22. Niedziela Zwykła (Rok C)


Łk 14, 1. 7-14: Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. I opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie wybierali pierwsze miejsca. Tak mówił do nich: 
«Jeśli cię kto za-prosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca; by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: „Ustąp temu miejsca”; i musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce.
Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: „Przyjacielu, przesiądź się wyżej ”; i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony».
Do tego zaś, który Go zaprosił, rzekł: «Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych».


Duccio di Buoninsegna "Ostatnia Wieczerza"

Odpłata

W izbie tłok panował. Nie brakowało żadnego z sąsiadów. Byli i Tutki, i Gilzy, i Pawełki, i Koszaki. Taki obyczaj był we wsi z dziada pradziada, by u wezgłowia umierającego jako jeden mąż stanąć, śmierci na pohybel. Aleć tym razem i bronić nie było czego, bo stary Kapcia lata swoje miał i to nie w piernatach przeleżane, a w twardej robocie na gospodarstwie życiu siłą wydarte. Przeziębił się nieco, niegroźnie – jak się zdawało – ale jak mu się zima na płuca rzuciła i kaszel podsycający gorączkę trawić zaczął, śmierć koło niego tańczyć zaczęła, rychły koniec zwiastując. Ksiądz proboszcz wczoraj na nieszpór oleje już położył. Teraz jeno czekać pozostało.
Nagle Kapcia przestał kaszleć i rzęzić. Głowę nieco uniósł, tak, iż Kapciowa jaśka mu pod kark podłożyła.
- Cichajta! – syknęła do mamroczących coś chłopów – Gadać jeszcze przed śmiercią będzie. Ale nie turbujcie się tym bardzo. Od tygodnia tylko majaczy i całkiem od rzeczy mówi.
- Żono moja najmilejsza – zaczął umierający, ale musiał przerwać, by jeszcze raz odkaszleć – Józek Tutków winien mi jest pięćdziesiąt złotych Niech odda tobie. Pamiętaj.
- Oj, mądrze gada, mądrze! – Kapciowa załamała ręce – Słyszeliście wszystkie. Józek Tutka pięćdziesiąt złotych dłużny.
- Słyszelim! – przytaknęli sąsiedzi.
- A Walenty Pawełek sto złotych! – szepnął stary.
- Jużci, mężu mój, jużci. Jest on tu i słyszał, jako i wszyscy w izbie sąsiedzi słyszeli.
- Dalej... – Kapcia znów się rozkaszlał i dobre dwie Zdrowaśki utrwało, zanim mu się polepszyło – Wojtek Gilza pożyczył łońskiego roku też sto złotych i jeszcze nie oddał.
- Odda, odda. Dopilnuję – Kapciowa uderzyła się w piersi, jakby przysięgając. Sąsiedzi w izbie przytaknęli.
- Na koniec jeszcze jedno chcę rzec. Pewnie jest tutaj też Koszak któryś, ech, eche, ech... rozkaszlał się już na dobre i zdawało się, że wszystką parę straci. Kapciowa gromnicę złapała, Kyrie Elejson zawodząc, a sąsiedzi wraz z nią. Kapcia, po długim, bo długim czasie, ale jednak doszedł wreszcie do siebie.
- Koszakowi Kazkowi ja sam winien jestem trzysta złotych, co mu je oddać trzeba...
- O ludzie, ludziska kochane! – Kapciowa gromnicę na bok odłożywszy, ręce załamując, szlochać poczęła – A mówiłam wam: do serca sobie nie bierzecie tego, co będzie gadał, bo gorączka go trawi! Znów od rzeczy prawić zaczyna!

Oczekujesz, a może nawet żądasz od innych odpłaty. Będziesz szczęśliwy czyniąc dobrze dopiero tym, którzy nie są w stanie ci się odwdzięczyć. Poza tym zastanów się: ile wdzięczności winien jesteś ty sam?

21. Tydzień Zwykły

21. tydzień zwykły - poniedziałek


Mt 23,1.13-22: Jezus przemówił do tłumów i do swoich uczniów tymi słowami:
„Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi. Sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą.
Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo obchodzicie morze i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę. A gdy się nim stanie, czynicie go dwakroć bardziej winnym piekła niż wy sami.
Biada wam, przewodnicy ślepi, którzy mówicie: «Kto by przysiągł na przybytek, to nic nie znaczy; lecz kto by przysiągł na złoto przybytku, ten jest związany przysięgą». Głupi i ślepi! Cóż bowiem jest ważniejsze, złoto czy przybytek, który uświęca złoto? Dalej: «Kto by przysiągł na ołtarz, to nic nie znaczy; lecz kto by przysiągł na ofiarę, która jest na nim, ten jest związany przysięgą». Ślepi! Cóż bowiem jest ważniejsze, ofiara czy ołtarz, który uświęca ofiarę?
Kto więc przysięga na ołtarz, przysięga na niego i na wszystko, co na nim leży. A kto przysięga na przybytek, przysięga na niego i na Tego, który w nim mieszka. A kto przysięga na niebo, przysięga na tron Boży i na Tego, który na nim zasiada”.

Stado dzikich gęsi przysiadło na brzegu samotnego stawu – wszystkie z dziobami pod wiatr, w stronę tafli wodnej. Tylko jedna przycupnęła inaczej: z wiatrem, z dziobem w stronę pobliskiego lasu.
- Ty przeklęta indywidualistko! – zaczęły strofować ją towarzyszki. – Burzysz nasz odwieczny porządek i zwyczaj. Chcesz się popisać? Zwrócić na siebie uwagę? Pokazać, że jesteś inna?
Tymczasem do rozgęganego stadka od strony lasu podkradł się lis. Gęsi stojące z dziobem pod wiatr nie wyczuły drapieżnika. W ostatniej chwili gęś-indywidualistka, stojąca inaczej niż pozostałe, dostrzegła lisa i wszczęła alarm, które całe stado poderwał do ucieczki ratującej życie. Lis zaś musiał tym razem obejść się smakiem.

Faryzeizm gardzi indywidualizmem, nie znosi go, piętnuje i tępi. Faryzeizm jest przywództwem nad stadem, równaniem w szeregu, uniformizacją, musztrą. A Bóg jest miłością.
Panie, daj nam zdolność i odwagę samodzielnego myślenia, które ratuje nas przed złem, a wraz z nami może jeszcze kogoś. Panie, zerwij z naszych oczu łuski faryzeizmu. Panie, wlej w nasze serca ducha rozważnej miłości.


21. tydzień zwykły - wtorek

Mt 23,23-26: Jezus przemówił tymi słowami:
„Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz pomijacie to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. To zaś należało czynić, a tamtego nie opuszczać. Przewodnicy ślepi, którzy przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda.
Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo dbacie o czystość zewnętrznej strony kubka i misy, a wewnątrz pełne są zdzierstwa i niepowściągliwości. Faryzeuszu ślepy! Oczyść wpierw wnętrze kubka, żeby i zewnętrzna jego strona stała się czysta”.

Wyprawa naukowa posuwała się żwawo w głąb Czarnego Lądu. W ciągu czterech dni przebyto trasę zaplanowana na tydzień. Piątego dnia o poranku szef tragarzy stanął przed ekipą naukowców i oznajmił, że tego dnia żaden z nich nie ma zamiaru wyruszyć w drogę.
- Dlaczego? – zdziwili się biali. – Czyżby siły was opuściły?
- Nie siły, panie – odpowiedział tubylec. – Idziemy tak szybko, ze nasze dusze nie nadążają. Musimy poczekać, aż dogonią ciała.

Nauka – nauką, postęp – postępem, prawo – prawem. A dla Boga i tak najważniejsza jest dusza. To dlatego Jezus gani bezduszność faryzeuszów, dla których najważniejsze jest to, co zewnętrzne.
Zwolnij. Jeśli trzeba – nawet się zatrzymaj. Pozwól swojej duszy znaleźć się na właściwym miejscu.


21. tydzień zwykły - środa

Mt 23,27-32: Jezus przemówił tymi słowami:
„Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa. Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości.
Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo budujecie groby prorokom i zdobicie grobowce sprawiedliwych, i mówicie: «Gdybyśmy żyli za czasów naszych przodków, nie bylibyśmy ich wspólnikami w zabójstwie proroków». Przez to sami przyznajecie, że jesteście potomkami tych, którzy mordowali proroków. Dopełnijcie i wy miary waszych przodków”.

Litował się dąb nad rosnącą kawałek dalej trzciną:
- Gdybyś rosła bliżej, osłaniałbym cię przed wiatrem i nawałnicą…
Aż pewnego razu nadszedł huragan. Trzcina ugięła się do samej ziemi, by po burzy znów się wyprostować. Dąb stał nieugięty, wyprostowany, twardy, aż do momentu, gdy kolejny potężny podmuch owinął się wokół jego pnia, wyrwał drzewo z korzeniami i rzucił je, martwe, na ziemię.

Prawdziwa siła rzadko gnieździ się w tym, co solidne, wielkie, porządnie wyglądające – jak grób pobielany. Prawdziwa siła kryje się w cierpieniu, uniżeniu, w tym, co nie rzuca się w oczy, a nawet jest niewidzialne.
Jeśli mówisz: Panie, jestem Twoją twierdzą, stajesz się grobem Jezusa. Poddaj się słońcu, wiatrowi, pozostań sobą. Niech twoja duchowość gnieździ się w twoim ciele, nawet obolałym, głodnym i zziębniętym. Pobielane groby są bezduszne.


21. tydzień zwykły - czwartek

Mt 24,42-51: Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Czuwajcie, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby się włamać do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie.
Któż jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowił nad swoją służbą, żeby na czas rozdawał jej żywność? Szczęśliwy ów sługa, którego pan, gdy wróci, zastanie przy tej czynności. Zaprawdę powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem.
Lecz jeśli taki zły sługa powie sobie w duszy: «Mój pan się ociąga», i zacznie bić swoje współsługi, i będzie jadł i pił z pijakami, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna. Każe go ćwiartować i z obłudnikami wyznaczy mu miejsce. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.

Wilk, przyszedłszy w odwiedziny do wilka, zastał go ostrzącego zęby o twardy pień dębowy.
- Po co to robisz? – spytał zdziwiony. – Przecież jak okiem sięgnąć nie widać najmniejszego nawet niebezpieczeństwa!
- Kiedy pojawi się niebezpieczeństwo, wówczas za późno będzie na ostrzenie zębów. – odpowiedział wilk. – Wtedy natychmiast trzeba walczyć.

Spraw wiary, zresztą innych również, nie należy odkładać. Bo odkładanie powoduje, że wszelkie problemy nawarstwiają się i rosną w siłę. Być gotowym na przyjście Pana, to znaczy tyle, co „nie odkładać”.
Panie, naucz mnie zmagać się z wielkimi problemami już wtedy, kiedy są jeszcze małe.


21. tydzień zwykły - piątek

Mt 25,1-13: Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść:
„Podobne jest królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie oblubieńca. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły ze sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się oblubieniec opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły.
Lecz o północy rozległo się wołanie: «Oblubieniec idzie, wyjdźcie mu na spotkanie». Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: «Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną». Odpowiedziały roztropne: «Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie».
Gdy one szły kupić, nadszedł oblubieniec. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną i drzwi zamknięto. W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: «Panie, panie, otwórz nam». Lecz on odpowiedział: «Zaprawdę powiadam wam, nie znam was».
Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny”.

Dzwoni telefon.
- Mogę do ciebie wpaść dziś wieczorem?
- Jasne, zapraszam.
- Świetnie. Przy okazji odbiorę parasol, który ci pożyczyłem w ubiegłym tygodniu.
- Oj, to będzie problem, bo właśnie wczoraj poratowałem nim kolegę z pracy, którego zaskoczył deszcz. A bardzo zależy ci na tym parasolu?
- Wiesz, mnie to może nie, ale kolega, który mi go pożyczył mówi, że znajomy, od którego on z kolei zabrał ten parasol, już się martwi, bo właściciel zaczyna go naciskać w sprawie tego parasola…
Pożyczcie nam oliwy – proszą głupie panny, bo same o niej nie pomyślały. Pożyczka jest gestem z pogranicza życzliwości i ryzyka. Czyż nie mówi się: chcesz mieć wroga, to coś komuś pożycz? Na szczęście sfera ducha uniemożliwia pożyczkę. Tutaj jedynym możliwym działaniem jest dawanie.
Panie ustrzeż mnie przed tylko pożyczaniem czasu, serca, sił, modlitwy. Naucz mnie dawać. Naucz mnie być zapobiegliwym, bym miał z czego dawać.


21. tydzień zwykły - sobota

Mt 25,14-30: Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść:
„Pewien człowiek, mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana.
Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczai się rozliczać z nimi.
Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: «Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem». Rzekł mu pan: «Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w niewielu rzeczych, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana».
Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, i powiedział: «Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem». Rzekł mu pan: «Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w niewielu rzeczach, nad wieloma cię postawię; wejdź do radości twego pana».
Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: «Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność».
Odrzekł mu Pan jego: «Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz w ciemności : tam będzie płacz i zgrzytanie zębów»”.

Modlił się raz pewien człowiek tak:
- Panie Boże, jeśli pozwolisz mi wygrać w lotto dwa miliony złotych, połowę dam na Kościół. A jeśli mi nie wierzysz, to z góry sobie ten milion potrąć, a mnie pozwól od razu na czysto wygrać tyle samo.
Jezusowa przypowieść o talentach dotyczy nie tylko pieniędzy, a nawet nie tylko jakichś uzdolnień. Tu chodzi o coś więcej, o zaufanie, jakie Pan Bóg ma do nas, powierzając nam jakiekolwiek skarby czy dobra.
Panie, wiem, że mi ufasz. Wiem, że ufasz mi więcej, niż ja sam sobie ufam. Panie, niech to, czym mnie obdarowałeś pozwoli mi uwierzyć w siebie.

21. Niedziela Zwykła (Rok C)

Łk 13, 22-30: Jezus nauczając szedł przez miasta i wsie i odbywał swą podróż do Jerozolimy.
Raz ktoś Go zapytał: «Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?».
On rzekł do nich: «Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: „Panie, otwórz nam”; lecz On wam odpowie: „Nie wiem, skąd jesteście”. Wtedy zaczniecie mówić: „Przecież jadaliśmy i piliśmy z tobą, i na ulicach naszych nauczałeś”.
Lecz On rzecze: „Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy dopuszczający się niesprawiedliwości”. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych. Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym.
Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi».


Ręka księdza Mateusza długo szukała. W końcu znalazła.
- Druga trzydzieści – wymamrotał proboszcz i odłożył budzik z powrotem na nocny stolik – Boże, ależ bym coś zjadł.
Było cicho. Gdzieś daleko zaszczekał pies, ale zaraz umilkł. Szumiał delikatny wiatr. Jedynym niezidentyfikowanym dźwiękiem było ciche brzęczenie.
- Już wiem – ksiądz Mateusz uniósł znad kołdry wskazujący palec w bezmyślnym geście rasowego kaznodziei – toż to przecież nic innego, jak tylko lodówka! Lodówka!
Księże myśli zaczęły niespokojnie kręcić się wokół emaliowanego mebla, stojącego w rogu kuchni.
- Boże! – westchnął – Ależ bym coś zjadł...
Przypomniał sobie, że wczoraj odwiedziła go siostra. Jak zwykle przy takiej okazji zapchała proboszczowską lodówkę zwojem kabanosów, dwiema główkami sałaty, czterema czy pięcioma słoikami domowych przetworów i tym, co ksiądz Mateusz zdecydowanie lubił najbardziej – kilkoma salaterkami galaretki owocowej z polewą z ptasiego mleczka.
- Boże, tylko jedną taką galaretkę – ksiądz Mateusz zaczął walkę. Sen odszedł od niego zupełnie i czaił się gdzieś z boku jak pies z podkulonym ogonem, który nawet nie śmie skamleć.
- Lekarz zabronił ci jeść poza porą posiłku – odezwały się w nocnej ciszy połączone chóry sumienia i zdrowego rozsądku – W przeciwnym bowiem przypadku lada moment łatwiej cię będzie przeskoczyć, niż obejść!
- Ale to przecież tylko owocowa galaretka. Zero kalorii. Trochę omaszczonej pianką ptasiego mleczka wody z żelatyną...
- Powiadasz: z żelatyną? – odezwało się solo niepokoju – A słyszałeś o chorobie wściekłych krów? A nie pamiętasz, co pisały gazety, że żelatynę robi się głównie z wołowych kości?
Już prawie zrezygnował z nocnej porcji deseru, kiedy zapiał gdzieś tenor męskiej ambicji:
- Powiedz raczej, że nie masz na tyle silnej woli, żeby się zwlec z łóżka, mięczaku!
- Co? Co?! – rozsierdził się sam na siebie – Ja mięczakiem?
Zerwał się z łóżka, bezbłędnie wsunął nogi w kapcie i podreptał do sąsiadującej z sypialnią kuchni. Po omacku odnalazł lodówkę. Złapał uchwyt i mocno pociągnął. Nagły snop światła oślepił go na chwilę. Pochylił się i wyjął ze środka salaterkę trzęsącej się galaretki z etolą ptasiego mleczka. Powąchał i odłożył z powrotem na miejsce.
- No! – westchnął wracając w pielesze – Tylko nie mięczak!

Mięczak, to człowiek wygodnej drogi i szerokiej bramy. Takich nie ma na szlaku do nieba. Czy twoja brama jest wąska? To znaczy: czy potrafisz sobie stawiać wymagania? Sprawdź.

20. Tydzień Zwykły

20. tydzień zwykły - poniedziałek


Mt 19,16-22: Pewien człowiek zbliżył się do Jezusa i zapytał: „Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?”
Odpowiedział mu: „Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania”.
Zapytał Go: „Które?”
Jezus odpowiedział: „Oto te: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego jak siebie samego”.
Odrzekł Mu młodzieniec: „Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje?”
Jezus mu odpowiedział: „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną”.
Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.

Ojciec po raz pierwszy zabrał syna na ucztę w pałacu pana, któremu służył. Kiedy byli już w bramie syn przystanął nagle.
- Ojcze, ale ja nie wiem, jak mam się tutaj zachować.
Ojciec spojrzał na niego z uśmiechem i odpowiedział mu:
- Kiedy nie wiesz, jak się zachować, zawsze zachowuj się przyzwoicie.

Czego chciał młodzieniec od Jezusa? Wskazówek, rad, drogowskazów. Co usłyszał? Rób to, co wszyscy. Żeby zdobyć niebo nie potrzeba wyczyniać rzeczy nadzwyczajnych. Wystarczy po prostu być przyzwoitym człowiekiem. Okazuje się jednak, że nawet tylko to może nie być takie łatwe.
Daj mi, Panie, anioła przyzwoitości. Zwłaszcza wówczas, gdy stracę rezon, poczucie pewności, gdy się pogubię.


20. tydzień zwykły - wtorek


Mt 19,23-30: Jezus powiedział do swoich uczniów: „Zaprawdę powiadam wam: Bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego. Jeszcze raz wam powiadam: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego”.
Gdy uczniowie to usłyszeli, przerazili się bardzo i pytali: „Któż więc może się zbawić?”
Jezus spojrzał na nich i rzekł: „U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe”.
Wtedy Piotr rzekł do Niego: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?”
Jezus zaś rzekł do nich: „Zaprawdę powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzyście poszli za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach sądząc dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy.
Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi.”

Kobieta ze znaczną nadwagą poszła do lekarza.
- Muszę schudnąć. Co mam robić?
- Gimnastykować się.
- Ale jak? Pływać nie umiem, biegać nie potrafię…
- Proszę zacząć od prostych ćwiczeń. Najlepiej na początek niech pani obraca głową, o tak – tu lekarz zademonstrował ćwiczenie – w lewo i w prawo, w lewo u w prawo.
- A jak często mam powtarzać to ćwiczenie, panie doktorze?
- Na początku proszę tak poruszać głową za każdym razem, kiedy ktoś spyta, czy czegoś by panie nie przekąsiła.

Mieć, posiadać – te terminy mają charakter statyczny, kojarzą się z siedzeniem, bezruchem, ociężałością. Z kolei w pojęciach wyrzec się, pozbyć – kryje się jakiś dynamizm, energia, siła, ruch, coś mówi: wstań, rusz się, idź, zrób coś. Królestwo Boże jest czymś w rodzaju kondycji – trzeba się ruszać, wciąż ćwiczyć, dbać. Zbawienie nie jest kwestią posiadania, ale zdobywania.
Panie, pozwól mi nie tylko pamiętać o codziennych ćwiczeniach ciała i duszy, ale też systematycznie poszerzać je i intensyfikować.


20. tydzień zwykły - środa

Mt 20,1-16a: Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść:
„Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy.
Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: «Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam». Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił.
Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: «Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?» Odpowiedzieli mu: «Bo nas nikt nie najął». Rzekł im: «Idźcie i wy do winnicy».
A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: «Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych». Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze.
Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: «Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty». Na to odrzekł jednemu z nich: «Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?»
Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”.
Żebrak zapukał do drzwi bogatej willi.
- Czy mógłbym prosić o dwa złote na filiżankę kawy.
Czyjaś ręka wyciągnęła w jego stronę banknot dwudziestozłotowy.
- Masz tutaj i kup sobie dziesięć filiżanek kawy.
W środku nocy właściciela willi obudziło łomotanie do drzwi.
- No tak, upił się za te dwadzieścia złotych i teraz nie da mi spokoju – mamrotał pod nosem zapinając szlafrok. – Słucham?
- Ty draniu! – wykrzyczał żebrak. – Przez te twoje przeklęte dziesięć kaw od dwóch godzin obracam się z boku na bok i nie mogę oka zmrużyć!

Nadmiar szkodzi. Dlaczego więc chcesz od Pana Boga więcej, niż masz? Widocznie nie tylko akurat na tyle zasługujesz, ale więcej niż masz, pewnie nie wyszłoby ci na zdrowie.
Panie, kiedy się chwieję, podeprzyj mnie i wyprostuj i pomóż znaleźć równowagę poprzez anioła zadowolenia.


20. tydzień zwykły - czwartek


Mt 22,1-14: „Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu:
«Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść.
Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: «Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę». Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy ich, pozabijali.
Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić.
Wtedy rzekł swoim sługom: «Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie». Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami.
Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nie ubranego w strój weselny. Rzekł do niego: «Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego?» Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: «Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz w ciemności. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów».
Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych”.
Niedzielny wieczór. Na herbatce spotkali się proboszczowie z dwóch sąsiednich parafii.
- O czym mówiłeś dziś w kazaniu? – spytał pierwszy.
- O tym, że bogaci powinni się dzielić z ubogimi tym, co mają.
- I jak myślisz, jaki skutek odniosło twoje kazanie?
- Połowiczny.
- Połowiczny? Co to znaczy?
- To znaczy, że ubodzy są już gotowi wziąć, tylko bogaci nie są jeszcze skorzy do dania.

Kto odrzuca zaproszenie na ucztę w Jezusowej przypowieści? Ci, którzy coś posiadają: pole, interes, jeszcze coś innego. Chętni są zawsze ci, którzy nic nie mają. Ale – uwaga? Tak zupełnie niczego nie mieć też nie można. Okazuje się, że potrzebna jest szata godowa. Co to takiego? Święty Paweł wyjaśnia: na to wszystko zaś przyobleczcie miłość. I wszystko staje się jasne.
Panie, niech twój anioł przypomina mi, że nawet jeżeli posiadam cały świat, a miłości nie mam, jestem niczym i do udziału w uczcie niebieskiej jednak się nie kwalifikuję.


20. tydzień zwykły - piątek

Mt 22,34-40: Gdy faryzeusze dowiedzieli się, że Jezus zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał Go, wystawiając Go na próbę: „Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?”
On mu odpowiedział: „«Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem». To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: «Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego». Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy”.

- Proszę księdza, czy przeglądanie się w lustrze jest grzechem? – pytała księdza pobożna niewiasta.
- Tylko wówczas, kiedy stoi się zbyt blisko lustra.
- Ach, rozumiem, chodzi o to, by nie popsuć sobie wzroku.
- Nie, proszę pani. Chodzi o to, że stojąc zbyt blisko lustra, nie widzi się już nic, oprócz siebie. I to dopiero jest grzech.
Co znaczy: miłuj bliźniego jak siebie? Chyba właśnie to: przeglądając się w lustrze stój w takiej odległości, by co najmniej połowę jego powierzchni zostawić dla innych. Gdy widzisz tylko siebie, jesteś egoistą. Gdy nie widzisz siebie wcale, dążysz do samozagłady. Więc stój właśnie we właściwej odległości.
Panie pozwól mi zachować właściwy dystans: do lustra, do siebie, do innych, żeby wszystko było w porządku.


20. tydzień zwykły - sobota

Mt 23,1-12: Jezus przemówił do tłumów i do swoich uczniów tymi słowami:
„Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynku i żeby ludzie nazywali ich Rabbi.
Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus.
Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.

Sam Aleksander Wielki znów spotkał tego filozofa-dziwaka Diogenesa, który tym razem grzebał w… ludzkich kościach.
- Czego tam szukasz? – spytał wstrząśnięty władca połowy świata.
- Szukam tego, czego nie sposób znaleźć.
- A cóż to takiego?
- Różnica – odpowiedział Diogenes. – Różnica między kośćmi twego ojca i kośćmi jego niewolników.

Owszem, różnimy się: wyglądem, barwą głosu, kolorem oczu i włosów, wzrostem, nawet talentem i bystrością umysłu. Ale wszyscy mamy te same wątroby, serca, płuca, mięśnie i kości. I wszystkich nas czeka tak samo śmierć i obrócenie się w proch. Więc tym bardziej wywyższanie się nad innych – jak mędrców, co zasiedli na katedrze Mojżesza – budzi jedynie litość i pusty śmiech.
Panie, nie pozwól, bym innym dawał powód do litowania się i pustego śmiechu nade mną. Poślij takiego anioła, który od czasu do czasu wypuści ze mnie odrobinę niepotrzebnego powietrza.

20 Niedziela Zwykła (Rok C)



Łk 12, 49-53: Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął! Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie.
Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej».





Serce Jezusa, Gorejące Ognisko Miłości


Powiadają, że prawdziwy mężczyzna powinien zbudować dom, zasadzić drzewo i zrodzić syna. W przypadku Matlaka wszystko to się spełniło. Syna miał już na studiach, drzewo posadził i to nie jedno, a za dom zabrał się jeszcze za kawalera, po ślubie tylko wykończył i upiększył. A właściwie to wciąż upiększał - dom i jego otoczenie. W ostatnich latach oczkiem w głowie był mu trawnik przed domem właśnie. Przez rok karczował tę część działki, gołymi rękami wyrywał chwasty i byle jakie ziele - z korzeniem, niwelował teren, po kilkakroć przekopywał, przeorywał, spulchniał i grabił. Wreszcie kupił w hipermarkecie cztery worki nasion trawy marki Wimbledon i obsiał nimi - to znaczy nasionami, bo worki wyrzucił - przygotowany grunt.
Doglądał zasiewu, podlewał - przy upalnej pogodzie nawet kilka razy na dzień, odpędzał ptactwo, które mogło wydziobać ziarenka, stosując w tym celu szeleszczącą folię aluminiową, pociętą w paski i przywiązaną do wbitych w ziemię patyczków.
Zdarzyło się, że kiedy nie widział, ten i ów sąsiad znacząco stukał się palcem w czoło, mając w tym momencie oczywiście Matlaka na myśli. Ale nawet gdyby to widział, nic by to dla niego nie znaczyło. Jego marzeniem był po prostu piękny trawnik.
- Czy ja się na niego doczekam? - bił się nieraz z myślami.
Doczekał się. Ziarenka wykiełkowały, kiełki się zazieleniły, i z dnia na dzień coraz odważniej wznosiły się ku niebu.
Matlak zawczasu pomyślał i o tym, że tak trawnik trzeba będzie pielęgnować, wyrównywać, przycinać. Własnoręcznie wyszlifował ostrze kosiarki, sprawdził świecę i olej w silniku. I czekał na pierwszy pokos. Doczekał się jednak niespodzianki.
Pewnego ranka, gdy wyszedł przed dom i spojrzał na trawnik, z wrażenia omal nie usiadł na progu: trawnik pokrył się białym kwieciem setek a może i tysięcy stokrotek. Matlak natychmiast wypowiedział wojnę małym kwiatkom: wyrywał je, wycinał nożyczkami albo ostrym nożem, ukręcał białe łebki z żółtym oczkiem w środku. Ale kwiatki były niezwyciężone. Unicestwione w jednym miejscu, w innym pojawiały się w zdwojonej liczbie nazajutrz. Cóż było robić? Pozostało tylko pożalić się redakcji prenumerowanego od lat poradnika ogrodniczego. Opisał swój problem i wkrótce otrzymał odpowiedź:
„Szanowny panie, proszę w dogodnej porze położyć się na trawniku i przez co najmniej godzinę uporczywie wpatrywać w wybraną stokrotkę. Czynność tę należy powtarzać trzy razy dziennie przez tydzień. Może to sprawić, że ujrzy pan wreszcie piękno stokrotki i po prostu ją pokocha”.

Tyle jest niezgody: syn przeciw ojcu, matka przeciw córce... A gdyby tak mieć czas, usiąść, przyjrzeć i przysłuchać się sobie, choćby godzinę dziennie, może udałoby się pokochać?
19. tydzień zwykły - poniedziałek


Mt 17,22-27: Gdy Jezus przebywał w Galilei z uczniami, rzekł do nich: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Oni zabiją Go, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie”. I bardzo się zasmucili.
Gdy przyszli do Kafarnaum, przystąpili do Piotra poborcy dwudrachmy z zapytaniem: „Wasz nauczyciel nie płaci dwudrachmy?” Odpowiedział: „Owszem”.
Gdy wszedł do domu, Jezus uprzedził go, mówiąc: „Szymonie, jak ci się zdaje? Od kogo królowie ziemscy pobierają daniny lub podatki? Od synów swoich czy od obcych?” Powiedział: „Od obcych”.
Jezus mu rzekł: „A zatem synowie są wolni. Żebyśmy jednak nie dali im powodu do zgorszenia, idź nad jezioro i zarzuć wędkę. Weź pierwszą rybę, którą wyciągniesz, i otwórz jej pyszczek: znajdziesz statera. Weź go i daj im za Mnie i za siebie”.

Nauczycielka zadaje dzieciom nowy temat:
- Wyobraźcie sobie, że każde z was wygrało w lotto dziesięć milionów złotych. Napiszcie, co byście w takiej sytuacji zrobili.
Dzieci biorą się do pisania, tylko jeden chłopiec siedzi z założonymi rękami.
- A ty, co? – pyta zniecierpliwiona nauczycielka. – Czemu siedzisz z założonymi rękami?
- Bo jeśli wygram dziesięć milionów złotych – odpowiada chłopiec – to ja już nic nie będę musiał robić i będę mógł, jak teraz, siedzieć z założonymi rękami.

Jezus wie, że pieniądze przewracają w głowie. Nawet niewielkie i także te, które ma się tylko na chwilę. Dlatego nie reguluje podatku w jakiś cudowny sposób, ale nawet tutaj każe Piotrowi się potrudzić, złapać rybę, wyciągnąć monetę z jej pyszczka.
Siedzenie z założonymi rękami psuje człowieka. Więc kiedy siedzisz, spróbuj rękami podeprzeć głowę. To gest, który nie tylko oznacza myślenie, ale czasem nawet doń prowokuje.


19. tydzień zwykły - wtorek

Mt 18,1-5.10.12-14: Uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: „Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?” On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł:
„Zaprawdę powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje.
Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie.
Jak wam się zdaje? Jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała? A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały. Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych”.

Pan z wysokości balkonu cieszył oko swoimi dobrami, kiedy z samego rana stanął przed nim służący i oznajmił:
- Oto śniłem, Panie, że Bóg powoła dziś do siebie najlepszego człowieka z całej doliny!
Pan zatrwożył się, przywołał do siebie lekarza, kazał mu co chwilę badać puls, sprawdzać oddech, od czasu do czasu upuścić nieco krwi, natrzeć skronie anyżkiem i dać do powdychania mięty. Na tych życiodajnych zabiegach upłynął mu cały dzień, wieczór i pól nocy. Aż stanęła przy nim córka owego służącego, który opowiedział mu rankiem swój sen i zakomunikowała, że oto… je ojciec umarł. Widać dla Boga on był najlepszym człowiekiem w dolinie.

Boję się, że im więcej respektu budzę u ludzi, tym mniej szacunku zyskuję sobie u Pana Boga. Bo On mierzy zupełnie inną miarą, niż człowiek.
Panie, nie pozwól, by zawsze ni było tak syto i dobrze. Poddaj mnie czasem choćby odrobinie krytyki, niezadowolenia, nawet prześladowania. Bym szczerze zasłużył na odrobinę Twojego miłosiernego szacunku.


19. tydzień zwykły - środa

Mt 18,15-20: Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków opierała się cała prawda. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik.
Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.
Dalej zaprawdę powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich”.

Już nie mogła sobie poradzić z nieposłusznym synem. Ktoś dał jej kolejną dobrą radę, której skuteczność postanowiła przy najbliższej okazji. Kiedy syn znów coś zbroił kazała mu iść do ogródka i samodzielnie poszukać kija, którym zaraz sprawi mu lanie. Chłopak wrócił po jakimś czasie.
- Mamo, w całym ogródku nie ma ani jednego kija. Ale znalazłem za to kamień. Jeśli chcesz, możesz nim we mnie rzucić.
Rozpłakała się i przytuliła dziecko do siebie. Odtąd robiła tak zawsze wtedy, kiedy on jej nie słuchał. I to była nareszcie metoda, która zaczęła skutkować.

Upomnieć brata, to znaczy przyłożyć mu, tak, żeby zabolało, zapiekło, żeby popamiętał. A co, zasłużył sobie, niech pocierpi. Dla Jezusa upomnieć, znaczy tyle, co przytulić. I to jest ta różnica właśnie – w metodzie i w jej skuteczności.
Kiedy ostatni raz – niczym ojciec syna marnotrawnego – przytuliłem kogoś, zwłaszcza , gdy robił mi na złość, nie słuchał, lekceważył, dokuczał? Kiedy?


19. tydzień zwykły - czwartek

Mt 18,21-19,1: Piotr zbliżył się do Jezusa i zapytał: „Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?”
Jezus mu odrzekł: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.
Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który był mu winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: «Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam». Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował.
Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który był mu winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: «Oddaj, coś winien!» Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: «Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie». On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu.
Współsłudzy jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: «Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był się ulitować nad swoim współsługa, jak ja ulitowałem się nad tobą?» I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda.
Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu”.
Gdy Jezus dokończył tych mów, opuścił Galileę i przeniósł się w granice Judei za Jordan.

Na łożu śmierci wyspowiadał się, a potem zaraz przywołał do siebie swoich synów i oznajmił im:
- Za radą księdza spowiednika nie tylko pojednałem się z Bogiem ale i przebaczyłem wszystkim wrogom naszej rodziny. Ale pamiętajcie: jeżeli któryś z was im przebaczy, odpuści bądź zapomni naszą krzywdę, powrócę tutaj zza grobu i nie dam wam spokoju! Pamiętajcie!

Przebaczyć, to za mało. Przebaczenie nie jest bowiem tylko jakimś pokwitowaniem rezygnacji z odwetu, z niewyraźną pieczątką i nieczytelnym podpisem. Przebaczyć trzeba sercem: nie wystarczy machnąć ręką i powiedzieć „O.K., nic się nie stało”, żeby przebaczyć naprawdę, trzeba objąć, podać rękę, może nawet rzucić się naszyję. Przesadzam? Może, ale przecież nikt nie powiedział, że przebaczenie jest łatwe, lekkie i przyjemne.


19. tydzień zwykły - piątek

Mt 19,3-12: Faryzeusze przystąpili do Jezusa, chcąc Go wystawić na próbę, i zadali Mu pytanie: „Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?”
On odpowiedział: „Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: «Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem». A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela”.
Odparli Mu: „Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją?”
Odpowiedział im: „Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony; lecz od początku tak nie było. A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę, chyba w wypadku nierządu, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo”.
Rzekli Mu uczniowie: „Jeśli tak się ma sprawa człowieka z żoną, to nie warto się żenić”.
Lecz On im odpowiedział: „Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki tak się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni.
Kto może pojąć, niech pojmuje”.

Pewien mężczyzna prosto z pracy poszedł do kościoła na naukę rekolekcyjną. Usłyszał, jak ksiądz opowiadał o zwyczajach panujących w innych krajach, jak to mąż wracając do domu, całuje żonę, uśmiecha się i mówi codziennie, że ja kocha. Wziął sobie to do serca. Kiedy więc wieczorem stanął w domu, zrobił wszystko dokładnie tak, jak usłyszał w kościele: objął żonę, pocałował ją, uśmiechnął się i powiedział:
- Kocham cię!
A ona spojrzała na niego zdziwiona i rozpłakała się:
- Cały dzień boli mnie głowa. Zupa mi się przypaliła. Dzieci się pochorowały i byłam z nimi u lekarza. Bluzka mi całe pranie zafarbowała na zielono. Słowem miałam taki ciężki dzień dzisiaj, a na to wszystko jeszcze ty wracasz do domu pijany?

To trochę wstyd, że sam Pan Jezus z ambony o takich rzeczach musi mówić. Wstyd, bo człowiek sam powinien wiedzieć, że mąż, że żona – to pierwsi w kolejce bliźni do kochania i że do miłości nie można, nie wolno się wpychać poza kolejnością, nawet wtedy, gdy jest się kobieta w ciąży, kombatantem czy jakoś inaczej uprzywilejowanym.
Panie, naucz nas kochać najbardziej tych, którzy są najbliżej, którzy najbardziej naszej miłości potrzebują, którym ona w pierwszej kolejności się należy.


19. tydzień zwykły - sobota

Mt 19,13-15: Przynoszono do Jezusa dzieci, aby włożył na nie ręce i pomodlił się za nie; a uczniowie szorstko zabraniali im tego. Lecz Jezus rzekł: „Dopuśćcie dzieci i nie przeszkadzajcie im przyjść do Mnie; do takich bowiem należy królestwo niebieskie”. Włożył na nie ręce i poszedł stamtąd.

Odkąd doniesiono jej, że syn zginął na wojnie, od świtu do zmierzchu zanosiła się płaczem, załamywała ręce i wzdychała:
- Żebym jeszcze choć raz, tylko jeden, jedyny, mogła go zobaczyć…
Ulitował się nad nią jej Anioł Stróż i pewnej nocy, we śnie, oznajmił jej:
- Ulitowały się niebiosa nad twoim synem. Zobaczysz go jeszcze raz. Ale musisz zdecydować, jakiego chcesz go zobaczyć: jako niemowlę? Z tornistrem i w mundurku pierwszoklasisty? Może w dniu pierwszej Komunii, albo wtedy, gdy wrócił do domu ze świadectwem maturalnym? Możesz go też zobaczyć w mundurze i z karabinem, tuz przed śmiercią… Wybieraj.
Kobieta zastanowiła się przez chwilę.
- Chcę go jeszcze raz zobaczyć takiego, jak wówczas, gdy miał cztery i pół roku, właśnie coś zbroił i kiedy sobie to uświadomił, rzucił się ku mnie z płaczem i szeroko otwartymi ramionami.
- Dlaczego chcesz go zobaczyć właśnie wtedy, kiery coś nabroił i płakał? – Zdziwił się anioł.
- Bo wtedy byłam mu najbardziej potrzebna.

Dlaczego Jezus pozwala dzieciom przychodzić do siebie? Bo wie, bo czuje, że jest im potrzebny. A ty? Może nawet nie wiesz, kiedy i dlaczego ktoś bardzo cię potrzebuje, twojego słowa, gestu, twojej siły, współczucia, pięciu minut, twojej obecności.
Panie, niech będę na miejscu, jeśli nie zawsze, to przynajmniej wówczas, gdy ktoś będzie mnie potrzebował.

19 Niedziela Zwykła (Rok C)

Łk 12, 35-40: Jezus powiedział do swoich uczniów:
Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci; aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie.
A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie.

...gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść...


Ludzie we wsi do dziś naśmiewają się z Jurgi. Choć chłop już swoje lata ma i o sękatym kiju chodzi nogami powłócząc, nieraz się zdarzy, że go wyrostki obskoczą, błotem ochlapią, za siwą brodę pociągną, a nawet szturchańcem poczęstują.
- Jak tam wasz koń, ha, ha?! - drą się wniebogłosy, łotry.
Ale Jurga sam sobie jest winien. Język go świerzbił, po co wsiowym o swojej przygodzie opowiadał? Mógł siedzieć cicho, swoje sobie myśleć, może by co wymyślił. A było to tak:
Dawno temu, ze trzydzieści roków będzie, Jurga, chłop wówczas na schwał i gospodarz majętny wcale, umyślił następne parę morgów od dworu w arendarz wziąć.
- Nie podołasz jednym koniem obrobić wszystkiego - przestrzegała go żona. - Idź na jarmark i drugiego konia kup.
Jurga usłuchał. Spod pękniętej krokwi na strychu wyjął zawiniątko z pieniędzmi, na jarmarku najdorodniejszego konia poszukał. Nim go kupił, zbadał go dokładnie: zęby sprawdził i kopyta, pęciny obmacał, dobrze się przyjrzał białej okrągłej łatce na czole. Dopiero potem targu dobił i konia kupił. Prowadził go na powrozie, nie w smak mu była jazda na oklep. Szedł tak uradowany, że ani się spostrzegł, że od samego początku jakieś rzezimieszki go śledzą, krok w krok za nim podążając. Nie poczuł nic, kiedy sprytnie, stukotem końskich kopyt maskowani, zakradli się, konia od powroza odcięli i uprowadzili w las. Za to jeden z nich niepostrzeżenie resztkę powroza na szyję sobie zarzucił i - jak koń - za Jurgą postępował. Ten dopiero w pół drogi się obejrzał i stanął jakby piorunem rażony.
- Wszelki duch! A któżeś ty?
- O dobroczyńco ty mój, o wybawco! - jął się kajać przed nim koniokrad. - Tyś mnie z niewoli mej wybawił. Jam złodziejem był i szkodnikiem i za karę w konia zamieniony zostałem, w którego postaci przebywać miałem tak długo, aż mię kto do ciężkiej pracy ku-pi. Uwolnij mnie z tego powroza, dobry człowieku, a do końca dni moich twej litości nie zapomnę!
Jurga obrotem sprawy poruszony, ani się zastanawiał długo, powróz z szyi nieznajomego ściągnął a i jeszcze w parę groszy na drogę go wyposażył. Do domu wrócił i żonie tylko o wszystkim opowiedział. Ta na jarmark za koniem raz jeszcze mu iść kazała za tydzień. Poszedł. Wśród koni na sprzedaż się uwijając dostrzegł jednego z krągłą białą łatką na czole. To był ten sam. Podszedł więc bliżej, przyciągnął koński łeb ku sobie i szepnął:
- Toś znowu bratku narozrabiał, niceś się nie nauczył.
Potem opowiedział wszystko wsiowym i ci go za nic mają.
Gospodarz nie domyśla się ani godziny, ani sposobu przyjścia złodzieja. A za naiwność przychodzi gorzko zapłacić. Strzeż się, by łatwowierność nie uśpiła twojej ostrożności wobec zła.



18. Tydzień Zwykły

18. tydzień zwykły - poniedziałek
Mt 14,13-21: Gdy Jezus usłyszał o śmierci Jana Chrzciciela, oddalił się stamtąd w łodzi na miejsce pustynne, osobno. Lecz tłumy zwiedziały się o tym i z miast poszły za Nim pieszo. Gdy wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi i uzdrowił ich chorych.
A gdy nastał wieczór, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: „Miejsce to jest puste i pora już spóźniona. Każ więc rozejść się tłumom: niech idą do wsi i zakupią sobie żywności”.
Lecz Jezus im odpowiedział: „Nie potrzebują odchodzić; wy dajcie im jeść”.
Odpowiedzieli Mu: „Nie mamy tu nic prócz pięciu chlebów i dwóch ryb”.
On rzekł: „Przynieście mi je tutaj”.
Kazał tłumom usiąść na trawie, następnie wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo i połamawszy chleby, dał je uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości i zebrano z tego, co pozostało, dwanaście pełnych koszy ułomków. Tych zaś, którzy jedli, było około pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci.

Spotkało się dwóch kolegów – przedsiębiorców.
- Dlaczego zwolniłeś tego człowieka?
- Za nadgorliwość.
- Co? W takim razie ja przyjmę go do pracy.
Spotkali się znów za jakiś czas.
- Czemu jesteś taki przybity?
- To przez tego nadgorliwego, którego się pozbyłeś. Przyjąłem go do pracy. Wczoraj kazałem mu spalić stertę niepotrzebnych kartonów. A on z własnej inicjatywy dorzucił do pieca jeszcze dwie drewniane skrzynki. Problem w tym, że był w nich dynamit i cała hala wyleciała w powietrze.

Apostołowie mówią Jezusowi: odpraw tłumy. To nadgorliwość. Nadgorliwość jest po prostu przedawkowaniem – i to nie czegoś niebezpiecznego, z natury szkodliwego, w rodzaju alkoholu czy papierosów. Nadgorliwość jest przedawkowaniem życzliwości, troski, zmartwienia o kogoś.
Przykazanie „nie zabijaj” odnosi się także do umiaru. Nie przesadzaj z gorliwością. Staraj się, by było jej dokładnie tyle, ile potrzeba. Każdy nadmiar, to po prostu rak, który zabija.


18. tydzień zwykły - wtorek

Mt 14,22-36: Skoro tłum został nakarmiony, Jezus zaraz przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny.
Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli.
Wtedy Jezus odezwał się do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”.
Na to odpowiedział Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”.
A On rzekł: „Przyjdź”.
Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie”.
Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: „Czemu zwątpiłeś, małej wiary?”
Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym”.
Gdy się przeprawili, przyszli do ziemi Genezaret. Ludzie miejscowi, poznawszy Go, rozesłali posłańców po całej tamtejszej okolicy, znieśli do Niego wszystkich chorych i prosili, żeby przynajmniej frędzli Jego płaszcza mogli się dotknąć; a wszyscy, którzy się Go dotknęli, zostali uzdrowieni.

Wypił za tego wieczoru za dużo. Potem wsiadł do łodzi, by przepłynąwszy jezioro dostać się do domu. Chwycił wiosła i zaczął odpychać łódź ze wszystkich sił. Wiosłował tak wiele godzin, aż – opadłszy z sił – zapadł w drzemkę. Kiedy się zbudził, było już jasno. Okazało się, że jest wciąć w tym samym miejscu, na przystani przed barem, w którym wypił za dużo. Okazało się, że zapomniał odcumować łódź i ta przez cały czas pozostawała mocno przywiązana do słupka na nadbrzeżu.

Nie dotrzesz do drugiego brzegu, dopóki trzyma cię grzech. Musisz uwolnić się od nałogów i złych przyzwyczajeń. Musisz mieć wolne ręce, by w razie trwogi móc je – jak Piotr – wyciągnąć do Jezusa i zawołać: Panie, ratuj!
Panie, odcumuj mnie, odwiąż od wszystkiego, co mnie powstrzymuje przed duchowym wzrostem. Pomóż mi zerwać nie tylko grube liny, ale i na pozór cienkie, choć mocne nitki.


18. tydzień zwykły - środa

Mt 15,21-28: Jezus podążył w stronę Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała: „Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha”. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem.
Na to zbliżyli się do Niego uczniowie i prosili: „Odpraw ją, bo krzyczy za nami”.
Lecz On odpowiedział: „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela”.
A ona przyszła, upadła przed Nim i prosiła: „Panie, dopomóż mi”.
On jednak odparł: „Niedobrze jest brać chleb dzieciom i rzucać psom”.
A ona odrzekła: „Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołu ich panów”.
Wtedy Jezus jej odpowiedział: „O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz”. Od tej chwili jej córka została uzdrowiona.

Turystka z cywilizowanego świata dostrzegła na szyi egzotycznego przewodnika naszyjnik.
- Z czego jest zrobiony?
- Z zębów krokodyla.
- Domyślam się, że jest równie cenny, jak naszyjnik z pereł.
- Niezupełnie – odparł przewodnik. – Widzi pani, perły dobywa się z muszli małży. Taką muszlę w zasadzie potrafi otworzyć każdy. Z paszczą krokodyla już tak łatwo nie jest…

Człowiek ceni najwyżej to, co najtrudniej przychodzi. Bóg o tym wie. Dlatego czasem nawet – jak Jezus z Syrofenicjanką – przekomarza się z nami, dyskutuje, każe się prosić i przekonywać. Nie, żeby nas nie kochał, lecz po to, by nie poszło nam zbyt łatwo, by łaska miała dla nas wartość, byśmy ją cenili.
Panie spraw, bym zanim wykorzystam Twoją łaskę, wpierw umiał ją docenić.


18. tydzień zwykły - czwartek

Mt 16,13-23: Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?”
A oni odpowiedzieli: „Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków”.
Jezus zapytał ich: „A wy za kogo Mnie uważacie?”
Odpowiedział Szymon Piotr: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”.
Na to Jezus mu rzekł: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr - Opoka, i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”.
Wtedy surowo zabronił uczniom, aby nikomu nie mówili, że On jest Mesjaszem.
Odtąd zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”.
Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”.
Spotkałem na klatce schodowej sąsiadów mocujących się z szafą.
- Poczekajcie, pomogę wam.
Zdjąłem marynarkę, splunąłem w dłonie i wziąłem się do roboty. Zapieraliśmy się z całych sił, dyszeliśmy w wysiłku. Żyły na szyi nabrzmiały, czoła zarosiły się potem. I nic.
- Poczekajcie – powiedziałem. – Musimy coś wymyślić. W ten sposób nigdy nie wniesiemy tej szafy.
- Nie wniesiemy? – zdziwił się jeden z sąsiadów. – Ależ my właśnie chcemy ją znieść!

Piotr przepycha się na słowa z Jezusem. Owszem, chce być zbawiony, ale nie za taką cenę, nie za cenę męki i śmierci. Piotr chce zjeść ciastko i mieć ciastko, chce niemożliwego. Trzeba się jednak na coś zdecydować.
Panie postaw przy mnie anioła, który zmusi mnie do namysłu, bym nie działał i nie mówił pochopnie, bym nie męczył się niepotrzebnie i bez efektu, zwłaszcza wówczas, gdy próbuje zrobić coś dobrego.


18. tydzień zwykły - piątek

Mt 16,24-28: Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?
Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają, śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim”.

To zdarzyło się na misjach w Afryce. Dziewczynka codziennie widziała misjonarza, który karmił głodnych i opatrywał rany chorych. Nigdy nie zdobyła się na odwagę, by podejść do niego i porozmawiać. Aż posłano ją do szkoły. Tutaj katechetka tak zaczęła pierwszą lekcję z dziećmi:
- Chcę wam opowiedzieć o kimś, kto jest bardzo dobry, kto przyszedł na świat, żeby nas zbawić, żeby nakarmić głodnych i uleczyć chorych. Czy wiecie już może i kim mówię?
Wyrwała się dziewczynka do odpowiedzi:
- Tak, wiem, ja wiem! – uśmiechnęła się szczęśliwa. – Mówisz o misjonarzu z naszej wioski.

Kto chce iść za Mną, niech mnie naśladuje – mówi Jezus. Musisz jednak uważać, by twoje naśladowanie Jezusa nie stało się Jego parodią. Masz Go naśladować, a nie przedrzeźniać, małpować. Naśladować Jezusa, to znaczy żyć tak, żeby nikt ni zauważył różnicy między tobą a Nim.
Uczyń mnie Panie prawdziwym Twoim uczniem i rzetelnym Twoim naśladowcą.


18. tydzień zwykły - sobota

Mt 17,14-20: Pewien człowiek zbliżył się do Jezusa i padając przed Nim na kolana, prosił: „Panie, zlituj się nad moim synem. Jest epileptykiem i bardzo cierpi; bo często wpada w ogień, a często w wodę. Przyprowadziłem go do twoich uczniów, lecz nie mogli go uzdrowić”.
Na to Jezus odrzekł: „O plemię niewierne i przewrotne! Dopóki jeszcze mam być z wami; dopóki mam was cierpieć? Przyprowadźcie mi go tutaj”. Jezus rozkazał mu surowo i zły duch opuścił go. Od owej pory chłopiec odzyskał zdrowie.
Wtedy uczniowie zbliżyli się do Jezusa na osobności i pytali: „Dlaczego my nie mogliśmy go wypędzić?”
On zaś im rzekł: „Z powodu małej wiary waszej. Bo zaprawdę powiadam wam: Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: «Przesuń się stąd tam», i przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was”.

Obudził ich łomot do drzwi. To był policjant. Przyszedł powiadomić, że ich córka zginęła w wypadku samochodowym. Dodał jeszcze, że musiała ze znajomymi nieźle się zabawić. We wraku pojazdu, który owinął się wokół drzewa, znaleziono pustą butelkę po wódce.
- Niech ja dorwę tego drania, który sprzedał smarkaczom alkohol – ojciec zatrząsł się ze złości. – Zabiję drania!
Podszedł do barku, żeby nalać sobie drinka i spróbować uspokoić nerwy. W środku znalazł zapisaną ręką córki kartkę: Tato. Pożyczam butelkę czegoś mocniejszego z twoich solidnych zapasów. Myślę, że jak wrócisz z pracy, nie będziesz się gniewał. Wybieramy się z przyjaciółmi na imprezę. Potem ci odkupię. Pa.

Przychodzi do Jezusa ojciec dziecka opętanego przez złego ducha. Czy tylko z troski o swoje dziecko? A może pchają go wyrzuty sumienia? Może i on ma swój udział w tym opętaniu? Może i on sam coś zaniedbał, zlekceważył, przeoczył? Może chce nie tylko oczyszczenia syna, ale przy okazji także uspokojenia swojego sumienia?
Panie, daj mi anioła odwagi, bym od czasu do czasu nie bał się postawić sobie parę niewygodnych pytań dotyczących tego, ile zła na świecie jest tylko i wyłącznie z mojego powodu.