VI Niedziela Zwykła - 15 lutego

Mk 1, 40-45: Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: «Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: «Chcę, bądź oczyszczony». Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony.
Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił ze słowami: «Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich».
Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.

 



Cosimo Rosselli: Uzdrowienie trędowatego, Watykan, Kaplica Sykstyńska 1481/82


Rozgłos

Ksiądz Mateusz był człowiekiem dość samodzielnym: potrafił przyrządzić jajecznicę i omlet, o kawie czy herbacie nie wspominając, czasem nawet mógł coś zamieść lub odkurzyć, choć - nie da się ukryć - nie przepadał za tym. Ale - jako iż kobieca ręka zdawała się być w wielu przypadkach gospodarskich i domowych nieodzowną - codziennie z rana przychodziła na plebanię pani Zuzanna: kobieta sześćdziesięciokilkuletnia, wdowa, emerytka, matka dzieciom i babcia wnukom mieszkającym w mieście. Dziarsko zabierała się za stertę talerzyków i filiżanek wyrosłą w zlewie od wczorajszego popołudnia. Po śniadaniu krzątała się przy obiedzie, przygotowując od razu kolację do odgrzania wieczorem. Była przy tym kobietą czystą, schludną, wyśmienitą - w ocenie księdza Mateusza - kucharką i niezastąpioną sprzątaczką. Nikt jednak na tym świecie nie jest bez wad. I pani Zuzanna miała taką jedną: strasznie, ale to strasznie lubiła mówić - do proboszcza - nieważne czy ją słuchał czy nie - do psa, kota, telewizora, nawet sama do siebie. Oczywiście w gadatliwości była nie do pobicia w całej wsi, a może i gminie. Ksiądz Mateusz śmiał się w duchu, że gdyby jej natenczas do ust łyżkę śmietany włożyć, to za pięć minut by z niej masło zrobiła językiem obracając.
Pewnej niedzieli przy obiedzie, ledwie ksiądz Mateusz pierwszą łyżkę rosołu przełknął, bladość jakaś okrutna rumieniec na jego twarzy zabiła, co też nie uszło uwagi pani Zuzanny.
- Mateńko kochana, co też księdzu się stało? - omal nie krzyknęła. - Rosół nie smakuje? Za gorący? Za ostry?
Ksiądz Mateusz tak się zapadł w sobie, iż nawet nie usłyszał pytań oddanej gosposi. Bo właśnie z pierwszym kęsem rosołu przypomniał sobie, że zapomniał ogłosić z ambony o przypadającej w ten czwartek Godzinie Świętej. Zadumał się na chwilę. Ukradkiem spojrzał na panią Zuzannę. Rumieniec wrócił na proboszczowe oblicze. Znalazł pewnie rozwiązanie, choć gosposia pojęcia nie miała w czym rzecz.
- Zapomniałem o pierwszym czwartku. Godziny Świętej nie ogłosiłem. Tylko niech pani o tym nikomu nie mówi, dobrze pani Zuzanno? Niech pani nic nie mówi! Proszę. Taki wstyd...
Uspokojona pani Zuzanna, dziwnie zamilkła, póki była na plebani. Nie wiadomo, czy potrafiła równie dzielnie zmilknąć powróciwszy do domu. Faktem jest jednak, że w ten pierwszy czwartek na Godzinę Świętą, mimo braku proboszczowych ogłoszeń, stawiło się zdecydowanie więcej parafian, niż kiedykolwiek przedtem.

Jezus prosił oczyszczonego z trądu, by nie rozgłaszał cudu. Ten jednak nie posłuchał. Mówił o dobru. Cieszył się. A ty - co rozgłaszasz? O złu mówią tylko prostacy, bo to najłatwiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz