II Tydzień Wielkiego Postu


2. Niedziela Wielkiego Postu - Rok C
 Giovanni Bellini, Przemienienie, 1495

Łk 9,28b-36
Jezus wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie. Tymczasem Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i obydwóch mężów, stojących przy Nim. Gdy oni odchodzili od Niego, Piotr rzekł do Jezusa: Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Nie wiedział bowiem, co mówi. Gdy jeszcze to mówił, zjawił się obłok i osłonił ich; zlękli się, gdy [tamci] weszli w obłok. A z obłoku odezwał się głos: To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie! W chwili, gdy odezwał się ten głos, Jezus znalazł się sam. A oni zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie oznajmili o tym, co widzieli.


- Dionizy! Jak ty wyrosłeś! - ksiądz Mateusz kordialnie objął młodzieńca i poklepał po plecach. Tak, to był Dyzio we własnej osobie. Chłopiec, którego proboszcz pamiętał z jednej z poprzednich parafii, w której pracował jeszcze jako wikary, mały ministrant w komży i czerwonej sutannie, wyrósł i zmężniał.
- Ferie są teraz, więc sobie pomyślałem, że odwiedzę księdza - uśmiechnął się chłopiec.
Wkrótce siedzieli przy stole, nad aromatycznie dymiącymi świeżą herbatą filiżankami i półmiskiem domowej szarlotki.
- To były piękne czasy. Człowiek był młodszy, zdrowie miał lepsze. A i wyście byli wówczas inni, niż dzisiejsza młodzież.
- Ale też dawaliśmy księdzu nieźle popalić - Dyzio trochę się zarumienił. - Pamięta ksiądz, jak ja i Marcin chodziliśmy z księdzem po kolędzie...?
- Tak, wtedy była taka sroga zima.
- ... i w którymś tam domu Marcinowi pomyliły się drzwi wyjściowe z drzwiami lodówki?
- Ha, ha, teraz sobie przypominam, ha, ha - proboszcz szczerze się ubawił. - No, tak. A powiedz, Dionizy, co ty teraz porabiasz dobrego: uczysz się jeszcze?
- Tak, proszę księdza. Chodzę do piątej klasy technikum. Matura mnie czeka w tym roku. Trochę się boję. Pracę dyplomową już robimy z kolegą. Ale najgorszy jest język polski.
- Nie ma się czego bać. Ty wiesz, ile ludzi przed tobą zdało maturę? I co? Nic, żyją. A co masz zamiar robić później?
- Nie wiem jeszcze. Rodzice mówią, żebym się uczył dalej. Koledzy radzą, żeby od razu zgłosić się do wojska i mieć to już za sobą, a potem do roboty. Mnie tam jest wszystko jedno - Dyzio wzruszył ramionami - byle była kasa.
- Byle była kasa... - ksiądz Mateusz zamyślił się nad czymś głęboko. - Dzisiaj wszyscy myślą i mówią tylko o pieniądzach.
- Przecież bez nich nie da się żyć - odparował Dyzio.
- Ja nie mówię, że pieniądza są złe. Ale to gonienie za nimi mnie przeraża. A wiesz ty co, Dionizy, jest taka historia o...
- Ksiądz zawsze lubił nam opowiadać różne historyjki.
- No właśnie. I to mi zostało do dziś. Więc jest taka historia o księciu, który mieszkał na ukwieconej łące i całymi dniami, wąchając kwiaty i przysłuchując się śpiewowi ptaków, marzył o bogatym pałacu. Kiedy wydoroślał - został królem i zamieszkał w bogatym pałacu. A wtedy każdą wolną chwilę wykorzystywał, by stojąc w oknie wpatrywać się w bezkresny horyzont, marząc o pełnej ptasiego śpiewu, ukwieconej łące.

Na górze Tabor Piotr mówi: dobrze, że tu jesteśmy. Czy kiedykolwiek pomyślałeś tak: w swoim domu, w kościele, na spacerze? Ciesz się z małych miejsc, a te staną się wielkie.


2. tydzień Wielkiego Postu - poniedziałek

Łk 6,36-38 Jezus powiedział do swoich uczniów: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane: miarą dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrze wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie”.

Nowa wersja „Dziewczynki z zapałkami”: Do zziębniętej staniem na ulicy sieroty podchodzi kobieta. Bierze dziewczynkę za rękę i prowadzi do sklepu, gdzie kupuje jej ciepły płaszcz. Potem siadają razem w cukierni przy piętrowym ciastku i kubku parującego soku z malin.
- Czy pani jest żoną Boga? – pyta niespodziewanie dziewczynka.
- Nie, kochanie – odpowiada kobieta. – Jestem tylko, zwyczajnie, dzieckiem Bożym.
- A więc jednak dobrze myślałam, że jest pani jakoś spokrewniona z Panem Bogiem…
Co czyni nas dziećmi Bożymi?
- Chrzest – mówią teologowie.
- Jednak sam chrzest, to tak jak więzi rodzinne, których się nie utrzymuje.
- Jeszcze inne sakramenty – dodają.
A ja myślę, że o stopniu pokrewieństwa z Bogiem świadczy nasze miłosierdzie: nie-osądzanie, nie-potępianie, odpuszczanie, dawanie miarą obfitą, utrzęsioną, przesypującą się.
Kiedy ostatni raz coś komuś dałeś? Dawno? Daj coś bezinteresownie, nie czekając zapłaty czy rewanżu. Choćby drobiazg: grosz, minutę, kromkę chleba, łyk kawy.


2. tydzień Wielkiego Postu - wtorek

Mt 23,1-12 Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami „Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. Wy zaś nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten, który jest w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo tylko jeden jest wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.

Niedzielny poranek. Mężczyzna wychodzi z mieszkania, do którego sprowadził się dwa miesiące temu. W windzie spotyka – jak zwykle– tego samego sąsiada.
- Jadę do hipermarketu za miasto. Może zabierze się pan ze mną? Pochodzimy sobie po sklepie, pooglądamy towary, może załapiemy się na coś fajnego z promocji?
- Po raz kolejny żądam: niech pan mi da święty spokój! – syczy oburzony. – Jestem praktykującym katolikiem i właśnie, jak w każdą niedzielę o tej porze, idę do kościoła na Mszę świętą!
- Jaki tam z pana praktykujący katolik – dziwi się sąsiad.
- A co, może nie?
- Widzi pan to jest tak: ja już po raz siódmy spotykam pana w windzie w niedzielę o tej porze i po raz siódmy zapraszam pana na wspólny wypad do hipermarketu. A pan jeszcze ani razu nie zaprosił mnie, bym poszedł z panem do kościoła…
Wiara na pokaz: to może być skądinąd całkiem sumienne spełnianie wszelkich religijnych praktyk i obowiązków. Tyle tylko, że właściwie nikt z tego nic nie ma. Ludziom nie trzeba SIĘ pokazać. Im trzeba pokazać CHRYSTUSA. To jest prawdziwa pobożność.
Zaproś, przyprowadź kogoś do kościoła. Albo zachęć: niech przeczyta kawałek Pisma Świętego, albo się pomodli. Albo zrób to razem z nim.


2. tydzień Wielkiego Postu - środa

Mt 20,17-28 Mając udać się do Jerozolimy, Jezus wziął osobno Dwunastu i w drodze rzekł do nich: „Oto idziemy do Jerozolimy: tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom na wyszydzenie, ubiczowanie i ukrzyżowanie; a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i upadając Mu do nóg, o coś Go prosiła. On ją zapytał: „Czego pragniesz?” Rzekła Mu: „Po wiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie”. Odpowiadając Jezus rzekł: „Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?” Odpowiedzieli Mu: „Możemy”. On rzekł do nich: „Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale dostanie się ono tym, dla których mój Ojciec je przygotował”. Gdy dziesięciu to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: „Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie waszym niewolnikiem. Na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”.
Gabinet lekarski. Wchodzi jakaś zażywna jejmość. Doktor pyta:
- Co pani dolega?
- Przywykłam do tego, że tytułuje się mnie „Wielce szanowna pani”!
- Przykro mi, ale nie potrafię wyleczyć tego rodzaju schorzenia. Następny pacjent, proszę!
Pycha nie jest tylko wywyższaniem się nad innych. Zawsze znajdzie się ktoś mądrzejszy, piękniejszy, takie jest życie. Pycha to brak umiejętności spojrzenia na siebie w prawdzie. Pycha, to kłamstwo o sobie.
Jezus pyta Jakuba i Jana: czy możecie pić mój kielich? Możemy, możemy! – zapewniają. A w Ogrójcu usną, potem pouciekają, w zmartwychwstanie nie uwierzą. I jak tu wyleczyć tego rodzaju schorzenie? Nie ma lekarstwa z zewnątrz. Jest tylko samouzdrowienie.
Spuść z siebie trochę powietrza. Nie można ciągle żyć na wdechu.


2. tydzień Wielkiego Postu - czwartek

Łk 16,19-31 Jezus powiedział do faryzeuszów: „Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: «Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu». Lecz Abraham odrzekł: «Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać». Tamten rzekł: «Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki". Lecz Abraham odparł: «Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają». «Nie, ojcze Abrahamie, odrzekł tamten, lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą». Odpowiedział mu: «Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą»”.

Powiadają, że:
- ten, kto coś wie i wie o tym, że wie, to człowiek wykształcony;
- ten, kto coś wie, a nie wie o tym, że wie, to człowiek śpiący – wystarczy go obudzić,
- ten, kto nic nie wie, i wie o tym, że nie wie, to uczeń – wystarczy mu pomóc,
- ten, kto nic nie wie, i nie wie, że nie wie, to głupiec – dla niego nie ma już ratunku.
Jezusowa przypowieść o bogaczu i jego braciach w tle, to w gruncie rzeczy opowieść o głupcach, którzy nawet nie wiedzą, że niewiedzą – o Bogu i sądzie, miłosierdziu i łasce, bogactwie i biedzie, sytości i głodzie. W swojej głupocie przypominają pewnego księcia, który ustrzeliwszy orła był wielce zdziwiony, iż ten ma tylko jedną głowę, a nie dwie, jak na habsburżym herbie. Cóż, okazuje się, że dla głupoty nie ma ratunku.
Nawet jeśli wiesz niewiele, nic straconego. Zawsze można się jeszcze czegoś dowiedzieć. Obudź się. Otwórz książkę, gazetę, poszukaj w Internecie. Codziennie staraj się zasnąć mądrzejszy.


2. tydzień Wielkiego Postu - piątek

Mt 21,33-43.45-46 Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu:
„Posłuchajcie innej przypowieści: Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej tłocznię, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś kamieniami obrzucili. Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak samo postąpili. W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: «Uszanują mojego syna». Lecz rolnicy zobaczywszy syna mówili do siebie: «To jest dziedzic; chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo». Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili. Kiedy więc właściciel winnicy przyjdzie, co uczyni z owymi rolnikami?”
Rzekli Mu: „Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon we właściwej porze”. Jezus im rzekł: „Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: «Kamień, który odrzucili budujący, ten stał się kamieniem węgielnym. Pan to sprawił i jest cudem w naszych oczach». Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce”. Arcykapłani i faryzeusze słuchając Jego przypowieści poznali, że o nich mówi. Toteż starali się Go ująć, lecz bali się tłumów, ponieważ Go miały za proroka.

Na poczcie znaleziono kopertę zaadresowaną do świętego Mikołaja – bez znaczka, ale za to ze zwrotnym adresem. Komisyjnie ją otwarto:
- Drogi świenty Mikołaju – pisał mały Grześ. – Moi rodzice som bardzo biedni. Proszem cie, przynieś mi trzapkę, renkawiczki, kórtkę i rower. Na koperdzie masz muj adres. Czekam. Pa.
Pracowników poczty zdjęła litość. Listonosz przyniósł wypraną kurtkę po synku, który z niej wyrósł. Panie z okienka zrzuciły się z chudych pensji na czapkę i rękawiczki. Na rower oczywiście nie starczyło. Zrobiono paczkę, którą. Zaadresowano do Grzesia. Listonoszce zaniósł ją chłopcu.
Po tygodniu na poczcie znów znaleziono kopertę zaadresowaną do świętego Mikołaja. Komisyjnie ją otwarto:
- Drogi świenty Mikołaju! Bardzo ci dzinkójem za prezęty. Wiem, rze jezdeś zapracowany, ale jak mnożesz, to za rok przynieś mi je sam osobiście. Bo dostałem ino trzaskę, enkawiczki i kórtke, a rower mi pewnie ukradły te świnie spoczty.
Dzisiejsza Ewangelia jest o niewdzięczności, o ludziach odrzucających miłość, kąsających miłosierną dłoń Boga. Jesteśmy wdzięczni Jezusowi dziś, kiedy jego śmierć mamy już za sobą. I zmartwychwstanie zresztą też. Jednak wdzięczność dla żyjących o wiele więcej warta, niż tylko wdzięczna pamięć o zmarłych.
Powiedz dzisiaj dziękuję. Nie, nie obcym i dalekim. Ale swoim bliskim, najbliższym.


2. tydzień Wielkiego Postu - sobota

Łk 15,1-3.11-32 W owym czasie zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: „Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: «Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada». Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zebrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, które jadały świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: «Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników». Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: «Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem». Lecz ojciec rzekł do swoich sług: «Przynieście szybko najlepszą suknię i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się». I zaczęli się bawić. Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to znaczy. Ten mu rzekł: «Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego». Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: «Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę». Lecz on mu odpowiedział: «Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się»”

Spotykają się dwaj przyjaciele. Pierwszy z nich ma niezwykle zasępioną minę – nos spuszczony na kwintę, zmarszczone czoło, podpuchnięte oczy w ciemnych, bezsennych obwódkach.
- Niech zgadnę – mówi widząc go ten drugi. – Albo ciebie spotkało jakieś nieszczęście, albo kogoś z twoich znajomych spotkało jakieś szczęście?
Przypowieść o synu marnotrawnym mniej dotyczy przebaczenia i miłosierdzia, a więcej zazdrości. Opowiedział ją wszak faryzeuszom i uczonym w Piśmie, którzy szemrali, że przyjmuje grzeszników i jada z nimi. Podejrzewam, że nie mówili tego głośno. Jezusowi wystarczył widok i nosów spuszczonych na kwintę, zmarszczonych czół i podpuchniętych oczu. Wyglądali na takich, których spotkało nieszczęście cudzego szczęścia.
Dowiedz się, że kogoś spotkało coś dobrego. A potem podejdź do niego, powiedz, że gratulujesz i że się cieszysz. Będzie cię to więcej kosztowało, niż niejedzenie kiełbasy w piątek. I wielka będzie twoja nagroda w niebie.

1. tydzień Wielkiego Postu

1. Niedziela Wielkiego Postu - Rok C


Łk 4,1-13: Jezus pełen Ducha Świętego, powrócił znad Jordanu i czterdzieści dni przebywał w Duchu na pustyni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie odczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem. Odpowiedział mu Jezus: Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek. Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł diabeł do Niego: Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje. Lecz Jezus mu odrzekł: Napisane jest: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz. Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na narożniku świątyni i rzekł do Niego: Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół! Jest bowiem napisane: Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli, i na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień. Lecz Jezus mu odparł: Powiedziano: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego. Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu.

Oczkiem w głowie księdza Mateusza był sad: parę arów dość urodzajnej ziemi, ciągnącej się za plebanią aż do granicznego strumyka, obsadzonej drzewkami owocowymi. Można było tutaj znaleźć i śliwy, i grusze, i niskopienne czereśnie, w sąsiedztwie których leniwie rozłożyły się krzewy aroni. Ale proboszcz najbardziej kochał jabłonie. Miał ich niewiele, każdą z innego gatunku. Pielęgnował je z najwyższym zapałem i pietyzmem wytrawnego hodowcy. Sam własnoręcznie, w wolnych chwilach i o właściwym czasie, zbierał owoce, układał w skrzynkach wyściełanych delikatnymi wiórami, by cieszyć nimi siebie i - skądinąd nielicznych gości - przez całą zimę.
Zdarzało się jednak od czasu do czasu, że ktoś go w tym jabłkobraniu ubiegł. Tak było ostatniej jesieni. W kącie sadu rosła reneta. Tego roku owoc obsypał ją wyjątkowo obficie. Ksiądz Mateusz chodził codziennie, przystawał, gapił się w nią jak sroka w kość, kilka razy zabrał ze sobą nawet drabinkę i wyściełaną trociem kobiałkę, ale odchodził, machnąwszy ręką:
- Co mi tam, nie ma się co spieszyć - mruczał sam do siebie. - Niech jeszcze dojdą, soków się napiją, nim w domu całkiem dojrzeją. Jutro je zbiorę.
Odkładał zajęcie i odkładał, aż pewnego ranka, po śniadaniu, mając chwilkę czasu wolnego przed pójściem do szkoły, postanowił adoptować dzieci renety. Jabłek jednak nie znalazł. Drzewo ktoś musiał zawłaszczyć w nocy, bo na gałęziach nie został nawet ogryzek. Nauczony przykrym doświadczeniem, teraz ze zdwojoną czujnością strzegł swoich sadowych skarbów.
Tak było i tym razem, kiedy po południu wrócił ze szkoły. Zaraz pobiegł do sadu, sprawdził, czy nikogo tam nie ma. Potem wrócił na obiad. Coś jednak nie dawało mu spokoju. Chyba anioł stróż podpowiadał namolnie:
- Idź do sadu jeszcze raz. No, idźże wreszcie.
Poszedł. Był już w połowie ogrodu, kiedy posłyszał szelest gałęzi, o krok przed sobą, na rześkiej papierówce. Zbliżył się więc ostrożnie i zadarł głowę. Na drzewie siedział Matlak, gimnazjalista, ministrant dość solidny - mlaskając i chrupiąc zajadał się przedwcześnie dojrzałymi papierówkami.
- W Biblii stoi napisane: nie kradnij - huknął proboszcz.
- Prawie mnie ksiądz proboszcz przestraszył - chłopiec, który właśnie przełknął kolejny kęs nie stracił jednak rezonu. - A w ogóle, to fajnie jest wpaść czasami do księdza sadu. Nie dość, że się człowiek naje dobrych jabłek, to jeszcze sobie cytatów z Pisma Świętego może posłuchać, jak na katechezie.
Kuszenie Jezusa na pustyni, to pojedynek na biblijne cytaty. Popatrz, jak atakuje szatan. Czy masz broń, by go odeprzeć? Mówią, że diabeł boi się zużytej Biblii. Coś w tym jest.





1. tydzień Wielkiego Postu - poniedziałek


Mt 25,31-46 Jezus powiedział do swoich uczniów: „Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie, pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jedne od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie.
Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: «Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata. Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie».
Wówczas zapytają sprawiedliwi: «Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? »
A Król im odpowie: «Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili».
Wtedy odezwie się do tych po lewej stronie: «Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom. Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie».
Wówczas zapytają i ci: «Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?»
Wtedy im odpowie: «Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili».
I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego”.

Pierwsze kazanie rekolekcyjne:
- Trzeba starać się jak najlepiej zarabiać… - zaczął kaznodzieja.
- Świetnie mówi – jeden z wiernych trącił sąsiada w ławce.
- Powiem więcej: nie tylko jak najlepiej zarabiać, ale też jak najwięcej z tego odłożyć…
- No nie – wymamrotał znów nasz słuchacz – nie wiedziałem, że spotkam jeszcze tak życiowego księdza.
- A teraz najważniejsze… - kaznodzieja zawiesił głos. – Wszystko po to, by móc jak najwięcej rozdać ubogim!
- No i takie kazanie diabli wzięli – westchnął z zawodem dotąd zadowolony słuchacz.

Nakarmić i napoić, przyodziać, w dom przyjąć, odwiedzić – to nie jest zwykła zachęta. To honorowy kodeks postępowania człowieka ochrzczonego, według którego Chrystus osądzi każdego z nas.
Nie tylko nakarm i napój. Więcej – spójrz głęboko w oczy tego, kogo karmisz lub poisz. Zobacz w nich Chrystusa, może nawet bardziej, niż na ołtarzu.


1. tydzień Wielkiego Postu - wtorek

Mt 6,7-15 Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich. Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie:
Ojcze nasz, któryś jest w niebie: święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zbaw ode złego. Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień”.

- Prawda, wiecie, właśnie, że tak powiem, naturalnie, jakby – różne ludzie mają przysłowia, czyli słowa lub zwroty, które, przesadnie wtrącane w wypowiedź w gruncie rzeczy nic nie znaczą. By nie wspomnieć już o nie nadających się do zacytowania przekleństw wszelkiego kalibru. Pewien człowiek miał jednak przezabawne przysłowie: niemal w każdym zdaniu wtrącał pobożne słowo „Amen”.
- Dlaczego tak mówisz? – spytał ktoś.
- Chcę w ten sposób powiedzieć: Panie Boże, jestem tutaj, dysponuj mną według uznania!
- No dobrze, a nie wystarczy ci powiedzieć „Amen” na końcu pacierza?
- „Amen” na końcu modlitwy, która jest prośbą, oznacza: zgadzam się na każdą Twoją odpowiedź, Panie, zarówno na Twoje „tak”, „nie” jak i na „zaczekaj”.

Korzystałem kiedyś z rozmówek polsko-wegierskich. Dzięki nim, potrafiłem zapytać o wszystko, co mi było potrzebne: drogę, nocleg, jedzenie i pieniądze. Rozmówki miały tylko jedną wadę – nie sposób było przy ich użyciu zrozumieć odpowiedzi tuziemców.
Modlitwa, to rodzaj szczególnej „rozmówki” z Bogiem, w której jego odpowiedź łatwiej zrozumieć, niż przyjąć.
Starannie wypowiadaj „Amen” w modlitwie. I pamiętaj, co ono znaczy.


1. tydzień Wielkiego Postu - środa
 
File:Bloch-SermonOnTheMount.jpgŁk 11,29-32 Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: „To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz był znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia.
Królowa z Południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona przybyła z krańców ziemi słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon.
Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz”.




Znany snycerz przyniósł królowi w darze misternie rzeźbione, naturalnej wielkości i barwy jabłka, grusze i granaty. Władca zachwycony kunsztem artysty kazał wypłacić mu sto złotych monet.
Ubogi chłop przyniósł królowi kosz prawdziwych jabłek, gruszek i granatów. Dostał za to wszystkiego dwa marne, srebrne pieniążki…
Bywa, że ludzie wyżej sobie cenią znaki, niż to, na co one wskazują. To dlatego plemię „przewrotne i żmijowe” patrząc ponad Jezusem, ślepe na Niego samego, domaga się znaku. Może i dla ciebie obrazek, medalik i krzyżyk – poświęcone, ale jednak tylko przedmioty – znaczą więcej, niż sam Jezus?


1. tydzień Wielkiego Postu - czwartek


Sermon on the Mount
Copenhagen Church Alter PaintingMt 7,7-12 Jezus powiedział do swoich uczniów: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą.
Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to co dobre tym, którzy Go proszą. Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy”.

Chłopiec robi porządki wokół piaskownicy. Pozbierał papierki, zgrabił zeschłe liście. Przeszkadza mu jeszcze zbutwiały pień. Próbuje go odciągnąć, potem popchnąć, podważa znalezioną gałęzią, rzuca weń kamieniami. Bezskutecznie – pień ani drgnie. Z boku przygląda się ojciec malca.
- Czy wypróbowałeś już wszystkie możliwe sposoby? – pyta.
- Tak, tato. Ciągnąłem go, pchałem i podważałem. To na nic.
- I zrobiłeś WSZYSTKO, co mogłeś.
- Wszystko.
- Nie, nie wszystko. Nie zrobiłeś jeszcze jednego.
- Czego?
- Nie poprosiłeś mnie o pomoc.
Masz jakiś problem. Pchasz go, ciągniesz, podważasz, obrzucasz kamieniami. Wszystko to na nic. Wszystko? Spróbuj jeszcze jednego – poproś o pomoc.
Wybierz to, co cię najbardziej boli czy dręczy. I pomódl się za to. Ot, wszystko.


1. tydzień Wielkiego Postu - piątek


Sermon on the Mount RestoredMt 5,20-26 Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.
Słyszeliście, że powiedziano przodkom: «Nie zabijaj»; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu «Raka», podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł «Bezbożniku», podlega karze piekła ognistego.
Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i ofiaruj dar swój.
Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz”.




Noc. Wilki atakują stado dzikich koni. Konie bronią się, jak potrafią – wierzgają zadnimi nogami, by zadać cios drapieżnikom. Ale przy okazji, zdarza się, że kopią się także nawzajem. Po – mimo wszystko – szczęśliwie przeżytej nocy zbierają się na naradę.
- Wilki zaatakują raz jeszcze – mówi doświadczony przewodnik stada. – Żeby się skutecznie obronić musimy stanąć w kręgu, głowa przy głowie, zadami na zewnątrz. Wtedy nie będziemy się nawzajem kopać.
Już najbliższej nocy metoda okazuje się zupełnie bezbolesna dla koni i jednocześnie zabójcza dla wilków.
Pojednać się z bratem znaczy tyle, co stanąć z nim twarzą w twarz, głowa w głowę. To tak, jakby Jezus mówił: kopcie, ale nie siebie nawzajem, lecz to, co na zewnątrz: podłość i grzech.
Dobra rada: Nie powiedz dziś złego słowa do bliźniego. Nie powiedz dziś złego sowa o bliźnim. Nie kop go – hm – językiem.


1. tydzień Wielkiego Postu - sobota

Salvator Mundi Giclee Print Mt 5,43-48 Jezus powiedział do swoich uczniów: „Słyszeliście, że powiedziano: «Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził».
A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.
Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest wasz Ojciec niebieski”.




Hala gdzieś w górach. Niemłody już góral dogląda owiec. Podchodzi turysta ze szlaku.
- Jak się wam owce pasą, gospodarzu?
- A które, białe czy czarne?
Nieco zbity z pantałyku ceper wybiera:
- Ee, no…, tego…, białe.
- Białe dobrze.
- A czarne?
- Też dobrze.
- A ile wełny dają rocznie?
- A które, białe czy czarne?
- No, białe.
- Cztery kilo każda.
- A czarne?
- Też cztery kilo każda.
- A co z mlekiem? Ile mleka dają?
- A które, białe czy czarne?
- Białe.
- Białe dają półtora litra dziennie. Każda sztuka.
- A czarne?
- A czarne też półtora litra dziennie.
- A niech mi pan powie w takim razie, dlaczego za każdym razem pyta pan, czy chodzi mi o czarne czy o białe owce, skoro u jednych i u drugich wszystko ma się tak samo?
- A, to dlatego, że białe owce są moje.
- A czarne?
- A czarne też są moje
To my rozróżniamy na lepszych i gorszych, wierzących i niewierzących, świętych i grzesznych, przyjaciół i wrogów. A Bóg śmieje się z tych naszych nieszczęsnych rozróżnień i jakby na przekór nam leje deszczem i grzeje słońcem jednakowo na wszystkich.
Nie czekaj aż:
- ktoś pierwszy poda ci rękę,
- powie dzień dobry,
- przeprosi cię,
- uśmiechnie się do ciebie,
- zagadnie.
Bądź miły dla innych nie dlatego, że są dżentelmenami, ale dlatego, że ty nim jesteś.

Popielec i nanstępne dni

13. lutego 2013 - Środa popielcowa



Mt 6,1-6.16-18 Jezus powiedział do swoich uczniów: Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i umyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.

Tę anegdotę opowiadają o wielu wielkich, z samym Napoleonem na czele:
Zbudziła go w środku nocy przemożna ochota, by zapalić cygaro. Pudełko z nimi leżało na stole w sąsiedniej komnacie. Co zrobić?
- Jeśli wstanę i pójdę po cygaro, i zapalę je, to dam dowód swojej słabości dla palenia cygar. Jeśli nie wstanę i nie pójdę po cygaro, to dam dowód swojej słabości dla snu i wygodnego łóżka...
Po długiej chwili dywagacji godnych najtęższego filozofa wreszcie wstał i poszedł do sąsiedniej komnaty, by udowodnić po raz pierwszy siłę swojej woli. Następnie wyjął z pudełka cygaro poobracał je w palcach i odłożył na swoje miejsce, nie zapaliwszy go, by po raz drugi udowodnić siłę swojej woli. Co ciekawe - przed nikim więcej, prócz samego siebie.

Żydzi często pościli w różnych intencjach. Faryzeusze nakazywali post w poniedziałki i czwartki. Poszczono poza tym w Dniu Pojednania. Post polegał na powstrzymaniu się od jedzenia oraz na zewnętrznych znakach: pokutnej szacie, włosach w nieładzie i siadaniu w prochu ziemi.
Żydzi często się modlili - wspólnie i samotnie, w określonych porach i na skutek spontanicznych odruchów serca.
Żydzi często dawali jałmużnę. To ona zastępowała system ubezpieczeń społecznych. Skarbona świątyni, ta, do której uboga wdowa wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz, służyła właśnie zbiórce jałmużny do wspierania ubogich. Ofiary wrzucano do niej przez specjalnie wygiętą w kształcie trąby rurę - kto o tym wie, rozumie Jezusowe wezwanie do "nietrąbienia" przy dawaniu jałmużny.
Jezus nie gani postu, modlitwy ani jałmużny. On gani złe intencje - Bóg zna je, "widząc w ukryciu". Obłudniku - mówi do tych, którzy nimi się kierują. Obłudnik oznacza tego, który pokazuje się bliźnim jako ktoś inny, niż jest faktycznie.
Liczą się tylko dobre intencje. Modlitwa, post i jałmużna mają tylko wtedy sens i wartość, jeśli czynione są nie po to, by pokazać się innym, ale jako świadectwo miłości.

Moja rada co do postu: Najpierw odpowiedz sobie na pytanie: po co pościsz? Jeżeli tylko po to, by wytrenować silną wolę, twój post nie jest modlitwą, ale jogą. Jeżeli po to tylko, by zadość uczynić przepisom kościelnym, jesteś tchórze. Jeżeli na pokaz - obłudnikiem. Wiesz po co pościli pierwsi chrześcijanie? Zaskoczę cię: by mniej pieniędzy wydać na jedzenie, a to, co się uda w ten sposób zaoszczędzić, przeznaczyć na jałmużnę. Spróbuj nie tyle nie jeść mięsa czy słodyczy, nie pić kawy czy alkoholu, nie palić papierosów - żeby coś sobie lub komuś udowodnić. Spróbuj policzyć ile pieniędzy zaoszczędzisz na poście i daj je biednym. Wtedy twój post będzie miał sens.



14. lutego 2013 - Czwartek po Popielcu


Łk 9,22-25 Jezus powiedział do swoich uczniów: Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie. Potem mówił do wszystkich: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?

Ksiądz staruszek opowiada:
- U początków mojej pracy chciałem naprawić, nawrócić i zbawić cały świat. Jakiś czas później doszedłem do przekonania, że dobrze byłoby zbawić choćby tych, wśród których przyszło mi pracować. Teraz jestem emerytem, dobiegającym kresu swych dni. I zależy mi na tym, żeby zbawić choćby tylko siebie.

Co za korzyść ma człowiek, który cały świat zyska, a siebie zatraci? Wiesz, ilu milionerów dogorywa w hospicjach i żadne pieniądze nie są w stanie im pomóc? Wiesz, ilu bogaczy w gruncie rzeczy cierpi na samotność? Wiesz?
Albo jeszcze inaczej: co ci z pieniędzy, domu, futra czy samochodu, kiedy zabraknie ci zdrowia, życzliwego człowieka obok, albo nawet najprostszej radości życia?

Zatrzymaj się. Wyłącz na chwilę telewizor, odejdź od komputera. Zostaw odkurzacz, pralkę i ogródek. Zrób sobie kawę w ulubionym kubku. Usiądź w swoim wygniecionym fotelu. Znajdź parę minut dla siebie. Po co? Żeby odpocząć, odsapnąć? To za mało. Żeby się przejść "po sobie" jak po lesie, pomyśleć, zbilansować, podliczyć: co zyskujesz, a co tracisz.


15. lutego 2013 - Piątek po Popielcu





Mt 9,14-15 Po powrocie Jezusa z krainy Gadareńczyków podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą? Jezus im rzekł: Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć.

Gdzieś na Atlantyku wymiana zdań w eterze:
- Zmieńcie kurs, bo się zderzymy!
- Przykro nam, ale to wy musicie zmienić kurs.
- Od wydawania rozkazów to my tu jesteśmy. Więc natychmiast zmieńcie kurs! Jasne?
- Niestety, to niemożliwe.
- Po raz ostatni przekazuję rozkaz: w celu uniknięcie kolizji zmieńcie kurs! Musicie się podporządkować. Jesteśmy wszak okrętem flagowym naszej królewskiej marynarki!
- A my jesteśmy latarnią morską...

Uczniowie Jana: myśleli, że wszyscy powinni postępować tak, jak oni. Pościli wiele, więcej pewnie, niż faryzeusze, którzy czynili to dwa razy w tygodniu. Dlatego pytają Jezusa: dlaczego my dużo pościmy, a Twoi uczniowie nie? Ładnie, kulturalnie pytają, więc Jezus też ładnie odpowiada: bo czas ich przebywania ze mną, jest czasem wesela.
Mam pytanie: czy i dla Ciebie czas przebywania z Jezusem, to czas wesela? Czy wstajesz od modlitwy rozpromieniony? Czy wychodzisz z kościoła uśmiechnięty, lepiej nastawiony do życia, świata i ludzi? Właśnie - nastawiony do ludzi. Być dobrze nastawionym do ludzi oznacza po prostu czasami umieć zmienić kurs, zejść z drogi, zrobić unik. Gdybyś potrafił choć czasem ustąpić, na twoje relacje z ludźmi zapewne spłynęłoby więcej pokoju.


16. lutego 2013 - Sobota po Popielcu

http://www.firstthings.com/blogs/firstthoughts/wp-content/uploads/2012/12/Matthew-Jesus-Calls-Levi-Matthew-The-Tax-Collector.-Matthew-9.9-13-ESV-and-Mark-2.13-17-ESV.-The-Calling-of-Saint-Matthew-by-Michelangelo-Caravaggio.jpg
Caravaggio: Powołanie Lewiego,


Łk 5,27-32 Jezus zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: Pójdź za Mną. On zostawił wszystko, wstał i chodził za Nim. Potem Lewi wyprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie i mówili do Jego uczniów: Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami? Lecz Jezus im odpowiedział: Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników.

Pewien człowiek wpadł do głębokiego dołu, z którego nie był w stanie wyjść o własnych siłach. Przechodził tędy Konfucjusz. Przystanął, pochylił się nad dołem i powiedział:
- Spróbuj pogodzić się ze swoim losem. Będzie ci lżej.
Jakiś czas później pojawił się Mahomet.
- Widać zasłużyłeś sobie na to, żeby tutaj siedzieć - zawyrokował.
Do dołu z uwięzionym człowiekiem dotarł też Budda. Przyklęknął, wyciągną rękę i krzyknął:
- Jeśli dosięgniesz mojej dłoni, pomogę ci się stąd wydostać.
Człowiek podskakiwał, wyciągał się, sapał i krzyczał na przemian, lecz dłoni Buddy nie sięgnął, więc ten poszedł dalej w swoją stronę. Wreszcie nad uwięzionym pojawił sie Chrystus. Nie powiedział nic, albo powiedział, ale bardzo cicho. Wskoczył do dołu, zgiął grzbiet, podźwignął człowieka i wywindował na brzeg dołu, dając wolność. Potem, z jego pomocą, sam się wydostał na powierzchnię.

Wielu przechodziło mimo komory celnej Lewiego. Prawie wszyscy odwracali wzrok z pogardą. Dlaczego? Rzymianie, którzy władali wówczas także i tą cząstką świata, organizowali coś w rodzaju przetargu na pobieranie podatków na danym obszarze. Chodziło o opłaty od handlu, przejścia, przewozu towarów i całego mnóstwa innych rzeczy. Przetargi wygrywali bogaci obcokrajowcy - poganie, którzy spośród miejscowej ludności zatrudniali poborców. Ci z kolei - celnicy, jak nazywa ich Ewangelia - byli w pogardzie najpierw dlatego, że jako Żydzi służyli poganom, koniec końców także okupantowi, po drugie system podatkowy sprzyjał nadużyciom, które ciemiężyły zwykłego obywatela i lawinowo nabijały kasę poborców. Rzym nie zwracał na to uwagi, jeśli tylko sam otrzymywał to, czego żądał.
Tak więc wielu przechodziło mimo komory celnej Lewiego. Prawie wszyscy odwracali wzrok z pogardą. Kto musiał - płacił. Tylko dzieci mijały ją obojętnie. Aż przyszedł Jezus - lekarz tych, którzy się źle mają. Powołał Lewiego, to znaczy: wyciągnął go z dołu pogardy i uczynił kimś na prawdę użytecznym - apostołem.

Masz doła... Siedzisz, rozpaczasz, cierpliwie znosisz pogardę albo nieszczere czyjeś współczucie... Potrzebujesz - jak Lewi - Jezusa. Koniec. Kropka. Oto cała recepta na twojego "doła".

V tydzień zwykły

10 lutego 2013 - V niedziela zwykła - Rok C

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/b/bf/V%26A_-_Raphael%2C_The_Miraculous_Draught_of_Fishes_%281515%29.jpg
 Rafael, Cudowny połów (1515)

Łk 5,1-11: Zdarzyło się raz, gdy tłum cisnął się do Niego, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret - zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów! A Szymon odpowiedział: Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na współtowarzyszy w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny. I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim.

Żołnierzyka, który dopiero co trafił na front postawiono na nocnej warcie przy ogromnej armacie. Z karabinem na ramieniu chodził zrazu w tę i we w tę, potem oparł się o działo, wreszcie usiadł na lawecie. Gdzieś daleko, we wsi, szczekały psy.
- Tylko na chwilę zamknę oczy - pomyślał.
- To tak pełnicie służbę wartowniczą, szeregowy?! - na nogi poderwał go wrzask kaprala. - A gdyby tak nieprzyjacielski zwiad zakradł się do naszych pozycji i próbowałby ukraść tę armatę... - kapral dalej darł się wniebogłosy - ...to co? Zabrałby ją razem z wami!
- Melduję posłusznie - żołnierzyk stał na baczność już całkiem obudzony - że spróbowałem ruszyć to działo i nie udało mi się, jest za ciężkie. Więc pomyślałem tak: jeśli przyjdzie jeden nieprzyjaciel, to on armaty na pewno nie da rady ukraść w pojedynkę, a jak przyjdzie ich więcej, to ja im nie dam rady. Więc po co pilnować?

Podziwiam Piotra. Mógł powiedzieć: Panie, jeśli tych ludzi do łowienia jest kilku, idź sam, a jeśli miliony, to i tak nie damy rady. Nie. Bez słowa zostawił wszystko i poszedł. Podziwiam.


11 lutego 2013 - 5. tydzień zwykły - poniedziałek

Schiff auf dem See Genezareth Stockfoto - 6640588


Mk 6,53-56
Gdy Jezus i uczniowie Jego się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu.
Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go poznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych, tam gdzie, jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy do osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby choć frędzli u Jego płaszcza mogli się dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie.


Niezbyt trzeźwy mężczyzna wraca późnym wieczorem do domu. Wychodzi na piętro kamienicy, w której mieszka. Wspinając się po schodach zgrzał się nieco, więc zdejmuje płaszcz. Kiedy manipuluje kluczem w zamku płaszcz zsuwa się z jego ręki i turlając po schodach spada na sam dół. Zniechęcony mężczyzna ostrożnie schodzi w ślad za nim, schyla się z mozołem i podnosząc płaszcz wzdycha głęboko:
- Całe szczęście, że mnie w tym płaszczu nie było...

Jezus - na całe szczęście - jest w swoim płaszczu, a ludzie mogą dotknąć jego frędzli - to tradycyjny znak wierności Bożym przykazaniom. W ten sposób Jezus dając łaskę, niejako przy okazji uczy posłuszeństwa Ojcu.


12 lutego 2013 - 5. tydzień zwykły - wtorek

Shalom Rabbi: Jesus sits before Caiphas, the Roman-appointed Jewish high priest.
 Mk 7,1-13
U Jezusa zebrali się faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nieumytymi rękami. Faryzeusze bowiem i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść. I gdy wrócą z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych zwyczajów, które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych.
Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami?”
Odpowiedział im: „Słusznie prorok Izajasz powiedział o was obłudnikach, jak jest napisane: «Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad, podanych przez ludzi». Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, dokonujecie obmywania dzbanków i kubków. I wiele innych podobnych rzeczy czynicie”.
I mówił do nich: „Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować. Mojżesz tak powiedział: «Czcij ojca swego i matkę swoją» oraz: «Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie». A wy mówicie: «Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem złożonym w ofierze jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie», to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki. I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie”.

Na koncercie dostrzegł tak piękną kobietę, że zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Zaczął jej szukać, rozpytywać o nią, tęsknić i marzyć. Zaczął też pisać gorące uczuciami listy, które chował do szuflady. W końcu, po wielu tygodniach, spotkał kogoś, kto ją znał i przez tego kogoś umówił się z nią na spotkanie.
Kiedy usiedli na umówionej ławeczce parkowej wyjął zza pazuchy zawiniątko z listami i zaczął czytać jeden po drugim, jak to tęskni za nią i pragnie ją spotkać. Po kwadransie straciła cierpliwość:
- Głupi jesteś - powiedziała przerywając rzewliwą lekturę. - Zanudzasz mnie lekturą listów o tęsknocie, jakbyś nie zauważył że siedzę tuż obok ciebie, na wyciągnięcie ręki...

Życie wyłącznie przeszłością, proroctwami i przepisami, wieszczącymi nadejście Mesjasza może zaślepić na jego rzeczywistą obecność. Ciesz się więc Jego obecnością. Mówienie o tęsknocie za Bogiem jest co nieco nie na miejscu, skoro Bóg zawsze jest tuż obok, na wyciągnięcie ręki.

4. tydzień zwykły

Poniedziałek 
 
jesus-demon-possessed-man-pigsMk 5,1-20 Jezus i uczniowie Jego przybyli na drugą stronę jeziora do kraju Gerazeńczyków. Ledwie wysiadł z łodzi, zaraz wybiegł Mu naprzeciw z grobów człowiek opętany przez ducha nieczystego. Mieszkał on stale w grobach i nawet łańcuchem nie mógł go już nikt związać. Często bowiem wiązano go w pęta i łańcuchy; ale łańcuchy kruszył, a pęta rozrywał, i nikt nie zdołał go poskromić. Wciąż dniem i nocą krzyczał, tłukł się kamieniami w grobach i po górach. Skoro z daleka ujrzał Jezusa, przybiegł, oddał Mu pokłon i krzyczał wniebogłosy: „Czego chcesz ode mnie, Jezusie, Synu Boga Najwyższego? Zaklinam Cię na Boga, nie dręcz mnie”. Powiedział mu bowiem: „Wyjdź, duchu nieczysty, z tego człowieka”. I zapytał go: „Jak ci na imię?” Odpowiedział Mu: „Na imię mi legion, bo nas jest wielu”. I prosił Go na wszystko, żeby ich nie wyganiał z tej okolicy. A pasła się tam na górze wielka trzoda świń. Prosili Go więc: „Poślij nas w świnie, żebyśmy w nie wejść mogli”. I pozwolił im. Tak duchy nieczyste wyszły i weszły w świnie. A trzoda około dwutysięczna ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora. I potonęły w jeziorze. Pasterze zaś uciekli i rozpowiedzieli to w mieście i po zagrodach, a ludzie wyszli zobaczyć, co się stało. Gdy przyszli do Jezusa, ujrzeli opętanego, który miał w sobie legion, jak siedział ubrany i przy zdrowych zmysłach. Strach ich ogarnął. A ci, którzy widzieli, opowiedzieli im, co się stało z opętanym, a także o świniach. Wtedy zaczęli Go prosić, żeby odszedł z ich granic. Gdy wsiadł do łodzi, prosił Go opętany, żeby mógł zostać przy Nim. Ale nie zgodził się na to, tylko rzeki do niego: „Wracaj do domu, do swoich, i opowiadaj im wszystko, co Pan ci uczynił i jak ulitował się nad tobą”. Poszedł więc i zaczął rozgłaszać w Dekapolu wszystko, co Jezus z nim uczynił, a wszyscy się dziwili.

Egzorcysta pyta ducha nieczystego:
- Czym mogę cię wypędzić? Postem?
- Przecież jako duch i tak nie potrzebuję jedzenia...
- To może pragnieniem?
- Nie używam napojów...
- W takim razie czuwaniem?
- Nie potrzebuję snu...
- Więc czym? W imię Boga zaklinam cię, powiedz wreszcie!
- Pokorą. Bo racją mojego istnienia jest pycha...

Tajemnice zła:
1. Źródłem jest pycha.
2. Zło musi się jakoś materializować. Dlatego duch nieczysty przed opuszczeniem człowieka prosi Jezusa: poślij mnie do świń. Inaczej musiałby wrócić do Gehenny - miejsca, gdzie nie ma Boga.
3. Legion może oznaczać zarówno mnogość złych duchów (w starożytnym Rzymie legion składał się z co najmniej 6000 żołnierzy), może też oznaczać po prostu wojownika.
4. Zło powoduje zatarcie granicy między tragedią i komizmem. Dla Żydów wpuścić diabła w stado świń - zwierząt pogardzanych i nieczystych - to tak, jak dla nas posłużyć się w tym samym celu jakąś zgrają małp czy skunksów.
5. Gwałt się gwałtem odciska. Zło można zwyciężyć tylko dobrem: pokorą, życzliwością, nadstawionym drugim policzkiem

Parę dobrych rad:
1. Odpowiadaj spokojnie temu, kto na ciebie krzyczy.
2. Staraj się dyskutować na siedząco - postawa stojąca sprzyja agresji.
3. Zło kryje się w grobach i jaskiniach. Nie chowaj dobra. Nie zapala się światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu.


Wtorek  

Mk 5, 21-43 Gdy Jezus przeprawił się z powrotem w łodzi na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: „Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła”. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd Go ściskali. A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc zbliżyła się z tyłu, między tłumem, i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości. A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: „Kto dotknął się mojego płaszcza?” Odpowiedzieli Mu uczniowie: „Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: «Kto się Mnie dotknął?»” On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości”. Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: „Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?” Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: „Nie bój się, wierz tylko”. I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego. Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia wszedł i rzekł do nich: „Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi”. I wyśmiewali Go. Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”. Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.

Pewien człowiek miał zwyczaj od czasu do czasu spędzić noc w kościele na samotnej modlitwie. I nie chodziło tylko o pobożność, ale i o to, by przy okazji zyskać opinię pobożnego.
Pewnego wieczoru, u progu kolejnej nocy spędzonej w kościele, doznał uczucia, że nie jest sam. Tak, zdecydowanie czuł na swoich plecach czyjeś spojrzenie, jakieś uważnie wpatrujące się weń oczy. Tym mocniej więc zaczął szeptać pacierze, z trudem powstrzymując chęć spojrzenia za siebie, by sprawdzić, kto zacz. Ta aktorska modlitwa tak go pochłonęła, że nawet nie wiedział kiedy sen zmorzył jego biedne powieki.
Ocknął się o brzasku, gdy kościół wypełniała już delikatna poświata.
- Czy jest tu jeszcze ten ktoś? - przemknęło mu przez myśl pytanie. Nawet nie próbował się pokusie. Odwrócił wzrok - zdecydowanie, choć powoli. O kilka kroków za nim, w przejściu między ciężkimi, dębowymi ławkami, siedział sobie cichutko jakiś poczciwy, wiejski kundel, który pochwyciwszy jego spojrzenie radośnie zamachał ogonem.
Całą noc modlił się dla psa...

Jair i kobieta cierpiąca na krwotok - nie oglądając się na innych, spieszą do Jezusa. Bo prawdziwa wiara nie gapi się dookoła.




Środa

20060904 Xt in Synagogue Mk 6,1-6 Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze. A wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: „Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

- Coś pan taki smutny? - pyta ksiądz proboszcz jednego ze swoich parafian zaraz po Mszy świętej w środę popielcową.
- Bo dziś ksiądz jegomość przypomniał tę najsmutniejszą prawdę: z prochu powstałeś i w proch sie obrócisz.
- Najsmutniejszą? - zdziwił się ksiądz. - Człowieku, smutek to by był wówczas, gdyby człowiek powstał ze złota, a obracał się w proch. Ale skoro zmierza dokładnie do takiego stanu, w jakim znajduje swój początek, nie może to być powodem do smutku.

Blokujące cuda niedowiarstwo jest czymś w rodzaju nieuzasadnionych pretensji wobec Pana Boga. O co? Że w proch obraca coś, co z prochu podźwignął? Przecież i w życiu, i w śmierci należymy do Niego.


Czwartek

Mk 6,7-13 Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi. I przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. „Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien”. I mówił do nich: „Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich”. Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.




Wędrowiec przysiadł obok straganu kupca przeróżnych tkanin, kiedy zbliżył się doń prosty tkacz, oferując kupcowi sprzedaż koca.
- Ile za niego chcesz? - spytał kupiec tkacza.
- Trzy złote monety.
- Trzy złote monety? Za taki podły, byle jaki, cienki koc? Dam ci dwie złote monety, nic więcej.
Tkacz zgodził się. Kupiec zwinął koc i włożył go do skrzyni obok straganu. Po pół godzinie przy straganie stanęła schludnie odziana niewiasta.
- Chcę kupić koc - oznajmiła.
Kupiec dobył ze skrzyni koc, który dopiero co był nabył, rozwinął go przed kobietą i zaczął zachwalać:
- To najlepszy, z najprzedniejszej wełny, najbarwniejszy i najcieplejszy koc. I w znakomitej cenie jedynie pięciu złotych monet.
Kobieta nie była skłonna do licytacji i po krótkich targach nabyła koc za cztery złote monety. Kiedy tylko oddaliła się nieco, wędrowiec zwrócił się do kupca:
- Zamknij mnie, proszę, na pół godziny w twojej skrzyni...
Kupiec spojrzał nań mocno zdziwiony.
- Zamknij mnie w nim, bo i ja, ja ten koc, chciałbym w tak krótkim czasie ulec tak wielkiej i wartościowej przemianie!

Jezus posyła uczniów, by przemieniali ludzi, by podnosili ich wartość. Każde spotkanie z Jezusem, także w jego apostołach, to okazja, by stać się cieplejszym, piękniejszym, barwniejszym - w niewiarygodnie krótkim czasie.


Piątek

 PictureMk 6,14-29 Król Herod posłyszał o Jezusie, gdyż Jego imię nabrało rozgłosu, i mówił: „Jan Chrzciciel powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze działają w nim”. Inni zaś mówili: „To jest Eliasz”; jeszcze inni utrzymywali, że to prorok, jak jeden z dawnych proroków. Herod, słysząc to, twierdził: „To Jan, którego kazałem ściąć, zmartwychwstał”. Ten bowiem Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu z powodu Herodiady, żony brata swego Filipa, którą wziął za żonę. Jan bowiem wypominał Herodowi: „Nie wolno ci mieć żony twego brata”. A Herodiada zawzięła się na niego i rada byłaby go zgładzić, lecz nie mogła. Herod bowiem czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał. Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobom znakomitym w Galilei. Gdy córka tej Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczęcia: „Proś mię, o co chcesz, a dam ci”. Nawet jej przysiągł: „Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa”. Ona wyszła i zapytała swą matkę: „O co mam prosić?” Ta odpowiedziała: „O głowę Jana Chrzciciela”. Natychmiast weszła z pośpiechem do króla i prosiła: „Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela”. A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i na biesiadników nie chciał jej odmówić. Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę jego. Ten poszedł, ściął go w więzieniu i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczęciu, a dziewczę dało swej matce. Uczniowie Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie.

Król szuka właściwego człowieka na stanowisko ministra finansów. Kolejnych kandydatów poddaje identycznej próbie, każdemu zadając to samo pytanie:
- Co byś zrobił, gdybyś znalazł na ulicy diament wielkości pięści?
- Szukałbym właściciela, żeby mu go oddać - odpowiedział pierwszy z chętnych do ministerialnej teki.
- Zabrałbym go, przecież należy mi się jako znalazcy! - przekonywał drugi.
Ale ministrem został trzeci, który na pytanie, co by zrobił, gdyby znalazł diament na ulicy, odpowiedział:
- Najjaśniejszy panie, niech mi dane będzie najpierw ten kamień znaleźć. A kiedy go już znajdę, to już na pewno będę wiedział, co z nim zrobić

Herod znalazł diament, a nawet dwa: Jana Chrzciciela, a później Jezusa. I oba znaleziska zmarnował. Dlaczego? Ze strachu. Strach przed Bogiem, popycha do marnowania Jego łaski. Bojaźń Boża tym różni się od strachu, że pociąga do poddania się Bożej łasce.


Sobota

Mk 6,30-34 Po swojej pracy apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: „Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco”. Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu. Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne osobno. Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich uprzedzili. Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum i zdjęła Go litość nad nimi; byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać.


Po całym dniu męczącej pracy oboje małżonkowie opadli z sił. Zdołali tylko umyć zęby, ona włożyła nocna koszulę, on piżamę i położyli się do łóżka. Sen jednak nie przychodził. Dlaczego?
- Nie mogę zasnąć, kiedy jest jasno. Zapomnieliśmy zgasić światło - powiedziała żona. - A ja jestem tak zmęczona, że nie mogę wstać by je zgasić - dodała znaczącą.
- To jeszcze nic - westchnął ciężko mąż - ja jestem tak zmęczony, że nie miałem siły nawet na to, żeby ci o tym powiedzieć...

Choćbyś był nie wiem jak zmęczony, idź do Jezusa. A jeśli nie masz już sił, by iść, to przynajmniej powiedz mu o swojej słabości. Nie, nigdy nie jesteś aż tak zmęczony, żeby nie móc powiedzieć Jezusowi, jak bardzo potrzebujesz sił od Niego.

IV Niedziela Zwykła - Rok C

Łk 4,21-30
Począł więc mówić do nich: Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli. A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: Czy nie jest to syn Józefa? Wtedy rzekł do nich: Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu w swojej ojczyźnie tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum. I dodał: Zaprawdę, powiadam wam: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman. Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.


Król jegomość władcą był solidnym. Od dnia koronacji zabiegał bezustannie o dobro swojego kraju. Pomnożył armię, staczał zwycięskie bitwy - jedna za drugą, rozszerzył granice państwa, usprawnił handel i system podatkowy, nierobów zapędził do roboty a łajdaków za kraty. Nim pomyślał o sobie, zdążył się już dość mocno podstarzeć.
- Czas pomyśleć o przedłużeniu dynastii - podszepnął mu pewnego dnia przy śniadaniu marszałek dworu.
- Co waść przez to rozumiesz? - spytał monarcha zafrapowany ogryzaniem kurzego udka.
- Ożenić się wasza wysokość powinien raczyć.
- Z kim?
- Najlepiej z kobietą szlachetnego rodu, również monarszego. I z jakiegoś bogatego kraju. Dobre skoligacenie może dać trwały pokój i wymierne korzyści w handlu i dyplomacji.
- Kogo konkretnie proponujesz? - król wiedział, że skoro marszałek temat jakiś rozpoczyna, rzecz całą przemyślał i ułożył z korzyścią dla królestwa.
- Księżniczkę Ludwikę, córkę króla Wilhelma - tu marszałek z zanadrza wyjął emaliowaną miniaturę, z której spojrzała na króla jegomości kobieta przecudnej urody.
Król nie zastanawiał się długo. Wezwał nadwornego malarza, by sporządził jego własny konterfekt. Dzieło było trudne, boć i król urodę z latami a w troskach dawno stracił. Mistrz pędzla jak mógł ubytki natury na portrecie zatuszował. Z malowidłem i stosownymi pismami król do sąsiedniego kraju poselstwo wysłał o rękę księżniczki prosząc. Trwało to może dwa albo trzy miesiące - podróże w tamtych czasach powolne były - aż posłowie wrócili. Zaraz też marszałka, który im przewodził, król do siebie wołać kazał.
- I co? - spytał zniecierpliwiony.
- Wasza wysokość - marszałek ukłonił się nisko - panna to wielkiej jest urody. Płeć ma śnieżnobiałą, włosy kruczoczarne, oczy brązowe w długie i podwinięte rzęsy oprawione, zęby perłowe, kibić zgrabną, pierś w sam raz, ręce szczupłe, palce biegłe, głos miły. Przy tym nie posiada żadnych widocznych defektów: brodawek, włosków, zmarszczek, nie utyka, prosto się trzyma.
- A obejście jej? - król wiercił się na tronie jak chłopiec.
- Muzykę kocha i poezję, wyszywać potrafi, haftować, miła każdemu i układna. Anioł, nie kobieta. Ale jak każdy człowiek nie jest niestety bez wad. To znaczny ma tylko jedną wadę: upór. Uparła się, że za nic w świecie waszej miłości nie poślubi.

Nie ma ludzi bez wad - upierali się rodacy Jezusa - on też je ma, kimże jest? Jeśli zwyciężysz choćby upór tylko, dojrzysz człowieka żywego, który kryje się za tym, co widzą oczy.