Okres Narodzenia Pańskiego

Piątek 2 stycznia

J 1,19-28 Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: „Kto ty jesteś?” On wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: „Ja nie jestem Mesjaszem”.
Zapytali go: „Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?”
Odrzekł: „Nie jestem”.
„Czy ty jesteś prorokiem?”
Odparł: „Nie!”
Powiedzieli mu więc: „Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?”
Odpowiedział: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz”.
A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: „Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?”
Jan im tak odpowiedział: „Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała”.
Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.


Guido Reni: Św. Jan Chrzciciel, 1637



Kandydat na zakonnika puka do bramy klasztoru.
- Jestem już tak uduchowiony, że mógłbym zostać waszym opatem - tłumaczy bratu furtianowi. - Śpię na gołej ziemi, nie jem mięsa i okładam się dyscypliną kilka razy dziennie.
Brat z furty prowadzi go na klasztorny dziedziniec i wskazując na stojącego w kącie osiołka wyjaśnia:
- Ten osiołek też śpi na gołej ziemi, nie je mięsa, a ponieważ jest uparty, więc bierze kije kilka razy dziennie. Jeżeli chcesz przystać do naszej wspólnoty z takimi osiągnięciami, o jakich mówi, musisz pamiętać, że na razie jesteś na etapie osła, nie opata.

Jan też tak mógł powiedzieć: mieszkam na pustyni, poszczę, modle się, mógłbym być mesjaszem... Ileż w Janie jest pokory, kiedy wskazując na Jezusa mówi: Mesjasz. to On.




Sobota 3 stycznia

J 1,29-34 Nazajutrz Jan zobaczył Jezusa, nadchodzącego ku niemu, i rzekł: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym powiedziałem: «Po mnie przyjdzie mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie». Ja Go przedtem nie znałem, ale przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi».
Jan dał takie świadectwo: «Ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim. Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: «Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego nad Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym». Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym”.


Annibale Carracci: Św. Jan Chrzciciel Świadek, 1600



- Czym się różni Arka Noego od Titanica?
- Arka ocalała, a Titanic zatonął...
- Dobrze, czym jeszcze?
- Arka była drewniana, Titanic stalowy. Arka była stosunkowo niewielka, Titanic ogromny...
- Jest jeszcze jedna poważna różnica.
- Jaka?
- Arkę zbudowali amatorzy, a Titanica zawodowcy.

Żaden uczony faryzeusz, żaden uczony w Piśmie, żaden teologiczny zawodowiec nie rozpoznał w Jezusie Mesjasza, tylko Jan - duchowy amator. Czasem chciałbym upomnieć Pana Boga, że zachowuje się nieprofesjonalnie. Tylko brak mi odwagi.


II Niedziela po Narodzeniu Pańskim - 4 stycznia

J 1,1-18 Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Pojawił się człowiek posłany przez Boga - Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz /posłanym/, aby zaświadczyć o światłości. Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. Na świecie było /Słowo/, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego - którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili. A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy. Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie. Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali - łaskę po łasce. Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa. Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, /o Nim/ pouczył.



Moc
Ojciec i dwóch synów w jednej izbie spali. Nie byli biedni, ale też i nie bogaci, z pracy rok swoich i roli się utrzymując. Matusia ich rok temu obumarła. Sami sobie radę dawać musieli. Chłopcom, choć swoje lata mieli, żeniaczka była nie w głowie.
- Rozejrzelibyście się za jaką dziewuchą – nagabywał ich nieraz ojciec. – Na zabawę byście poszli, albo gdzie pierze skubią, to by wam jaka wpadła w oko i w serce może. Babskiej ręki trza w obejściu, co obiad uwarzy, izbę podmiecie, gacie załata.
Ale chłopakom póki co panny nie były w głowie, trochę z przepracowania, trochę z wałkonienia i lenistwa. Próżno było ojcu gadać. Bogu dzięki kuma sąsiadka wieczerzę dla nich co dzień gorącą przyszykowała: a to żur, a to kwaśniczkę, kiedy indziej znowu gęsty krupnik. Dobrze im się spało po całym dniu harówki w polu i takiej kolacji, co miłym ciepłem rozchodzi się po trzewiach. Zazwyczaj – dobrze się spało, bo tej nocy akurat – jak na złość – źle.
- To chyba przez te kumowe pierogi z kapustą – myślał sobie każdy po cichu, słysząc niespokojny oddech swój i pozostałych.
Pierogi były duże, kształtne, okraszone słoniną z przyrumienionymi na wolnym ogniu skwarkami. Ale w środku, w kapuścianym nadzieniu, siedział chyba sam diabeł jakiś, bo po przełknięciu każdego kęsa ogień język palił. Nie pomógł na-wet garniec świeżego podpiwku. Wrócili do domu i zaraz położyli się spać. Sen jednak nie przychodził, pragnieniem od-ganiany.
- Józik! – wystękał wreszcie ojciec – Józik, ty nie śpisz. Przynieśże z sieni kwaterkę wody. Tak mię suszą te pierogi.
- Kiej już śpię, tatulu – wymamrotał Józik spod pierzyny.
- Tak cię pięknie proszę, Józik. Tyś synek mój najlepszy. Kubka wody staremu ojcu nie podasz? Toż Pan Bóg by cię za to pokarał. No idź!
- Tatku, zdaje wam się ino. Śpijcie spokojnie, a rano się napijecie. Trza jeno nie myśleć o wodzie.
- Józik, jak tyś się urodził, pierworodny, to my z matulą nieboszczką co noc nasłuchiwali czy dychasz. A jakeś się rozpłakał sam nieraz wstawałem, żeby co do rozdartej gębuli gałganek w cukrze utytłany. Cmoktałeś tedy słodkie i pokój był na chwilę. To takiś teraz wdzięczny? Ojcu kubka wody odmawiasz?
Nie wytrzymał tego wreszcie Jędruś, młodszy syn, na ławie wedle pieca zasnąć nie mogący.
- Tatku, dajcie pokój – oznajmił spokojnie. – Józik to leń, on i tak nie pójdzie. Sami sobie zajdźcie po wodę. A i mię przynieście trochę, bo mi po tych pierogach srodze w gardle zaschło.
Słowo wcielone dało ludziom moc. Lecz nie wszyscy Słowo i Jego dar przyjęli. Nieraz tak ciężko jest znaleźć w sobie siłę, chęć. A może wystarczy przyjąć Boży dar, odnaleźć w sobie?




Poniedziałek 5 stycznia

J 1,43-51 Jezus postanowił udać się do Galilei. I spotkał Filipa. Jezus powiedział do niego: „Pójdź za Mną”. Filip zaś pochodził z Betsaidy, z miasta Andrzeja i Piotra.
Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: „Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy, Jezusa, syna Józefa, z Nazaretu”.
Rzekł do niego Natanael: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?”
Odpowiedział mu Filip: „Chodź i zobacz”.
Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: „Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu”.
Powiedział do Niego Natanael: „Skąd mnie znasz?”
Odrzekł mu Jezus: „Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym”.
Odpowiedział Mu Natanael: „Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś królem Izraela!”
Odparł mu Jezus: „Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod drzewem figowym? Zobaczysz jeszcze więcej niż to”.
Potem powiedział do niego: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego”.




Pani wychowawczyni pyta przedszkolaka:
- Jak duży jest twój brat?
Chłopiec bez namysłu odpowiada:
- Nie wiem. Bo kiedy rozmawiamy on zawsze się pochyla i jesteśmy równi.

Jezus - by dać się nam rozpoznać - pochyla się do poziomu człowieka. Tylko tak Bóg może spotkać się ze swym stworzeniem - przez zrównanie się, przez uniżenie do jego poziomu.


Wtorek 6 stycznia

Mt 2,1-12 Gdy Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: „Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem Jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać Mu pokłon”.
Skoro usłyszał to król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz.
Ci mu odpowiedzieli: „W Betlejem judzkim, bo tak napisał prorok:
A ty, Betlejem, ziemio Judy,
nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy,
albowiem z ciebie wyjdzie władca,
który będzie pasterzem ludu mego, Izraela”.
Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: „Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon”. Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę.
A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę.
A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do ojczyzny.


Andrea Mantegna, Pokłon Mędrców, 1500


Ojciec co wieczór czytał swojej córeczce bajki. Na gwiazdkę kupił jej radiomagnetofon i całą stertę nagrań najpiękniejszych, profesjonalnie przeczytanych i muzycznie oprawionych bajek. Wieczorem przed snem zapodał jej jedną z nich. Nazajutrz przy śniadaniu spytał pół żartem:
- I jak, córeczko, podoba ci się ten nowy sprzęt do opowiadania bajek?
- W ogóle mi sie nie podoba - odpowiedziała z powaga dziewczynka.
- Dlaczego, córciu.
- Bo nie można mu usiąść na kolanach.

Mędrcy nie dają darów, oni je „ofiarują z pokłonem”. Dać, to tyle, co wręczyć coś, powiedzieć „masz”, odwrócić sie na pięcie i odejść. Ofiarować z pokłonem, oznacza szacunek. zatrzymanie się na jakiś czas, dłuższy kontakt, rozmowę, dotyk. Panu Bogu nie wypada dawać. Jemu można tylko ofiarować z pokłonem.

Środa 7 stycznia

Mt 4,12-17.23-25 Gdy Jezus usłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei. Opuścił jednak Nazaret, przyszedł i osiadł w Kafarnaum nad jeziorem, na pograniczu Zabulona i Neftalego. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza:
„Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego.
Droga morska,
Zajordanie,
Galileja pogan.
Lud, który siedział w ciemności,
ujrzał światło wielkie,
i mieszkańcom cienistej krainy śmierci
światło wzeszło”.
Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie”.
I obchodził Jezus całą Galileję, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu. A wieść o Nim rozeszła się po całej Syrii. Przynoszono więc do Niego wszystkich cierpiących, których dręczyły rozmaite choroby i dolegliwości, opętanych, epileptyków i paralityków, a On ich uzdrawiał. I szły za Nim liczne tłumy z Galilei i z Dekapolu, z Jerozolimy, z Judei i z Zajordania.




 Do zakonnego zielarza przychodzi zalękniony człowiek.
- Daj mi jakiś specyfik na strach przed Panem Bogiem.
- Nie mam takiego - odpowiada zakonnik, rozkładając ręce. I po chwili dodaje:
- Ale każde zioło, które leczy choroby, jest równocześnie środkiem na to, byś pokochał Pana Boga.

Jezus naucza i leczy, głosi, że Boga nie trzeba się lękać, ale kochać. Bojaźń Boża oznacza nie strach, ale szacunek zbudowany na miłości.


Czwartek 8 stycznia

Mk 6,34-44 Gdy Jezus ujrzał wielki tłum, ogarnęła Go litość nad nimi; byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać.
A gdy pora była już późna, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: „Miejsce jest puste, a pora już późna. Odpraw ich. Niech idą do okolicznych osiedli i wsi, a kupią sobie coś do jedzenia”.
Lecz On im odpowiedział: „Wy dajcie im jeść”.
Rzekli Mu: „Mamy pójść i za dwieście denarów kupić chleba, żeby im dać jeść?”
On ich spytał: „Ile macie chlebów? Idźcie, zobaczcie !”
Gdy się upewnili, rzekli: „Pięć i dwie ryby”.
Wtedy polecił im wszystkim usiąść gromadami na zielonej trawie. I rozłożyli się gromada przy gromadzie, po stu i po pięćdziesięciu.
A wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo, połamał chleby i dawał uczniom, by kładli przed nimi. Także dwie ryby rozdzielił między wszystkich. Jedli wszyscy do sytości i zebrali jeszcze dwanaście pełnych koszów ułomków i ostatki z ryb. A tych, którzy jedli chleby, było pięć tysięcy mężczyzn. 


Giovanni Lanfranco: Cud rozmnożenia chleba i ryb.

- Proszę księdza, przychodzę prosić o pomoc dla pewnej rodziny. Tylko ojciec pracuje dorywczo, brakuje im pieniędzy, od pół roku nie płacą czynszu. Grozi im teraz eksmisja z nieopłacanego mieszkania. Lada dzień znajdą się na bruku.
- A kim pan jest, że tak dobrze zna sytuację tej rodziny i tak uprzejmie prosi o pomoc dla niej?
- Właścicielem kamienicy, w której mieszkają!

Wy dajcie im jeść - mówi Jezus apostołom. To ciekawe, że nie nasyca tłumnego głodu w jakiś cudowny sposób, nie dokonuje czarodziejskiego pojawienia się chleba wśród siedzących czy też w połach płaszcza każdego z nich. Bierze chleb, łamie, dzieli i rozdaje, każdy kawałek chleba przechodzi przez Jego ręce. Zawstydza apostołów, którzy pouczali Go: każ im się rozejść. To taka lekcja dla każdego z nas: nie mów, co trzeba zrobić. Tylko bierz się do roboty.


Piątek 9 stycznia

Mk 6,45-52 Kiedy Jezus nasycił pięć tysięcy mężczyzn, zaraz przynaglił swych uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, do Betsaidy, zanim odprawi tłum. Gdy rozstał się z nimi, odszedł na górę, aby się modlić.
Wieczór zapadł, łódź była na środku jeziora, a On sam jeden na lądzie. Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze, i chciał ich minąć.
Oni zaś, gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa, i zaczęli krzyczeć. Widzieli Go bowiem wszyscy i zatrwożyli się. Lecz On zaraz przemówił do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”. I wszedł do nich do łodzi, a wiatr się uciszył.
Oni tym bardziej byli zdumieni w duszy, że nie zrozumieli sprawy z chlebami, gdyż umysł ich był otępiały.


  Pewien utytułowany teolog trafił na spotkanie modlitewne.
- Za co tak gorąco wielbicie Boga?
- Za to, że Naród Wybrany przeprowadził bezpiecznie przez Morze Czerwone.
- Och, to nic wielkiego. To nie było takie morze, jak nasze, ale płyciutkie morze trzcin, rodzaj rozlewisk, które nawet dzieci mogły przejść spokojnie brodząc.
Za tydzień utytułowany teolog znów znalazł się w tym samym gronie.
- A dziś za co tak gorąco wielbicie Boga?
- Za to, że w tak płytkiej wodzie potopił faraona i jego wojsko...

Jezus jest panem wody: kroczy po jeziorze, ucisza burzę, wskazuje miejsce obfitego połowu - jak Jahwe stwarzający i rozdzielający wody, przechodzący przez morze Izrael czy Eliasz, który tak samo cudownie pokonuje Jordan. Próba zrozumienia tego, czy wytłumaczenia, osłabia człowieka, napawa strachem. Zaufanie Jezusowi rodzi prawdziwą odwagę.


Sobota 10 stycznia

Łk 4,14-22a Jezus powrócił w mocy Ducha do Galilei, a wieść o Nim rozeszła się po całej okolicy. On zaś nauczał w ich synagogach, wysławiany przez wszystkich.
Przyszedł również do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę, natrafił na miejsce, gdzie było napisane:
„Duch Pański spoczywa na Mnie,
ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie,
abym ubogim niósł dobrą nowinę,
więźniom głosił wolność,
a niewidomym przejrzenie;
abym uciśnionych odsyłał wolnych,
abym obwoływał rok łaski od Pana”.
Zwinąwszy księgę oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione.
Począł więc mówić do nich: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”. A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego.




Zdobył tajemnicę kamienia filozoficznego, którego dotyk miał wszystko zmieniać w drogocenne złoto. Kamień miał leże wśród tysięcy innych, zlegających morskiej wybrzeże. Wyróżniało go tylko to, że był niezwykle ciężki, suchy i gorący. Ruszył więc na poszukiwania. Od rana do wieczora pochylał się, brak do ręki kamień, ważył, sprawdzał temperaturę i wilgotność, a potem sprawdzony kamień wrzucał do wody, żeby drugi raz go nie badać. Na tym nieustannym schylaniu się, wybieraniu i odrzucaniu kamieni, upłynął mu cały dzień. Potem drugi i trzeci.., tydzień i miesiąc, rok cały. Nabrał wprawy. Wystarczył mu ułamek sekundy na podniesienie i ocenę kolejnego kamienia.
- Jutro kończę tę robotę - pomyślał. - To dłużej nie ma sensu.
W tej chwili poczuł coś nowego. To był uporczywy, trwający już jakiś czas, piekący ból. Podniósł dłoń do oczu. Palce były poparzone. Miał przed chwilą w ręku gorący kamień! Gorący, suchy i niezwykle ciężki. Pięć, dziesięć minut temu... Z przyzwyczajenia, bezmyślnie, wyrzucił go, jak wszystkie inne przez te miesiące spędzone na brzegu - w morze. Stracił swój cudowny kamień. Miał go i wyrzucił.

Przyzwyczajenie usypia, odmóżdża, odwraca uwagę. Tak się nie czyta Pisma. Trzeba się zatrzymać nad każdym słowem, odnaleźć w nim miłość i moc samego Jezusa.


Niedziela Chrztu Pańskiego - 11 stycznia

Mk 1, 6b-11 Jan Chrzciciel tak głosił: «Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym».
W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: «Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie». 


Leonardo da Vinci, Andrea del Veroccio: Chrzest Chrzest Jezusa, 1470

Usłyszeć

- On niekąsaty jest, nie ugryzie – ksiądz Mateusz pokręcił głową widząc strach w oczach Matlaka. Azor rwał się ku niemu, ale niegroźnie: poszczekiwał wesoło, kręcił ogonem i przytupywał przednimi łapami.
- Ja wiem, księże dobrodzieju, że on nie gryzie. Ale nie jestem pewien, czy on sam wie, że jest łagodny.
Ciężko było dyskutować nad psim stanem samoświadomości. Ksiądz Mateusz nic już nie powiedział, tylko pomachał im na pożegnanie. Aza, matka Azora, zaskomliła po psiemu i trąciła mokrym nosem zaciśniętą w pięść dłoń proboszcza, w której grzała się malinowa landrynka – słodki erzac kości.
- Trudno – mruknął do siebie ksiądz Mateusz. – Pocieszny szczeniak wyrósł na brytana, a dla dwóch psów na małej plebani miejsca trochę za mało. U Matlaków źle mu nie będzie.
Minął tydzień. W kolejną sobotę z samego rana ksiądz Mateusz zaczął usilnie poszukiwać jakiegoś konkretnego tema-tu na niedzielne kazanie. Nadaremnie. W głowie kłębiły mu się stada nieokiełznanych pomysłów, nijak nie mogących od-naleźć wspólnego mianownika.
- Przejdę się – westchnął. – Może po drodze, na świeżym powietrzu znajdę natchnienie.
Jakoś tak bezwiednie zdjął z wieszaka w przedpokoju smycz. Zacisnął sprzączkę na obroży Azy i ruszył przed siebie. Suczka przyuczona za młodu szła równo z nogą. Kiedy tylko skręcili w dróżkę prowadzącą do Matlaków wyraźnie się ożywiła i tylko mocny uścisk rzemienia powstrzymywał ją przed kłusem. Z daleka coś zaszczekało znajomo. Aza postawiła uszy. O proboszczu trudno powiedzieć tak samo, więc przyjmijmy, że mocniej zabiło mu serce. To był Azor. Biegał wzdłuż płotu, wewnątrz obejścia Matlaków. Kiedy się z nim zrównali przywitał się po psiemu z matką i byłym panem. Dopiero teraz ksiądz Mateusz spostrzegł stojący przed bramą radiowóz policyjny.
- Szczęść Boże! – uśmiechnął się do wyraźnie zasmuconego Matlaka i stojącego obok funkcjonariusza z grubym notesem.
- Daj Boże, daj Boże! – Mruknęli obaj nierówno.
- Czy coś się stało? – proboszcz przystanął.
- Ano stało się, księże dobrodzieju. I to wszystko przez tego głupiego psa, co to nam go ksiądz dał.
- Przez psa? Ale co przez psa?
- No niech sobie ksiądz wyobrazi, że tej nocy tak głośno szczekał, że nie słyszeliśmy, jak złodzieje wybili okno w budynku gospodarczym i nas doszczętnie okradli.
Nad Jordanem głos z nieba powiedział: To jest mój Syn Umiłowany. A ludzie nie usłyszeli, nie pojęli. Choć trochę ścisz radio, telewizor, siebie, by usłyszeć głos Boga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz