22. Niedziela Zwykła (Rok C)


Łk 14, 1. 7-14: Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. I opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie wybierali pierwsze miejsca. Tak mówił do nich: 
«Jeśli cię kto za-prosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca; by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: „Ustąp temu miejsca”; i musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce.
Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: „Przyjacielu, przesiądź się wyżej ”; i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony».
Do tego zaś, który Go zaprosił, rzekł: «Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych».


Duccio di Buoninsegna "Ostatnia Wieczerza"

Odpłata

W izbie tłok panował. Nie brakowało żadnego z sąsiadów. Byli i Tutki, i Gilzy, i Pawełki, i Koszaki. Taki obyczaj był we wsi z dziada pradziada, by u wezgłowia umierającego jako jeden mąż stanąć, śmierci na pohybel. Aleć tym razem i bronić nie było czego, bo stary Kapcia lata swoje miał i to nie w piernatach przeleżane, a w twardej robocie na gospodarstwie życiu siłą wydarte. Przeziębił się nieco, niegroźnie – jak się zdawało – ale jak mu się zima na płuca rzuciła i kaszel podsycający gorączkę trawić zaczął, śmierć koło niego tańczyć zaczęła, rychły koniec zwiastując. Ksiądz proboszcz wczoraj na nieszpór oleje już położył. Teraz jeno czekać pozostało.
Nagle Kapcia przestał kaszleć i rzęzić. Głowę nieco uniósł, tak, iż Kapciowa jaśka mu pod kark podłożyła.
- Cichajta! – syknęła do mamroczących coś chłopów – Gadać jeszcze przed śmiercią będzie. Ale nie turbujcie się tym bardzo. Od tygodnia tylko majaczy i całkiem od rzeczy mówi.
- Żono moja najmilejsza – zaczął umierający, ale musiał przerwać, by jeszcze raz odkaszleć – Józek Tutków winien mi jest pięćdziesiąt złotych Niech odda tobie. Pamiętaj.
- Oj, mądrze gada, mądrze! – Kapciowa załamała ręce – Słyszeliście wszystkie. Józek Tutka pięćdziesiąt złotych dłużny.
- Słyszelim! – przytaknęli sąsiedzi.
- A Walenty Pawełek sto złotych! – szepnął stary.
- Jużci, mężu mój, jużci. Jest on tu i słyszał, jako i wszyscy w izbie sąsiedzi słyszeli.
- Dalej... – Kapcia znów się rozkaszlał i dobre dwie Zdrowaśki utrwało, zanim mu się polepszyło – Wojtek Gilza pożyczył łońskiego roku też sto złotych i jeszcze nie oddał.
- Odda, odda. Dopilnuję – Kapciowa uderzyła się w piersi, jakby przysięgając. Sąsiedzi w izbie przytaknęli.
- Na koniec jeszcze jedno chcę rzec. Pewnie jest tutaj też Koszak któryś, ech, eche, ech... rozkaszlał się już na dobre i zdawało się, że wszystką parę straci. Kapciowa gromnicę złapała, Kyrie Elejson zawodząc, a sąsiedzi wraz z nią. Kapcia, po długim, bo długim czasie, ale jednak doszedł wreszcie do siebie.
- Koszakowi Kazkowi ja sam winien jestem trzysta złotych, co mu je oddać trzeba...
- O ludzie, ludziska kochane! – Kapciowa gromnicę na bok odłożywszy, ręce załamując, szlochać poczęła – A mówiłam wam: do serca sobie nie bierzecie tego, co będzie gadał, bo gorączka go trawi! Znów od rzeczy prawić zaczyna!

Oczekujesz, a może nawet żądasz od innych odpłaty. Będziesz szczęśliwy czyniąc dobrze dopiero tym, którzy nie są w stanie ci się odwdzięczyć. Poza tym zastanów się: ile wdzięczności winien jesteś ty sam?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz