20 Niedziela Zwykła (Rok C)



Łk 12, 49-53: Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął! Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie.
Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej».





Serce Jezusa, Gorejące Ognisko Miłości


Powiadają, że prawdziwy mężczyzna powinien zbudować dom, zasadzić drzewo i zrodzić syna. W przypadku Matlaka wszystko to się spełniło. Syna miał już na studiach, drzewo posadził i to nie jedno, a za dom zabrał się jeszcze za kawalera, po ślubie tylko wykończył i upiększył. A właściwie to wciąż upiększał - dom i jego otoczenie. W ostatnich latach oczkiem w głowie był mu trawnik przed domem właśnie. Przez rok karczował tę część działki, gołymi rękami wyrywał chwasty i byle jakie ziele - z korzeniem, niwelował teren, po kilkakroć przekopywał, przeorywał, spulchniał i grabił. Wreszcie kupił w hipermarkecie cztery worki nasion trawy marki Wimbledon i obsiał nimi - to znaczy nasionami, bo worki wyrzucił - przygotowany grunt.
Doglądał zasiewu, podlewał - przy upalnej pogodzie nawet kilka razy na dzień, odpędzał ptactwo, które mogło wydziobać ziarenka, stosując w tym celu szeleszczącą folię aluminiową, pociętą w paski i przywiązaną do wbitych w ziemię patyczków.
Zdarzyło się, że kiedy nie widział, ten i ów sąsiad znacząco stukał się palcem w czoło, mając w tym momencie oczywiście Matlaka na myśli. Ale nawet gdyby to widział, nic by to dla niego nie znaczyło. Jego marzeniem był po prostu piękny trawnik.
- Czy ja się na niego doczekam? - bił się nieraz z myślami.
Doczekał się. Ziarenka wykiełkowały, kiełki się zazieleniły, i z dnia na dzień coraz odważniej wznosiły się ku niebu.
Matlak zawczasu pomyślał i o tym, że tak trawnik trzeba będzie pielęgnować, wyrównywać, przycinać. Własnoręcznie wyszlifował ostrze kosiarki, sprawdził świecę i olej w silniku. I czekał na pierwszy pokos. Doczekał się jednak niespodzianki.
Pewnego ranka, gdy wyszedł przed dom i spojrzał na trawnik, z wrażenia omal nie usiadł na progu: trawnik pokrył się białym kwieciem setek a może i tysięcy stokrotek. Matlak natychmiast wypowiedział wojnę małym kwiatkom: wyrywał je, wycinał nożyczkami albo ostrym nożem, ukręcał białe łebki z żółtym oczkiem w środku. Ale kwiatki były niezwyciężone. Unicestwione w jednym miejscu, w innym pojawiały się w zdwojonej liczbie nazajutrz. Cóż było robić? Pozostało tylko pożalić się redakcji prenumerowanego od lat poradnika ogrodniczego. Opisał swój problem i wkrótce otrzymał odpowiedź:
„Szanowny panie, proszę w dogodnej porze położyć się na trawniku i przez co najmniej godzinę uporczywie wpatrywać w wybraną stokrotkę. Czynność tę należy powtarzać trzy razy dziennie przez tydzień. Może to sprawić, że ujrzy pan wreszcie piękno stokrotki i po prostu ją pokocha”.

Tyle jest niezgody: syn przeciw ojcu, matka przeciw córce... A gdyby tak mieć czas, usiąść, przyjrzeć i przysłuchać się sobie, choćby godzinę dziennie, może udałoby się pokochać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz