To my rozróżniamy na lepszych i gorszych, wierzących i niewierzących, świętych i grzesznych, przyjaciół i wrogów. A Bóg śmieje się z tych naszych nieszczęsnych rozróżnień i jakby na przekór nam leje deszczem i grzeje słońcem jednakowo na wszystkich.
Nie czekaj aż:
- ktoś pierwszy poda ci rękę,
- powie dzień dobry,
- przeprosi cię,
- uśmiechnie się do ciebie,
- zagadnie.
Bądź miły dla innych nie dlatego, że są dżentelmenami, ale dlatego, że ty nim jesteś.

1. tydzień Wielkiego Postu - piątek 27 lutego

5,20-26 Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.
Słyszeliście, że powiedziano przodkom: «Nie zabijaj»; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu «Raka», podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł «Bezbożniku», podlega karze piekła ognistego.
Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i ofiaruj dar swój.
Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz”.

Peter Paul Ribens, Kain zabija Abla, 1609
Noc. Wilki atakują stado dzikich koni. Konie bronią się, jak potrafią – wierzgają zadnimi nogami, by zadać cios drapieżnikom. Ale przy okazji, zdarza się, że kopią się także nawzajem. Po – mimo wszystko – szczęśliwie przeżytej nocy zbierają się na naradę.
- Wilki zaatakują raz jeszcze – mówi doświadczony przewodnik stada. – Żeby się skutecznie obronić musimy stanąć w kręgu, głowa przy głowie, zadami na zewnątrz. Wtedy nie będziemy się nawzajem kopać.
Już najbliższej nocy metoda okazuje się zupełnie bezbolesna dla koni i jednocześnie zabójcza dla wilków.
Pojednać się z bratem znaczy tyle, co stanąć z nim twarzą w twarz, głowa w głowę. To tak, jakby Jezus mówił: kopcie, ale nie siebie nawzajem, lecz to, co na zewnątrz: podłość i grzech.
Dobra rada: Nie powiedz dziś złego słowa do bliźniego. Nie powiedz dziś złego sowa o bliźnim. Nie kop go – hm – językiem.

1. tydzień Wielkiego Postu - czwartek 26 lutego

Mt 7,7-12 Jezus powiedział do swoich uczniów: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą.
Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to co dobre tym, którzy Go proszą.
Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy”.


Luis Melendez, Martwa natura z rybą i chlebem, 1772

Chłopiec robi porządki wokół piaskownicy. Pozbierał papierki, zgrabił zeschłe liście. Przeszkadza mu jeszcze zbutwiały pień. Próbuje go odciągnąć, potem popchnąć, podważa znalezioną gałęzią, rzuca weń kamieniami. Bezskutecznie – pień ani drgnie. Z boku przygląda się ojciec malca.
- Czy wypróbowałeś już wszystkie możliwe sposoby? – pyta.
- Tak, tato. Ciągnąłem go, pchałem i podważałem. To na nic.
- I zrobiłeś WSZYSTKO, co mogłeś.
- Wszystko.
- Nie, nie wszystko. Nie zrobiłeś jeszcze jednego.
- Czego?
- Nie poprosiłeś mnie o pomoc.
Masz jakiś problem. Pchasz go, ciągniesz, podważasz, obrzucasz kamieniami. Wszystko to na nic. Wszystko? Spróbuj jeszcze jednego – poproś o pomoc.
Wybierz to, co cię najbardziej boli czy dręczy. I pomódl się za to. Ot, wszystko.

1. tydzień Wielkiego Postu - środa 25 lutego

Pieter Lestman, Jonasz i ryba, 1621
Łk 11,29-32 Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: „To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz był znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia.
Królowa z Południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona przybyła z krańców ziemi słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon.
Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz”.

Znany snycerz przyniósł królowi w darze misternie rzeźbione, naturalnej wielkości i barwy jabłka, grusze i granaty. Władca zachwycony kunsztem artysty kazał wypłacić mu sto złotych monet.
Ubogi chłop przyniósł królowi kosz prawdziwych jabłek, gruszek i granatów. Dostał za to wszystkiego dwa marne, srebrne pieniążki…

Bywa, że ludzie wyżej sobie cenią znaki, niż to, na co one wskazują. To dlatego plemię „przewrotne i żmijowe” patrząc ponad Jezusem, ślepe na Niego samego, domaga się znaku. Może i dla ciebie obrazek, medalik i krzyżyk – poświęcone, ale jednak tylko przedmioty – znaczą więcej, niż sam Jezus?

1. tydzień Wielkiego Postu - wtorek 24 lutego

Jan Steen, Modlitwa przed posiłkiem, 1660



Mt 6,7-15 Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich. Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie:
Ojcze nasz, któryś jest w niebie: święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zbaw ode złego.
Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień”.

- Prawda, wiecie, właśnie, że tak powiem, naturalnie, jakby – różne ludzie mają przysłowia, czyli słowa lub zwroty, które, przesadnie wtrącane w wypowiedź w gruncie rzeczy nic nie znaczą. By nie wspomnieć już o nie nadających się do zacytowania przekleństw wszelkiego kalibru. Pewien człowiek miał jednak przezabawne przysłowie: niemal w każdym zdaniu wtrącał pobożne słowo „Amen”.
- Dlaczego tak mówisz? – spytał ktoś.
- Chcę w ten sposób powiedzieć: Panie Boże, jestem tutaj, dysponuj mną według uznania!
- No dobrze, a nie wystarczy ci powiedzieć „Amen” na końcu pacierza?
- „Amen” na końcu modlitwy, która jest prośbą, oznacza: zgadzam się na każdą Twoją odpowiedź, Panie, zarówno na Twoje „tak”, „nie” jak i na „zaczekaj”.

Korzystałem kiedyś z rozmówek polsko-wegierskich. Dzięki nim, potrafiłem zapytać o wszystko, co mi było potrzebne: drogę, nocleg, jedzenie i pieniądze. Rozmówki miały tylko jedną wadę – nie sposób było przy ich użyciu zrozumieć odpowiedzi tuziemców.
Modlitwa, to rodzaj szczególnej „rozmówki” z Bogiem, w której jego odpowiedź łatwiej zrozumieć, niż przyjąć.
Starannie wypowiadaj „Amen” w modlitwie. I pamiętaj, co ono znaczy.

1. tydzień Wielkiego Postu - poniedziałek 23 lutego

Mt 25,31-46 Jezus powiedział do swoich uczniów: „Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie, pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jedne od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie.
Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: «Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata. Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie».
Wówczas zapytają sprawiedliwi: «Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? »
A Król im odpowie: «Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili».
Wtedy odezwie się do tych po lewej stronie: «Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom. Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie».
Wówczas zapytają i ci: «Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?»
Wtedy im odpowie: «Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili».
I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego”.


Joos van Cleve, Sąd ostateczny, 1525

Pierwsze kazanie rekolekcyjne:
- Trzeba starać się jak najlepiej zarabiać… - zaczął kaznodzieja.
- Świetnie mówi – jeden z wiernych trącił sąsiada w ławce.
- Powiem więcej: nie tylko jak najlepiej zarabiać, ale też jak najwięcej z tego odłożyć…
- No nie – wymamrotał znów nasz słuchacz – nie wiedziałem, że spotkam jeszcze tak życiowego księdza.
- A teraz najważniejsze… - kaznodzieja zawiesił głos. – Wszystko po to, by móc jak najwięcej rozdać ubogim!
- No i takie kazanie diabli wzięli – westchnął z zawodem dotąd zadowolony słuchacz.

Nakarmić i napoić, przyodziać, w dom przyjąć, odwiedzić – to nie jest zwykła zachęta. To honorowy kodeks postępowania człowieka ochrzczonego, według którego Chrystus osądzi każdego z nas.
Nie tylko nakarm i napój. Więcej – spójrz głęboko w oczy tego, kogo karmisz lub poisz. Zobacz w nich Chrystusa, może nawet bardziej, niż na ołtarzu.

I Niedziela Wielkiego Postu 22 lutego


Mk 1,12-15:
Zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię. Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana. żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś usługiwali Mu. Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię.

Recepta na doła

Sobota po Popielcu 21 lutego

Łk 5,27-32 Jezus zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: Pójdź za Mną. On zostawił wszystko, wstał i chodził za Nim. Potem Lewi wyprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie i mówili do Jego uczniów: Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami? Lecz Jezus im odpowiedział: Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników.
Caravaggio, Powołanie Lewiego, 1560


Pewien człowiek wpadł do głębokiego dołu, z którego nie był w stanie wyjść o własnych siłach. Przechodził tędy Konfucjusz. Przystanął, pochylił się nad dołem i powiedział:
- Spróbuj pogodzić się ze swoim losem. Będzie ci lżej.
Jakiś czas później pojawił się Mahomet.
- Widać zasłużyłeś sobie na to, żeby tutaj siedzieć - zawyrokował.
Do dołu z uwięzionym człowiekiem dotarł też Budda. Przyklęknął, wyciągną rękę i krzyknął:
- Jeśli dosięgniesz mojej dłoni, pomogę ci się stąd wydostać.
Człowiek podskakiwał, wyciągał się, sapał i krzyczał na przemian, lecz dłoni Buddy nie sięgnął, więc ten poszedł dalej w swoją stronę. Wreszcie nad uwięzionym pojawił sie Chrystus. Nie powiedział nic, albo powiedział, ale bardzo cicho. Wskoczył do dołu, zgiął grzbiet, podźwignął człowieka i wywindował na brzeg dołu, dając wolność. Potem, z jego pomocą, sam się wydostał na powierzchnię.

Wielu przechodziło mimo komory celnej Lewiego. Prawie wszyscy odwracali wzrok z pogardą. Dlaczego? Rzymianie, którzy władali wówczas także i tą cząstką świata, organizowali coś w rodzaju przetargu na pobieranie podatków na danym obszarze. Chodziło o opłaty od handlu, przejścia, przewozu towarów i całego mnóstwa innych rzeczy. Przetargi wygrywali bogaci obcokrajowcy - poganie, którzy spośród miejscowej ludności zatrudniali poborców. Ci z kolei - celnicy, jak nazywa ich Ewangelia - byli w pogardzie najpierw dlatego, że jako Żydzi służyli poganom, koniec końców także okupantowi, po drugie system podatkowy sprzyjał nadużyciom, które ciemiężyły zwykłego obywatela i lawinowo nabijały kasę poborców. Rzym nie zwracał na to uwagi, jeśli tylko sam otrzymywał to, czego żądał.
Tak więc wielu przechodziło mimo komory celnej Lewiego. Prawie wszyscy odwracali wzrok z pogardą. Kto musiał - płacił. Tylko dzieci mijały ją obojętnie. Aż przyszedł Jezus - lekarz tych, którzy się źle mają. Powołał Lewiego, to znaczy: wyciągnął go z dołu pogardy i uczynił kimś na prawdę użytecznym - apostołem.

Masz doła... Siedzisz, rozpaczasz, cierpliwie znosisz pogardę albo nieszczere czyjeś współczucie... Potrzebujesz - jak Lewi - Jezusa. Koniec. Kropka. Oto cała recepta na twojego "doła".

Zmień kurs

Piątek po Popielcu 20 lutego
Mt 9,14-15 Po powrocie Jezusa z krainy Gadareńczyków podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą? Jezus im rzekł: Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć.

 

Gdzieś na Atlantyku wymiana zdań w eterze:
- Zmieńcie kurs, bo się zderzymy!
- Przykro nam, ale to wy musicie zmienić kurs.
- Od wydawania rozkazów to my tu jesteśmy. Więc natychmiast zmieńcie kurs! Jasne?
- Niestety, to niemożliwe.
- Po raz ostatni przekazuję rozkaz: w celu uniknięcie kolizji zmieńcie kurs! Musicie się podporządkować. Jesteśmy wszak okrętem flagowym naszej królewskiej marynarki!
- A my jesteśmy latarnią morską...

Uczniowie Jana: myśleli, że wszyscy powinni postępować tak, jak oni. Pościli wiele, więcej pewnie, niż faryzeusze, którzy czynili to dwa razy w tygodniu. Dlatego pytają Jezusa: dlaczego my dużo pościmy, a Twoi uczniowie nie? Ładnie, kulturalnie pytają, więc Jezus też ładnie odpowiada: bo czas ich przebywania ze mną, jest czasem wesela.
Mam pytanie: czy i dla Ciebie czas przebywania z Jezusem, to czas wesela? Czy wstajesz od modlitwy rozpromieniony? Czy wychodzisz z kościoła uśmiechnięty, lepiej nastawiony do życia, świata i ludzi? Właśnie - nastawiony do ludzi. Być dobrze nastawionym do ludzi oznacza po prostu czasami umieć zmienić kurs, zejść z drogi, zrobić unik. Gdybyś potrafił choć czasem ustąpić, na twoje relacje z ludźmi zapewne spłynęłoby więcej pokoju.

Zbilansuj się

Czwartek po Popielcu 19 lutego
Łk 9,22-25 Jezus powiedział do swoich uczniów: Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie. Potem mówił do wszystkich: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?

 

Ksiądz staruszek opowiada:
- U początków mojej pracy chciałem naprawić, nawrócić i zbawić cały świat. Jakiś czas później doszedłem do przekonania, że dobrze byłoby zbawić choćby tych, wśród których przyszło mi pracować. Teraz jestem emerytem, dobiegającym kresu swych dni. I zależy mi na tym, żeby zbawić choćby tylko siebie.

Co za korzyść ma człowiek, który cały świat zyska, a siebie zatraci? Wiesz, ilu milionerów dogorywa w hospicjach i żadne pieniądze nie są w stanie im pomóc? Wiesz, ilu bogaczy w gruncie rzeczy cierpi na samotność? Wiesz?
Albo jeszcze inaczej: co ci z pieniędzy, domu, futra czy samochodu, kiedy zabraknie ci zdrowia, życzliwego człowieka obok, albo nawet najprostszej radości życia?

Zatrzymaj się. Wyłącz na chwilę telewizor, odejdź od komputera. Zostaw odkurzacz, pralkę i ogródek. Zrób sobie kawę w ulubionym kubku. Usiądź w swoim wygniecionym fotelu. Znajdź parę minut dla siebie. Po co? Żeby odpocząć, odsapnąć? To za mało. Żeby się przejść "po sobie" jak po lesie, pomyśleć, zbilansować, podliczyć: co zyskujesz, a co tracisz.

Post, modlitwa i jałmużna, czyli zestaw

Środa popielcowa 18 lutego

Mt 6,1-6.16-18 Jezus powiedział do swoich uczniów: Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.


 

Tę anegdotę opowiadają o wielu wielkich, z samym Napoleonem na czele:
Zbudziła go w środku nocy przemożna ochota, by zapalić cygaro. Pudełko z nimi leżało na stole w sąsiedniej komnacie. Co zrobić?
- Jeśli wstanę i pójdę po cygaro, i zapalę je, to dam dowód swojej słabości dla palenia cygar. Jeśli nie wstanę i nie pójdę po cygaro, to dam dowód swojej słabości dla snu i wygodnego łóżka...
Po długiej chwili dywagacji godnych najtęższego filozofa wreszcie wstał i poszedł do sąsiedniej komnaty, by udowodnić po raz pierwszy siłę swojej woli. Następnie wyjął z pudełka cygaro poobracał je w palcach i odłożył na swoje miejsce, nie zapaliwszy go, by po raz drugi udowodnić siłę swojej woli. Co ciekawe - przed nikim więcej, prócz samego siebie.

Żydzi często pościli w różnych intencjach. Faryzeusze nakazywali post w poniedziałki i czwartki. Poszczono poza tym w Dniu Pojednania. Post polegał na powstrzymaniu się od jedzenia oraz na zewnętrznych znakach: pokutnej szacie, włosach w nieładzie i siadaniu w prochu ziemi.
Żydzi często się modlili - wspólnie i samotnie, w określonych porach i na skutek spontanicznych odruchów serca.
Żydzi często dawali jałmużnę. To ona zastępowała system ubezpieczeń społecznych. Skarbona świątyni, ta, do której uboga wdowa wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz, służyła właśnie zbiórce jałmużny do wspierania ubogich. Ofiary wrzucano do niej przez specjalnie wygiętą w kształcie trąby rurę - kto o tym wie, rozumie Jezusowe wezwanie do "nietrąbienia" przy dawaniu jałmużny.
Jezus nie gani postu, modlitwy ani jałmużny. On gani złe intencje - Bóg zna je, "widząc w ukryciu". Obłudniku - mówi do tych, którzy nimi się kierują. Obłudnik oznacza tego, który pokazuje się bliźnim jako ktoś inny, niż jest faktycznie.
Liczą się tylko dobre intencje. Modlitwa, post i jałmużna mają tylko wtedy sens i wartość, jeśli czynione są nie po to, by pokazać się innym, ale jako świadectwo miłości.

Moja rada co do postu: Najpierw odpowiedz sobie na pytanie: po co pościsz? Jeżeli tylko po to, by wytrenować silną wolę, twój post nie jest modlitwą, ale jogą. Jeżeli po to tylko, by zadość uczynić przepisom kościelnym, jesteś tchórze. Jeżeli na pokaz - obłudnikiem. Wiesz po co pościli pierwsi chrześcijanie? Zaskoczę cię: by mniej pieniędzy wydać na jedzenie, a to, co się uda w ten sposób zaoszczędzić, przeznaczyć na jałmużnę. Spróbuj nie tyle nie jeść mięsa czy słodyczy, nie pić kawy czy alkoholu, nie palić papierosów - żeby coś sobie lub komuś udowodnić. Spróbuj policzyć ile pieniędzy zaoszczędzisz na poście i daj je biednym. Wtedy twój post będzie miał sens.

Kwas, obłuda i zło

6. tydzień zwykły - wtorek 17 lutego

Mk 8,14-21 Uczniowie Jezusa zapomnieli wziąć chlebów i tylko jeden chleb mieli ze sobą w łodzi. Wtedy Jezus im przykazał: „Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda”.
Oni zaczęli rozprawiać między sobą o tym, że nie mają chleba.
Jezus zauważył to i rzekł im: „Czemu rozprawiacie o tym, że nie macie chleba? Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiały macie umysł? Macie oczy, a nie widzicie: macie uszy, a nie słyszycie? Nie pamiętacie, ile zebraliście koszów pełnych ułomków, kiedy połamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy?”
Odpowiedzieli Mu: „Dwanaście”.
„A kiedy połamałem siedem chlebów dla czterech tysięcy, ile zebraliście koszów pełnych ułomków?”
Odpowiedzieli: „Siedem”.
I rzekł im: „Jeszcze nie rozumiecie?”






Na drwala rzucił się wilk. W odruchu obrony drwal zamachnął się siekiera i położył wilka trupem. Ekolodzy złożyli w prokuraturze donos o straszliwym przestępstwie. Drwala postawiono przed sądem.
- Czy musieliście od razu walić tego wilka ostrzem? – zapytał z wyrzutem sędzia. – Dlaczego nie uderzyliście go trzonkiem?
- Bo on zaatakował mnie zębami, a nie ogonem, wysoki sądzie.

Jezus przestrzega przed kwasem faryzeuszów, atakuje obłudę i zło ostrzem, zabija. Myślisz, że za ostro?
Nie bądź śmieszny. Nie tup na grzech nogą, nie dawaj klapsa. Ale wal ostro, by zniszczyć, by unicestwić zło. Niech anioł prawdziwej skruchy chroni i ciebie przed zbyt ekologicznym traktowaniem grzechu.

Czcić znaki

6. tydzień zwykły - poniedziałek 16 lutego

Mk 8,11-13 Faryzeusze zaczęli rozprawiać z Jezusem, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego znaku. On zaś westchnął głęboko w duszy i rzekł: „Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu”.
I zostawiwszy ich, wsiadł z powrotem do łodzi i odpłynął na drugą stronę.





- Chodź, zaprowadzę cię do człowieka, który świetnie naśladuje ptaki: potrafi stukać, jak dzięcioł, trelować, jak skowronek i gwizdać, jak kos. No chodź, nie pożałujesz.
- Po co mam iść i słuchać człowieka, który naśladuję ptaki, jeśli mogę iść od parku i posłuchać ich prawdziwych odgłosów.

Faryzeusze żądają od Jezusa znaku. A ja pytam: po co wam znak, skoro macie przed sobą Tego, do którego wszystkie znaki prowadzą. Czy chłopiec woli dostać do obejrzenia zdjęcie roweru, czy też popedałować na prawdziwym rowerze? A matka? Czy woli tulić do serca list od syna, który poszedł na wojnę, czy też samego, żywego przecież, syna?

Niech twój dobry anioł uchroni cię od tego, byś miał czcić znaki, w zastępstwie tego, do którego one prowadzą, byś miłował krzyż, obraz, różaniec albo świątynię nad twego Pana.

VI Niedziela Zwykła - 15 lutego

Mk 1, 40-45: Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: «Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: «Chcę, bądź oczyszczony». Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony.
Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił ze słowami: «Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich».
Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.

 



Cosimo Rosselli: Uzdrowienie trędowatego, Watykan, Kaplica Sykstyńska 1481/82


Rozgłos

Ksiądz Mateusz był człowiekiem dość samodzielnym: potrafił przyrządzić jajecznicę i omlet, o kawie czy herbacie nie wspominając, czasem nawet mógł coś zamieść lub odkurzyć, choć - nie da się ukryć - nie przepadał za tym. Ale - jako iż kobieca ręka zdawała się być w wielu przypadkach gospodarskich i domowych nieodzowną - codziennie z rana przychodziła na plebanię pani Zuzanna: kobieta sześćdziesięciokilkuletnia, wdowa, emerytka, matka dzieciom i babcia wnukom mieszkającym w mieście. Dziarsko zabierała się za stertę talerzyków i filiżanek wyrosłą w zlewie od wczorajszego popołudnia. Po śniadaniu krzątała się przy obiedzie, przygotowując od razu kolację do odgrzania wieczorem. Była przy tym kobietą czystą, schludną, wyśmienitą - w ocenie księdza Mateusza - kucharką i niezastąpioną sprzątaczką. Nikt jednak na tym świecie nie jest bez wad. I pani Zuzanna miała taką jedną: strasznie, ale to strasznie lubiła mówić - do proboszcza - nieważne czy ją słuchał czy nie - do psa, kota, telewizora, nawet sama do siebie. Oczywiście w gadatliwości była nie do pobicia w całej wsi, a może i gminie. Ksiądz Mateusz śmiał się w duchu, że gdyby jej natenczas do ust łyżkę śmietany włożyć, to za pięć minut by z niej masło zrobiła językiem obracając.
Pewnej niedzieli przy obiedzie, ledwie ksiądz Mateusz pierwszą łyżkę rosołu przełknął, bladość jakaś okrutna rumieniec na jego twarzy zabiła, co też nie uszło uwagi pani Zuzanny.
- Mateńko kochana, co też księdzu się stało? - omal nie krzyknęła. - Rosół nie smakuje? Za gorący? Za ostry?
Ksiądz Mateusz tak się zapadł w sobie, iż nawet nie usłyszał pytań oddanej gosposi. Bo właśnie z pierwszym kęsem rosołu przypomniał sobie, że zapomniał ogłosić z ambony o przypadającej w ten czwartek Godzinie Świętej. Zadumał się na chwilę. Ukradkiem spojrzał na panią Zuzannę. Rumieniec wrócił na proboszczowe oblicze. Znalazł pewnie rozwiązanie, choć gosposia pojęcia nie miała w czym rzecz.
- Zapomniałem o pierwszym czwartku. Godziny Świętej nie ogłosiłem. Tylko niech pani o tym nikomu nie mówi, dobrze pani Zuzanno? Niech pani nic nie mówi! Proszę. Taki wstyd...
Uspokojona pani Zuzanna, dziwnie zamilkła, póki była na plebani. Nie wiadomo, czy potrafiła równie dzielnie zmilknąć powróciwszy do domu. Faktem jest jednak, że w ten pierwszy czwartek na Godzinę Świętą, mimo braku proboszczowych ogłoszeń, stawiło się zdecydowanie więcej parafian, niż kiedykolwiek przedtem.

Jezus prosił oczyszczonego z trądu, by nie rozgłaszał cudu. Ten jednak nie posłuchał. Mówił o dobru. Cieszył się. A ty - co rozgłaszasz? O złu mówią tylko prostacy, bo to najłatwiej.

5. tydzień zwykły - sobota 14 lutego

5. tydzień zwykły - sobota 14 lutego

Mk 8,1-10
Gdy znowu wielki tłum był z Jezusem i nie mieli co jeść, przywołał do siebie uczniów i rzekł im: „Żal mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. A jeśli ich puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze; bo niektórzy z nich przyszli z daleka”.
Odpowiedzieli uczniowie: „Skąd tu na pustkowiu będzie mógł ktoś nakarmić ich chlebem?”
Zapytał ich: „Ile macie chlebów?”
Odpowiedzieli: „Siedem”.
I polecił ludowi usiąść na ziemi. A wziąwszy te siedem chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je rozdzielali. I rozdali tłumowi. Mieli też kilka rybek. I nad tymi odmówił błogosławieństwo i polecił je rozdać.
Jedli do sytości, a pozostałych ułomków zebrali siedem koszów. Było zaś około czterech tysięcy ludzi. Potem ich odprawił.
Zaraz też wsiadł z uczniami do łodzi i przybył w okolice Dalmanuty.



Dwóm przestępcom zasługującym na śmierć król wyznaczył niezwykły sposób egzekucji bądź łaski: kazał im przejść po linie rozciągniętej nad bezdenną przepaścią. Jeśliby dotarli szczęśliwie na drugi brzeg, mogli zachować swoje życie.
Pierwszy ze skazańców ruszył śmiało naprzód... i przeszedł. Uradowany zaczął skakać z radości. Wówczas ten drugi pokrzykując zaczął go prosić:
- Jak tego dokonałeś?
- Nie wiem - odpowiedział. - Jakoś tak po prostu: kiedy ciągnęło mnie w lewo, odchylałem sie w prawo i odwrotnie. Oto cały sekret.

Gdyby zapytać apostołów, w jaki sposób nakarmili tłumy, odpowiedzieliby: nie wiemy. Po prostu: kiedy brakowało im chleba w rękach, szli do Jezusa i brali kolejne kawałki. I w ten sposób starczyło chleba dla wszystkich. Tak jest z łaską, dobrem, miłością, ze wszystkim w życiu: jeżeli czegoś zaczyna brakować, trzeba po prostu - nie pytając o nic - iść do Jezusa.

5. tydzień zwykły - piątek 13 lutego

5. tydzień zwykły - piątek 13 lutego

Mk 7,31-37
Jezus opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu.
Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął Go na bok osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: „Effatha”, to znaczy: „Otwórz się”. Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić.
Jezus przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali.
I pełni zdumienia mówili: „Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę”.






Chłop pewien przyjechał do miasta w odwiedziny do rodzonego brata.
Kiedy szli zgiełkliwą ulicą, przybysz zatrzymał się gwałtownie.
- Słyszysz? - chwycił za rękę.
- Co? Ulica, auta jeżdżą, ludzie drepcą, gadają, ciamkają lody...
- Nie, jeszcze coś, świerszcz tu gdzieś rzępoli, poczekaj, o tu, w klombie...
Chłopu udało się znaleźć świerszcza.
- Ty, popatrz, nie usłyszałem - brat stał zmieszany.
- Bo wam tu w mieście nie świerszcze w głowie.
- A co?
Chłop wyjął z kieszeni dwa złote i ostentacyjnie upuścił monetę na chodnik. Na ten odgłos kilkunastu przechodniów odruchowo zwolniło, a kilku nawet zaczęło się rozglądać, czy może nie uda im się znaleźć szczęśliwie małego pieniążka.

Otwórz się - woła Jezus- otwórz się, by usłyszeć coś innego, niż tylko odgłosy tego świata. Bo trzeba usłyszeć miłość, dobro, spokój, nawet ciszę też trzeba usłyszeć...

5. tydzień zwykły - czwartek 12 lutego

5. tydzień zwykły - czwartek 12 lutego

Mk 7,24-30
Jezus udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu.
Wnet bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, upadła Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka rodem, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki.
Odrzekł jej: „Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest wziąć chleb dzieciom i rzucić psom”.
Ona Mu odparła: „Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci”.
On jej rzekł: „Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę”. Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł.





Byli bardzo młodym małżeństwem. I bardzo biednym: on posiadał tylko zegarek, ale bez paska. Je całym majątkiem były piękne, długie włosy, których nie miała jednak czym uczesać, w związku z czym zawsze nosiła na głowie chustkę. Na pierwszą rocznice ślubu, jedno w tajemnicy przed drugim postanowili zrobić sobie nawzajem jakiś miły, drobny prezent. Zaczęła ona:
- Kupiłam ci, kochany, pasek do twojego zegarka.
On, nieco zmieszany wyjął z kieszeni małe zawiniątko.
- A ja kupiłem ci grzebień. Tylko... wiesz... ten pasek nie będzie mi potrzebny, bo żeby kupić ci grzebień, sprzedałem zegarek.
- To nic, kochanie, bo ja, żeby kupić ci pasek do zegarka ścięłam i sprzedałam moje włosy.

Jezus przypomina o właściwej kolejności: najpierw jedzenie dla dzieci, potem dla psów. Nie jest to „ekologiczna” kolejność. Ale faktycznie nie o samą kolejność tutaj tylko idzie. Cała historia z Syrofenicjanką jest dowodem konieczności dialogu i rozmowy, bez których międzyludzkie relacje ocierają się o ból.

5. tydzień zwykły - środa 11 lutego

5. tydzień zwykły - środa 11 lutego

Mk 7,14-23
Jezus przywołał znowu tłum do siebie i rzekł do niego: „Słuchajcie Mnie wszyscy i zrozumiejcie. Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”.
Gdy się oddalił od tłumu i wszedł do domu, uczniowie pytali Go o to przysłowie. Odpowiedział im: „I wy tak niepojętni jesteście? Nie rozumiecie, że nic z tego, co z zewnątrz wchodzi w człowieka, nie może uczynić go nieczystym; bo nie wchodzi do jego serca, lecz do żołądka i na zewnątrz się wydala”. Tak uznał wszystkie potrawy za czyste.
I mówił dalej: „Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym”.






Żyjący w odosobnieniu mnich przyszedł do opata:
- Moja pustelnia strasznie cuchnie. Czy mogę zmienić ją na nową?
Opat się zgodził. Po pół roku mnich ugiął się przed opatem z taką samą prośbą. Opat również przychylił się tej prośbie. Kiedy po kolejnych sześciu miesiącach po raz trzeci przedstawił identyczną sprawę, opat postanowił przyjrzeć się problemowi nieco uważniej. Po wnikliwym badaniu przedstawił jego wynik mnichowi:
- Mój drogi, na nic się zda zmiana pustelni co kilka miesięcy, bowiem źródłem tego nieprzyjemnego zapachu jesteś ty sam.

Często..., nie - zawsze człowiek szuka źródła zła na zewnątrz. A Jezus dziś przedstawia wyniki własnych badań ludzkiego wnętrza w tym względzie: źródłem zła jest twoje wnętrze, jesteś nim ty sam.

5. tydzień zwykły - wtorek 10 lutego

5. tydzień zwykły - wtorek 10 lutego

Mk 7,1-13
U Jezusa zebrali się faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nieumytymi rękami. Faryzeusze bowiem i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść. I gdy wrócą z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych zwyczajów, które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych.
Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami?”
Odpowiedział im: „Słusznie prorok Izajasz powiedział o was obłudnikach, jak jest napisane: «Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad, podanych przez ludzi». Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, dokonujecie obmywania dzbanków i kubków. I wiele innych podobnych rzeczy czynicie”.
I mówił do nich: „Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować. Mojżesz tak powiedział: «Czcij ojca swego i matkę swoją» oraz: «Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie». A wy mówicie: «Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem złożonym w ofierze jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie», to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki. I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie”.





Na koncercie dostrzegł tak piękną kobietę, że zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Zaczął jej szukać, rozpytywać o nią, tęsknić i marzyć. Zaczął też pisać gorące uczuciami listy, które chował do szuflady. W końcu, po wielu tygodniach, spotkał kogoś, kto ją znał i przez tego kogoś umówił się z nią na spotkanie.
Kiedy usiedli na umówionej ławeczce parkowej wyjął zza pazuchy zawiniątko z listami i zaczął czytać jeden po drugim, jak to tęskni za nią i pragnie ją spotkać. Po kwadransie straciła cierpliwość:
- Głupi jesteś - powiedziała przerywając rzewliwą lekturę. - Zanudzasz mnie lekturą listów o tęsknocie, jakbyś nie zauważył że siedzę tuż obok ciebie, na wyciągnięcie ręki...

Życie wyłącznie przeszłością, proroctwami i przepisami, wieszczącymi nadejście Mesjasza może zaślepić na jego rzeczywistą obecność. Ciesz się więc Jego obecnością. Mówienie o tęsknocie za Bogiem jest co nieco nie na miejscu, skoro Bóg zawsze jest tuż obok, na wyciągnięcie ręki.

5. tydzień zwykły - poniedziałek 9 lutego

5. tydzień zwykły - poniedziałek 9 lutego

Mk 6,53-56
Gdy Jezus i uczniowie Jego się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu.
Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go poznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych, tam gdzie, jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy do osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby choć frędzli u Jego płaszcza mogli się dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie.

 



Niezbyt trzeźwy mężczyzna wraca późnym wieczorem do domu. Wychodzi na piętro kamienicy, w której mieszka. Wspinając się po schodach zgrzał się nieco, więc zdejmuje płaszcz. Kiedy manipuluje kluczem w zamku płaszcz zsuwa się z jego ręki i turlając po schodach spada na sam dół. Zniechęcony mężczyzna ostrożnie schodzi w ślad za nim, schyla się z mozołem i podnosząc płaszcz wzdycha głęboko:
- Całe szczęście, że mnie w tym płaszczu nie było...

Jezus - na całe szczęście - jest w swoim płaszczu, a ludzie mogą dotknąć jego frędzli - to tradycyjny znak wierności Bożym przykazaniom. W ten sposób Jezus dając łaskę, niejako przy okazji uczy posłuszeństwa Ojcu.

5. tydzień zwykły

5. tydzień zwykły - poniedziałek 9 lutego

Mk 6,53-56
Gdy Jezus i uczniowie Jego się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu.
Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go poznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych, tam gdzie, jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy do osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby choć frędzli u Jego płaszcza mogli się dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie.

Niezbyt trzeźwy mężczyzna wraca późnym wieczorem do domu. Wychodzi na piętro kamienicy, w której mieszka. Wspinając się po schodach zgrzał się nieco, więc zdejmuje płaszcz. Kiedy manipuluje kluczem w zamku płaszcz zsuwa się z jego ręki i turlając po schodach spada na sam dół. Zniechęcony mężczyzna ostrożnie schodzi w ślad za nim, schyla się z mozołem i podnosząc płaszcz wzdycha głęboko:
- Całe szczęście, że mnie w tym płaszczu nie było...

Jezus - na całe szczęście - jest w swoim płaszczu, a ludzie mogą dotknąć jego frędzli - to tradycyjny znak wierności Bożym przykazaniom. W ten sposób Jezus dając łaskę, niejako przy okazji uczy posłuszeństwa Ojcu.


5. tydzień zwykły - wtorek 10 lutego

Mk 7,1-13
U Jezusa zebrali się faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nieumytymi rękami. Faryzeusze bowiem i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść. I gdy wrócą z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych zwyczajów, które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych.
Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami?”
Odpowiedział im: „Słusznie prorok Izajasz powiedział o was obłudnikach, jak jest napisane: «Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad, podanych przez ludzi». Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, dokonujecie obmywania dzbanków i kubków. I wiele innych podobnych rzeczy czynicie”.
I mówił do nich: „Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować. Mojżesz tak powiedział: «Czcij ojca swego i matkę swoją» oraz: «Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie». A wy mówicie: «Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem złożonym w ofierze jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie», to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki. I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie”.

Na koncercie dostrzegł tak piękną kobietę, że zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Zaczął jej szukać, rozpytywać o nią, tęsknić i marzyć. Zaczął też pisać gorące uczuciami listy, które chował do szuflady. W końcu, po wielu tygodniach, spotkał kogoś, kto ją znał i przez tego kogoś umówił się z nią na spotkanie.
Kiedy usiedli na umówionej ławeczce parkowej wyjął zza pazuchy zawiniątko z listami i zaczął czytać jeden po drugim, jak to tęskni za nią i pragnie ją spotkać. Po kwadransie straciła cierpliwość:
- Głupi jesteś - powiedziała przerywając rzewliwą lekturę. - Zanudzasz mnie lekturą listów o tęsknocie, jakbyś nie zauważył że siedzę tuż obok ciebie, na wyciągnięcie ręki...

Życie wyłącznie przeszłością, proroctwami i przepisami, wieszczącymi nadejście Mesjasza może zaślepić na jego rzeczywistą obecność. Ciesz się więc Jego obecnością. Mówienie o tęsknocie za Bogiem jest co nieco nie na miejscu, skoro Bóg zawsze jest tuż obok, na wyciągnięcie ręki.


5. tydzień zwykły - środa 11 lutego

Mk 7,14-23
Jezus przywołał znowu tłum do siebie i rzekł do niego: „Słuchajcie Mnie wszyscy i zrozumiejcie. Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”.
Gdy się oddalił od tłumu i wszedł do domu, uczniowie pytali Go o to przysłowie. Odpowiedział im: „I wy tak niepojętni jesteście? Nie rozumiecie, że nic z tego, co z zewnątrz wchodzi w człowieka, nie może uczynić go nieczystym; bo nie wchodzi do jego serca, lecz do żołądka i na zewnątrz się wydala”. Tak uznał wszystkie potrawy za czyste.
I mówił dalej: „Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym”.

Żyjący w odosobnieniu mnich przyszedł do opata:
- Moja pustelnia strasznie cuchnie. Czy mogę zmienić ją na nową?
Opat się zgodził. Po pół roku mnich ugiął się przed opatem z taką samą prośbą. Opat również przychylił się tej prośbie. Kiedy po kolejnych sześciu miesiącach po raz trzeci przedstawił identyczną sprawę, opat postanowił przyjrzeć się problemowi nieco uważniej. Po wnikliwym badaniu przedstawił jego wynik mnichowi:
- Mój drogi, na nic się zda zmiana pustelni co kilka miesięcy, bowiem źródłem tego nieprzyjemnego zapachu jesteś ty sam.

Często..., nie - zawsze człowiek szuka źródła zła na zewnątrz. A Jezus dziś przedstawia wyniki własnych badań ludzkiego wnętrza w tym względzie: źródłem zła jest twoje wnętrze, jesteś nim ty sam.


5. tydzień zwykły - czwartek 12 lutego

Mk 7,24-30
Jezus udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu.
Wnet bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, upadła Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka rodem, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki.
Odrzekł jej: „Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest wziąć chleb dzieciom i rzucić psom”.
Ona Mu odparła: „Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci”.
On jej rzekł: „Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę”. Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł.

Byli bardzo młodym małżeństwem. I bardzo biednym: on posiadał tylko zegarek, ale bez paska. Je całym majątkiem były piękne, długie włosy, których nie miała jednak czym uczesać, w związku z czym zawsze nosiła na głowie chustkę. Na pierwszą rocznice ślubu, jedno w tajemnicy przed drugim postanowili zrobić sobie nawzajem jakiś miły, drobny prezent. Zaczęła ona:
- Kupiłam ci, kochany, pasek do twojego zegarka.
On, nieco zmieszany wyjął z kieszeni małe zawiniątko.
- A ja kupiłem ci grzebień. Tylko... wiesz... ten pasek nie będzie mi potrzebny, bo żeby kupić ci grzebień, sprzedałem zegarek.
- To nic, kochanie, bo ja, żeby kupić ci pasek do zegarka ścięłam i sprzedałam moje włosy.

Jezus przypomina o właściwej kolejności: najpierw jedzenie dla dzieci, potem dla psów. Nie jest to „ekologiczna” kolejność. Ale faktycznie nie o samą kolejność tutaj tylko idzie. Cała historia z Syrofenicjanką jest dowodem konieczności dialogu i rozmowy, bez których międzyludzkie relacje ocierają się o ból.


5. tydzień zwykły - piątek 13 lutego

Mk 7,31-37
Jezus opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu.
Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął Go na bok osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: „Effatha”, to znaczy: „Otwórz się”. Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić.
Jezus przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali.
I pełni zdumienia mówili: „Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę”.

Chłop pewien przyjechał do miasta w odwiedziny do rodzonego brata.
Kiedy szli zgiełkliwą ulicą, przybysz zatrzymał się gwałtownie.
- Słyszysz? - chwycił za rękę.
- Co? Ulica, auta jeżdżą, ludzie drepcą, gadają, ciamkają lody...
- Nie, jeszcze coś, świerszcz tu gdzieś rzępoli, poczekaj, o tu, w klombie...
Chłopu udało się znaleźć świerszcza.
- Ty, popatrz, nie usłyszałem - brat stał zmieszany.
- Bo wam tu w mieście nie świerszcze w głowie.
- A co?
Chłop wyjął z kieszeni dwa złote i ostentacyjnie upuścił monetę na chodnik. Na ten odgłos kilkunastu przechodniów odruchowo zwolniło, a kilku nawet zaczęło się rozglądać, czy może nie uda im się znaleźć szczęśliwie małego pieniążka.

Otwórz się - woła Jezus- otwórz się, by usłyszeć coś innego, niż tylko odgłosy tego świata. Bo trzeba usłyszeć miłość, dobro, spokój, nawet ciszę też trzeba usłyszeć...


5. tydzień zwykły - sobota 14 lutego

Mk 8,1-10
Gdy znowu wielki tłum był z Jezusem i nie mieli co jeść, przywołał do siebie uczniów i rzekł im: „Żal mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. A jeśli ich puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze; bo niektórzy z nich przyszli z daleka”.
Odpowiedzieli uczniowie: „Skąd tu na pustkowiu będzie mógł ktoś nakarmić ich chlebem?”
Zapytał ich: „Ile macie chlebów?”
Odpowiedzieli: „Siedem”.
I polecił ludowi usiąść na ziemi. A wziąwszy te siedem chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je rozdzielali. I rozdali tłumowi. Mieli też kilka rybek. I nad tymi odmówił błogosławieństwo i polecił je rozdać.
Jedli do sytości, a pozostałych ułomków zebrali siedem koszów. Było zaś około czterech tysięcy ludzi. Potem ich odprawił.
Zaraz też wsiadł z uczniami do łodzi i przybył w okolice Dalmanuty.

Dwóm przestępcom zasługującym na śmierć król wyznaczył niezwykły sposób egzekucji bądź łaski: kazał im przejść po linie rozciągniętej nad bezdenną przepaścią. Jeśliby dotarli szczęśliwie na drugi brzeg, mogli zachować swoje życie.
Pierwszy ze skazańców ruszył śmiało naprzód... i przeszedł. Uradowany zaczął skakać z radości. Wówczas ten drugi pokrzykując zaczął go prosić:
- Jak tego dokonałeś?
- Nie wiem - odpowiedział. - Jakoś tak po prostu: kiedy ciągnęło mnie w lewo, odchylałem sie w prawo i odwrotnie. Oto cały sekret.

Gdyby zapytać apostołów, w jaki sposób nakarmili tłumy, odpowiedzieliby: nie wiemy. Po prostu: kiedy brakowało im chleba w rękach, szli do Jezusa i brali kolejne kawałki. I w ten sposób starczyło chleba dla wszystkich. Tak jest z łaską, dobrem, miłością, ze wszystkim w życiu: jeżeli czegoś zaczyna brakować, trzeba po prostu - nie pytając o nic - iść do Jezusa.

4. tydzień zwykły


4. tydzień zwykły - poniedziałek 2 lutego

 Mk 5,1-20 Jezus i uczniowie Jego przybyli na drugą stronę jeziora do kraju Gerazeńczyków. Ledwie wysiadł z łodzi, zaraz wybiegł Mu naprzeciw z grobów człowiek opętany przez ducha nieczystego. Mieszkał on stale w grobach i nawet łańcuchem nie mógł go już nikt związać. Często bowiem wiązano go w pęta i łańcuchy; ale łańcuchy kruszył, a pęta rozrywał, i nikt nie zdołał go poskromić. Wciąż dniem i nocą krzyczał, tłukł się kamieniami w grobach i po górach. Skoro z daleka ujrzał Jezusa, przybiegł, oddał Mu pokłon i krzyczał wniebogłosy: „Czego chcesz ode mnie, Jezusie, Synu Boga Najwyższego? Zaklinam Cię na Boga, nie dręcz mnie”. Powiedział mu bowiem: „Wyjdź, duchu nieczysty, z tego człowieka”. I zapytał go: „Jak ci na imię?” Odpowiedział Mu: „Na imię mi legion, bo nas jest wielu”. I prosił Go na wszystko, żeby ich nie wyganiał z tej okolicy. A pasła się tam na górze wielka trzoda świń. Prosili Go więc: „Poślij nas w świnie, żebyśmy w nie wejść mogli”. I pozwolił im. Tak duchy nieczyste wyszły i weszły w świnie. A trzoda około dwutysięczna ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora. I potonęły w jeziorze. Pasterze zaś uciekli i rozpowiedzieli to w mieście i po zagrodach, a ludzie wyszli zobaczyć, co się stało. Gdy przyszli do Jezusa, ujrzeli opętanego, który miał w sobie legion, jak siedział ubrany i przy zdrowych zmysłach. Strach ich ogarnął. A ci, którzy widzieli, opowiedzieli im, co się stało z opętanym, a także o świniach. Wtedy zaczęli Go prosić, żeby odszedł z ich granic. Gdy wsiadł do łodzi, prosił Go opętany, żeby mógł zostać przy Nim. Ale nie zgodził się na to, tylko rzeki do niego: „Wracaj do domu, do swoich, i opowiadaj im wszystko, co Pan ci uczynił i jak ulitował się nad tobą”. Poszedł więc i zaczął rozgłaszać w Dekapolu wszystko, co Jezus z nim uczynił, a wszyscy się dziwili.

Egzorcysta pyta ducha nieczystego:
- Czym mogę cię wypędzić? Postem?
- Przecież jako duch i tak nie potrzebuję jedzenia...
- To może pragnieniem?
- Nie używam napojów...
- W takim razie czuwaniem?
- Nie potrzebuję snu...
- Więc czym? W imię Boga zaklinam cię, powiedz wreszcie!
- Pokorą. Bo racją mojego istnienia jest pycha...

Tajemnice zła:
1. Źródłem jest pycha.
2. Zło musi się jakoś materializować. Dlatego duch nieczysty przed opuszczeniem człowieka prosi Jezusa: poślij mnie do świń. Inaczej musiałby wrócić do Gehenny - miejsca, gdzie nie ma Boga.
3. Legion może oznaczać zarówno mnogość złych duchów (w starożytnym Rzymie legion składał się z co najmniej 6000 żołnierzy), może też oznaczać po prostu wojownika.
4. Zło powoduje zatarcie granicy między tragedią i komizmem. Dla Żydów wpuścić diabła w stado świń - zwierząt pogardzanych i nieczystych - to tak, jak dla nas posłużyć się w tym samym celu jakąś zgrają małp czy skunksów.
5. Gwałt się gwałtem odciska. Zło można zwyciężyć tylko dobrem: pokorą, życzliwością, nadstawionym drugim policzkiem

Parę dobrych rad:
1. Odpowiadaj spokojnie temu, kto na ciebie krzyczy.
2. Staraj się dyskutować na siedząco - postawa stojąca sprzyja agresji.
3. Zło kryje się w grobach i jaskiniach. Nie chowaj dobra. Nie zapala się światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu.


4. tydzień zwykły - wtorek  3 lutego

 Mk 5, 21-43 Gdy Jezus przeprawił się z powrotem w łodzi na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: „Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła”. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd Go ściskali. A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc zbliżyła się z tyłu, między tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości. A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: „Kto dotknął się mojego płaszcza?” Odpowiedzieli Mu uczniowie: „Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: «Kto się Mnie dotknął?»” On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości”. Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: „Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?” Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: „Nie bój się, wierz tylko”. I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego. Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia wszedł i rzekł do nich: „Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi”. I wyśmiewali Go. Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”. Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.

Pewien człowiek miał zwyczaj od czasu do czasu spędzić noc w kościele na samotnej modlitwie. I nie chodziło tylko o pobożność, ale i o to, by przy okazji zyskać opinię pobożnego.
Pewnego wieczoru, u progu kolejnej nocy spędzonej w kościele, doznał uczucia, że nie jest sam. Tak, zdecydowanie czuł na swoich plecach czyjeś spojrzenie, jakieś uważnie wpatrujące się weń oczy. Tym mocniej więc zaczął szeptać pacierze, z trudem powstrzymując chęć spojrzenia za siebie, by sprawdzić, kto zacz. Ta aktorska modlitwa tak go pochłonęła, że nawet nie wiedział kiedy sen zmorzył jego biedne powieki.
Ocknął się o brzasku, gdy kościół wypełniała już delikatna poświata.
- Czy jest tu jeszcze ten ktoś? - przemknęło mu przez myśl pytanie. Nawet nie próbował się pokusie. Odwrócił wzrok - zdecydowanie, choć powoli. O kilka kroków za nim, w przejściu między ciężkimi, dębowymi ławkami, siedział sobie cichutko jakiś poczciwy, wiejski kundel, który pochwyciwszy jego spojrzenie radośnie zamachał ogonem.
Całą noc modlił się dla psa...

Jair i kobieta cierpiąca na krwotok - nie oglądając się na innych, spieszą do Jezusa. Bo prawdziwa wiara nie gapi się dookoła.


4. tydzień zwykły - środa  4 lutego

Mk 6,1-6 Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze. A wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: „Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

- Coś pan taki smutny? - pyta ksiądz proboszcz jednego ze swoich parafian zaraz po Mszy świętej w środę popielcową.
- Bo dziś ksiądz jegomość przypomniał tę najsmutniejszą prawdę: z prochu powstałeś i w proch sie obrócisz.
- Najsmutniejszą? - zdziwił się ksiądz. - Człowieku, smutek to by był wówczas, gdyby człowiek powstał ze złota, a obracał się w proch. Ale skoro zmierza dokładnie do takiego stanu, w jakim znajduje swój początek, nie może to być powodem do smutku.

Blokujące cuda niedowiarstwo jest czymś w rodzaju nieuzasadnionych pretensji wobec Pana Boga. O co? Że w proch obraca coś, co z prochu podźwignął? Przecież i w życiu, i w śmierci należymy do Niego.


4. tydzień zwykły - czwartek  5 lutego

Mk 6,7-13 Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi. I przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. „Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien”. I mówił do nich: „Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich”. Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.

Wędrowiec przysiadł obok straganu kupca przeróżnych tkanin, kiedy zbliżył się doń prosty tkacz, oferując kupcowi sprzedaż koca.
- Ile za niego chcesz? - spytał kupiec tkacza.
- Trzy złote monety.
- Trzy złote monety? Za taki podły, byle jaki, cienki koc? Dam ci dwie złote monety, nic więcej.
Tkacz zgodził się. Kupiec zwinął koc i włożył go do skrzyni obok straganu. Po pół godzinie przy straganie stanęła schludnie odziana niewiasta.
- Chcę kupić koc - oznajmiła.
Kupiec dobył ze skrzyni koc, który dopiero co był nabył, rozwinął go przed kobietą i zaczął zachwalać:
- To najlepszy, z najprzedniejszej wełny, najbarwniejszy i najcieplejszy koc. I w znakomitej cenie jedynie pięciu złotych monet.
Kobieta nie była skłonna do licytacji i po krótkich targach nabyła koc za cztery złote monety. Kiedy tylko oddaliła się nieco, wędrowiec zwrócił się do kupca:
- Zamknij mnie, proszę, na pół godziny w twojej skrzyni...
Kupiec spojrzał nań mocno zdziwiony.
- Zamknij mnie w nim, bo i ja, ja ten koc, chciałbym w tak krótkim czasie ulec tak wielkiej i wartościowej przemianie!

Jezus posyła uczniów, by przemieniali ludzi, by podnosili ich wartość. Każde spotkanie z Jezusem, także w jego apostołach, to okazja, by stać się cieplejszym, piękniejszym, barwniejszym - w niewiarygodnie krótkim czasie.


4. tydzień zwykły - piątek 6 lutego

Mk 6,14-29 Król Herod posłyszał o Jezusie, gdyż Jego imię nabrało rozgłosu, i mówił: „Jan Chrzciciel powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze działają w nim”. Inni zaś mówili: „To jest Eliasz”; jeszcze inni utrzymywali, że to prorok, jak jeden z dawnych proroków. Herod, słysząc to, twierdził: „To Jan, którego kazałem ściąć, zmartwychwstał”. Ten bowiem Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu z powodu Herodiady, żony brata swego Filipa, którą wziął za żonę. Jan bowiem wypominał Herodowi: „Nie wolno ci mieć żony twego brata”. A Herodiada zawzięła się na niego i rada byłaby go zgładzić, lecz nie mogła. Herod bowiem czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał. Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobom znakomitym w Galilei. Gdy córka tej Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczęcia: „Proś mię, o co chcesz, a dam ci”. Nawet jej przysiągł: „Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa”. Ona wyszła i zapytała swą matkę: „O co mam prosić?” Ta odpowiedziała: „O głowę Jana Chrzciciela”. Natychmiast weszła z pośpiechem do króla i prosiła: „Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela”. A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i na biesiadników nie chciał jej odmówić. Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę jego. Ten poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczęciu, a dziewczę dało swej matce. Uczniowie Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie.

Król szuka właściwego człowieka na stanowisko ministra finansów. Kolejnych kandydatów poddaje identycznej próbie, każdemu zadając to samo pytanie:
- Co byś zrobił, gdybyś znalazł na ulicy diament wielkości pięści?
- Szukałbym właściciela, żeby mu go oddać - odpowiedział pierwszy z chętnych do ministerialnej teki.
- Zabrałbym go, przecież należy mi się jako znalazcy! - przekonywał drugi.
Ale ministrem został trzeci, który na pytanie, co by zrobił, gdyby znalazł diament na ulicy, odpowiedział:
- Najjaśniejszy panie, niech mi dane będzie najpierw ten kamień znaleźć. A kiedy go już znajdę, to już na pewno będę wiedział, co z nim zrobić

Herod znalazł diament, a nawet dwa: Jana Chrzciciela, a później Jezusa. I oba znaleziska zmarnował. Dlaczego? Ze strachu. Strach przed Bogiem, popycha do marnowania Jego łaski. Bojaźń Boża tym różni się od strachu, że pociąga do poddania się Bożej łasce.


4. tydzień zwykły - sobota  7 lutego

Mk 6,30-34 Po swojej pracy apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: „Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco”. Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu. Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne osobno. Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich uprzedzili. Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum i zdjęła Go litość nad nimi; byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać.

Po całym dniu męczącej pracy oboje małżonkowie opadli z sił. Zdołali tylko umyć zęby, ona włożyła nocna koszulę, on piżamę i położyli się do łóżka. Sen jednak nie przychodził. Dlaczego?
- Nie mogę zasnąć, kiedy jest jasno. Zapomnieliśmy zgasić światło - powiedziała żona. - A ja jestem tak zmęczona, że nie mogę wstać by je zgasić - dodała znaczącą.
- To jeszcze nic - westchnął ciężko mąż - ja jestem tak zmęczony, że nie miałem siły nawet na to, żeby ci o tym powiedzieć...

Choćbyś był nie wiem jak zmęczony, idź do Jezusa. A jeśli nie masz już sił, by iść, to przynajmniej powiedz mu o swojej słabości. Nie, nigdy nie jesteś aż tak zmęczony, żeby nie móc powiedzieć Jezusowi, jak bardzo potrzebujesz sił od Niego.