2. Tydzień Wielkanocny

2. tydzień Okresu Wielkanocnego - Niedziela Miłosierdzia
Caravaggio, Niedowiarstwo świętego Tomasza, 1602-03
J 20,19-31: Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam, gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Jezus wszedł, stanął pośrodku i rzekł do nich: ”Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: ”Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: ”Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: ”Widzieliśmy Pana!”. Ale on rzekł do nich: ”Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”. A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: ”Pokój wam!”. Następnie rzekł do Tomasza: ”Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. Tomasz Mu odpowiedział: ”Pan mój i Bóg mój!”. Powiedział mu Jezus: ”Uwierzyłeś, bo Mnie ujrzałeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego.
- Synku, odejdź na chwilę od komputera - Matlakowa uchyliła drzwi do pokoju Krystiana, który w senne sobotnie popołudnie walczył z pożyczoną od kolegi grą strategiczną. Chłopak z wystukał coś na klawiaturze - Jutro przyjeżdżają do nas na obiad dziadkowie, a ja na śmierć zapomniałam kupić kurczaka. Weź rower i skocz na targowisko, do tej jatki z drobiem, no wiesz.
- Dobra. Tylko niech mama nie pozwala nikomu tknąć komputera - Krystian już ubierał się w przedpokoju. - Dziadkowie jedzą wyłącznie białe mięso. Więc poproś sprzedawcę, żeby ci wybrał ładną sztukę, najlepiej dość tłustą, bo taka jest najlepsza do zapiekania - Matlakowa wręczyła Krystianowi portmonetkę i siatkę - Dobry chłopak - pomyślała. Krystian wrócił po godzinie. - Co tak długo? Już się martwiłam. Oddał jej portmonetkę, z reklamówki wyjął dużą butelkę nie gazowanej wody mineralnej. - A gdzie kurczak? - spytała zdziwiona. - Mamo, zapomnij o kurczaku... - Ale przecież dziadkowie..., prosiłam cię..., tylko białe mięso..., co teraz zrobię... - zdenerwowała się. - Zaraz mamie to wytłumaczę. Przysiadła zrezygnowana na brzegu krzesła. Drżącą dłonią podniosła do ust szklankę z ostygłą już kawą. Krystian stojąc w drzwiach zaczął się tłumaczyć: - Poszedłem do tej jatki, w której zawsze kupujesz drób i jajka. No i mówię panu, który tam sprzedaje, że chcę kurczaka, ale takiego super, bo dziadkowie przyjeżdżają na obiad. A on mówi, że trzeba było przyjść wcześniej, bo teraz już wszystkie kurczaki są sprzedane. Zaczął szperać pod ladą i wyjął jeszcze jednego, takiego chudego zdechlaka. To jest piękny kurczak, powiedział, a jaki tłusty, sam smalec. Skoro tak, pomyślałem sobie, to smalec będzie lepszy od kurczaka. Poszedłem do budki garmażeryjnej i mówię, że chcę smalcu. Pani, która tam sprzedaje, pakowała rzeczy do samochodu. Wyjęła jednak duży karton, podała mi ociekającą tłuszczem kostkę i mówi, że to nie smalec, tylko sama oliwa. Więc pognałem na sąsiednie stoisko, a tu właściciel prawie zaciągał żaluzje. Proszę go o butelkę oliwy. To on wyciąga taki pomięty plastikowy pojemnik i mówi, że ta oliwa jest super, przejrzysta jak woda. Wstąpiłem więc do sklepu u nas na osiedlu i kupiłem butelkę wody mineralnej, bo wyszło na to, że nic nie będzie równie zdrowe na obiad dla dziadków. Dlaczego Tomasz był niedowiarkiem? Czy nie lepiej było od razu powiedzieć: Pan mój i Bóg mój? Człowiek się męczy, jeśli zapomni o równowadze między wiarą i rozumem. 2. tydzień Okresu Wielkanocnego - poniedziałek J 3,1-8: Był wśród faryzeuszów pewien człowiek, imieniem Nikodem, dostojnik żydowski. Ten przyszedł do Jezusa nocą i powiedział Mu: „Rabbi, wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z nim”. W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego”. Nikodem powiedział do Niego: „Jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się?” Jezus odpowiedział: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem. Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić. Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha”. Ponoć zdarzyło się to kilka wieków temu na papieskim dworze. Król Hiszpański wysłał tutaj jako swego reprezentanta młodziutkiego, acz rezolutnego szlachcica. Papież widząc go, miał zapytać: - Czyliż król hiszpański nie ma na swej służbie dość poważnych ludzi, skoro w poselstwie młodzika przysyła, któremu jeszcze nawet broda nie urosła? Na co ów młodzieniec miał odpowiedzieć: - Zapewniam Waszą Świątobliwość, iż gdyby mój pan wiedział, że o brodę Wam jeno idzie, kozła by przysłał w legaty, nie mnie. To nie wygląd, ubiór, inteligencja lub sposób bycia decydują, czy ktoś jest człowiekiem Bożym, ale jego narodzenie z Ducha. On jest jak wiatr, który nie wiadomo skąd pochodzi i dokąd zmierza. Skończyć studia, zrobić karierę, zdobyć majątek – daleko mniej znaczy, niż narodzić się z Ducha. Nie osądzaj bliźnich po tym, jak wyglądają. Zamiast osądzać, spróbuj doszukać się w nich Ducha Bożego. 2. tydzień Okresu Wielkanocnego - wtorek J 3,7-15: Jezus powiedział do Nikodema: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić. Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha”. W odpowiedzi rzekł do Niego Nikodem: „Jakżeż to się może stać?” Odpowiadając na to rzekł mu Jezus: „Ty jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz? Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, że to mówimy, co wiemy, i o tym świadczymy, cośmy widzieli, a świadectwa naszego nie przyjmujecie. Jeżeli wam mówię o tym, co jest ziemskie, a nie wierzycie, to jakżeż uwierzycie temu, co wam powiem o sprawach niebieskich? I nikt nie wstąpił do nieba oprócz Tego, który z nieba zstąpił - Syna Człowieczego. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne”. Słynny z ekscentryzmu grecki filozof Diogenes – ten co mieszkał w beczce – postawił na rynku w Atenach stragan z szyldem: „Tu kupisz mądrość”. Jeden ze znamienitych ateńczyków widząc to, dał swemu słudze drobną monetę srebrną z rozkazem: - Idź do tego błazna i spytaj, jakąż mądrość można kupić za tak lichy grosz. Sługa wrócił po chwili, oznajmiając: - Za tę srebrną monetę takie odstąpił słowo: przy każdej swej czynności pamiętaj o końcu. Ateńczyk nie pożałował srebrnego pieniążka, a otrzymaną zań mądrość kazał wyryć wielkimi literami nad wejściem do swego domu, aby każdemu wchodzącemu przypominała o celu życia. Nadstaw drugi policzek, daj i płaszcz temu, kto żąda od ciebie szaty, miłuj nieprzyjaciele – tak trudno przyjąć naukę Jezusa w sprawach ziemskich, a cóż dopiero powiedzieć o Jego nauce w sprawach niebieskich? Czy one w ogóle Cię obchodzą? Czy myślisz choćby odrobinę o tym, co będzie potem, na starość, po śmierci? Cokolwiek czynisz – pomyśl – co o tym sądzą w niebie? Co o tym powie Ci kiedyś Jezus. Pomyśl o końcu. 2. tydzień Okresu Wielkanocnego - środa J 3,16-21: Jezus powiedział do Nikodema: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu”. Nauczyciel bierze śnieżnobiałą, dużą kartkę. Dokładnie na środku rysuje flamastrem niedużą czarną kropkę. Unosi kartkę i pyta uczniów: - Co widzicie? - Czar-ną krop-kę – chórem skandują dzieci. - I nic więcej? Uczniowie milczą, Najwyraźniej nie rozumieją pytania. - Dlaczego nikt z was nie widzi dużej, białej kartki? Dlaczego wszyscy widzą tylko małą czarną kropkę? Światło przyszło na świat. Lecz ludzie umiłowali bardziej ciemność. Ilekroć niebo zaciągnie się chmurami, mówisz: ale ciemno. Nigdy nie mówisz: ale dziś jasno. Zło nie jest mocniejsze od dobra, ale wyraźniejsze, bardziej krzykliwe, przereklamowane. Zrób eksperyment. Wieczorem wejdź do ciemnego pokoju. Posiedź w nim na chwilę. A potem włącz tylko jedną mała żarówkę, albo zapal świecę. Zobacz, z jaką łatwością niewielkie światełko rozprawia się z ciemnością. Dobro ma sens. 2. tydzień Okresu Wielkanocnego - czwartek J 3,31-36: Jezus powiedział do Nikodema: „Kto przychodzi z wysoka, panuje nad wszystkimi, a kto z ziemi pochodzi, należy do ziemi i po ziemsku przemawia. Kto z nieba pochodzi, Ten jest ponad wszystkim. Świadczy On o tym, co widział i słyszał, a świadectwa Jego nikt nie przyjmuje. Kto przyjął Jego świadectwo, wyraźnie potwierdził, że Bóg jest prawdomówny. Ten bowiem, kogo Bóg posłał, mówi słowa Boże: a z niezmierzonej obfitości udziela mu Ducha. Ojciec miłuje Syna i wszystko oddał w Jego ręce. Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia, lecz grozi mu gniew Boży”. Lekcja matematyki. Nauczyciel każe przygotować kartki i długopisy. - Napiszemy klasówkę – mówi. Uczniowie drżą. Nerwowo kartkują podręczniki. Próbują zapisać jakieś wzory na blacie ławki, mankiecie, nawet na dłoni. - To będzie podwójny sprawdzian – ciągnie dalej nauczyciel. – Z logarytmów i z uczciwości. Osobiście uważam, że bez porównania bardziej godnym szacunku jest człowiek uczciwy, który nie zna się na logarytmach, niż nieuczciwy matematyk. Więc już wiecie – wyniki którego sprawdzianu są ważniejsze. Jezus przychodzi z wysoka i świadczy o tym, co w górze, o Bogu samym. A ty? Czy tylko doraźne, ziemskie korzyści rachujesz? Staraj się wypaść dobrze, ale nie tylko przed ludźmi, za wszelką cenę. Czy naprawdę cieszyłby cię Nobel zdobyty jakimś draństwem? 2. tydzień Okresu Wielkanocnego - piątek J 6,1-15: Jezus udał się za Jezioro Galilejskie, czyli Tyberiadzkie. Szedł za Nim wielki tłum, bo widziano znaki, jakie czynił na tych, którzy chorowali. Jezus wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami. A zbliżało się święto żydowskie, Pascha. Kiedy więc Jezus podniósł oczy i ujrzał, że liczne tłumy schodzą się do Niego, rzekł do Filipa: „Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili?” A mówił to wystawiając go na próbę. Wiedział bowiem, co miał czynić. Odpowiedział Mu Filip: „Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać”. Jeden z uczniów Jego, Andrzej, brat Szymona Piotra, rzekł do Niego: „Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?” Jezus zatem rzekł: „Każcie ludziom usiąść”. A w miejscu tym było wiele trawy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy. Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił i z rybami rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: „Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło”. Zebrali więc i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, które zostały po spożywających, napełnili dwanaście koszów. A kiedy ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił Jezus, mówili: „Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat”. Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę. - Tatusiu, pobaw się ze mną. - Teraz nie mogę. - A dlaczego? - Bo pracuję. - A po co? - Żeby zarobić pieniążki. - Na co ci pieniążki? - Żeby ci kupić coś do jedzenia, kochanie. - Ale ja nie jestem głodny, tylko chcę, żebyś się ze mną pobawił. Jezus wie lepiej, czego ludziom potrzeba, niż oni sami. Kiedą są głodni, staje się chlebem, kiedy samotni – obecnością, kiedy smutni – uśmiechem. A ty myślisz, że wszystko załatwią pieniądze. Dawaj – ale spróbuj bez pieniędzy. Daj trochę czasu, dobrego słowa. nadstaw ucha, popłacz sobie z kimś, albo się pośmiej. Zanim zareagujesz, postaraj się obadać, co twojemu bliźniemu jest najbardziej potrzebne. 2. tydzień Okresu Wielkanocnego - sobota J 6,16-21: Po rozmnożeniu chlebów, o zmierzchu uczniowie Jezusa zeszli nad jezioro i wsiadłszy do łodzi przeprawili się przez nie do Kafarnaum. Nastały już ciemności, a Jezus jeszcze do nich nie przyszedł; jezioro burzyło się od silnego wiatru. Gdy upłynęli około dwudziestu pięciu lub trzydziestu stadiów, ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się. On zaś rzekł do nich: „To Ja jestem, nie bójcie się”. Chcieli Go zabrać do łodzi, ale łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali. - Czy wiesz, na czym polega logiczne myślenie? - Nie. - Zaraz ci wytłumaczę. Wyobraź sobie, że z komina wychodzi dwóch kominiarzy, jeden brudny i jeden czysty. Który z nich się umyje? - Ten brudny, wiadomo. - A jeśli ten czysty spojrzy na tego brudnego, to co? - Pomyśli, że też jest brudny. W takim razie umyje się ten czysty! - No dobrze, a co z tym brudnym? - Spojrzy na czystego, pomyśli, że tez jest czysty i nie będzie się mył. Hurra, już wiem, na czym polega logiczne myślenie! - Przykro mi, ale gdybyś pomyślał logicznie, to na samym początku naszej rozmowy dostrzegłbyś, że to niemożliwe, żeby z tego samego komina wyszło dwóch kominiarzy, z których jeden jest brudny, a drugi czysty… Jezus kroczący po wodzie wymyka się spod kontroli logicznego myślenia uczniów. Ale kto powiedział, że w działaniem Jezusa musi kierować ludzka logika? Jego postępowanie determinuje miłość. Przestań kalkulować, zastanawiać się – kto, komu, kiedy, jak, dlaczego? Zostaw na boku własną logikę. Rób to, co nakazuje miłość, nawet wbrew logice.
Chrystus Prawdziwie Zmartwychwstał!


Drodzy Czytelnicy Bloga
"Ambonki" oraz słuchacze Radia "Anioł Beskidów".

Zmartwychwstanie Jezusa jest najpiękniejszą szkołą życia.
Uczy nas bowiem, że:
życie silniejsze jest, niż śmierć;
mocniejsze od cierpienia;
piękniejsze, niż samotność;
jaśniejsze od smutku;
trwalsze, niż bieda;
skuteczniejsze od rozłąki;
gorętsze, niż łzy.

Niech Aniołowie, którzy:
służyli Jezusowi po pustynnym pościel,
umacniali go na modlitwie w Ogrojcu,
podtrzymywali go w czas Męki i Śmierci
a dziś oznajmiają, iż próżno szukać Go w grobie,
strzegą was, umacniają i podtrzymują na wszystkich drogach Waszego życia,
abyście i Wy głosili światu tę radosną wieść:
Chrystusa zmartwychwstał, prawdziwie zmartwychwstał. Alleluja.



Poniedziałek w Oktawie Wielkanocnej


J 20,1-9: Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus miłował, i rzekła do nich: „Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono”. Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych.


- Ludzie! Ratunku! Pali się!
Próba generalna przed wieczornym występem dobiegła właśnie półmetka, kiedy czyjś krzyk przeszył jak gigantyczny sztylet wątłe ściany cyr
kowego namiotu. Wybuchło zamieszanie. Ubrani w kostiumy z cekinami mężczyźni zaczęli w popłochu zbierać maczugi i piłki do żonglerki. Kobieta w frotowym szlafroku narzuconym na aksamitny kostium porwała na ręce pierwszego z brzegu pudla i wybiegła z piskiem. Ludzie, psy, małpy, piątka białych koni i na wpół ślepy ze starości słoń, cztery foki i zazwyczaj spokojny miś - wszystko, co żyje - ruszyli w panice ku wyjściu. W klatce miotał się oszalały ze strachu stary lew, który dawno już stracił resztki uzębienia.
- Proszę państwa! Proszę o spokój! - dyrektor próbował zaprowadzić jakiś ład. Bezskutecznie. W końcu złapał za połę kraciastego kostiumu przebiegającego właśnie obok klauna.
- Szybko! Leć pan do miasta, żeby sprowadzić pomoc!
Klaun ruszył co sił w nogach. Do miasta nie było daleko. Minęło niespełna pięć minut, kiedy już stał na rynku.
- Ludzie! Ratunku! Pomóżcie! - dłonie zwinięte w tutkę przytknął do ust i wrzeszczał kręcąc się w kółko.
Przechodnie zatrzymywali się z uśmiechem. Dzieci szarpały ojców za rękaw i pokazywały go sobie palcami.
- Świetna reklama - zauważył jakiś młodzieniec w drucianych okularkach. Klaun tymczasem krzyczał coraz głośniej.
- Kochani! Uwierzcie mi. To nie jest reklama, ani anons wieczornego przedstawienia. Mieliśmy właśnie próbę. Stąd mój strój i makijaż. Ludzie! Na pomoc. Tam się pali. Giną artyści i zwierzęta! Nie stójcie. Pomóżcie!
Biedak próbował zerwać z nosa czerwoną piłeczkę. Nie udało się. Chciał zetrzeć z twarzy głupawy malunek. Tylko go rozmazał. Nie mógł ściągnąć kostiumu, bo pod spodem miał tylko bieliznę. Próbował więc przekonać słowami.
- Naprawdę. Zróbcie coś. Nie stójmy tutaj. Chodźcie ze mną. Wezwijcie straż pożarną, pogotowie, policję.
Ludzie pokładali się ze śmiechu. Takiego numeru nikt jeszcze nie wymyślił. To było rewelacyjne. Dzieci piszczały z uciechy. Nawet poważni panowie chichotali od wąsem. I nikt nie wierzył słowom klauna. A tymczasem cyrk się spalił.

Zmartwychwstanie. Tyle razy o tym słyszałeś: od mamy, ojca i księdza na religii, w domu, w salce i z ambony. I co? Przecież wciąż boisz się śmierci i uważasz ją za największe nieszczęście ludzkości. Może myślisz, że to wszystko zwyczajne cyrkowanie, klaunada, zgrywa i bajka? Czas się przebudzić, spoważnieć. Może jeszcze zdążysz uratować swoją wiarę?




Poniedziałek w Oktawie Wielkanocnej

Mt 28,8-15: Gdy anioł przemówił do niewiast, one pospiesznie oddaliły się od grobu z bojaźnią i wielką radością i biegły oznajmić to Jego uczniom.
A oto Jezus stanął przed nimi i rzekł: „Witajcie”. One zbliżyły się do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon. A Jezus rzekł do nich: „Nie bójcie się. Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą”.
Gdy one były w drodze, niektórzy ze straży przyszli do miasta i powiadomili arcykapłanów o wszystkim, co zaszło. Ci zebrali się ze starszymi, a po naradzie dali żołnierzom sporo pieniędzy i rzekli: „Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali. A gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu”.
Oni zaś wzięli pieniądze i uczynili, jak ich pouczono. I tak rozniosła się ta pogłoska między Żydami i trwa aż do dnia dzisiejszego.

PRZEMYŚL TO SOBIE:
Piekarz postanowił nie tylko piec chleb dla innych odbiorców, ale również otworzyć własny sklep. W jego witrynie umieścił duży napis: Dziś na sprzedaż świeże pieczywo. Zaczęli pojawiać się pierwsi klienci, najpierw krewni i znajomi. Gratulowali, życzyli wysokich obrotów i dobrze radzili. Pierwszy z nich powiedział:
- Po co napisałeś „dziś”? Przecież wiadomo, że nie wczoraj, ani nie jutro! Więc to określenie jest zupełnie zbędne.
Usunął więc piekarz słowo dziś i w napisie zostało tylko: Na sprzedaż świeże pieczywo.
- Po co piszesz „na sprzedaż”? – zapytał następny. – To oczywiste, że pieczywa się nie wypożycza, że się go nie rozdaje, ale kupuje!
Usunął więc piekarz z napisu słowa na sprzedaż i zostało tylko samo „świeże pieczywo”.
- Po co pisać „świeże”? – spytał następny klient oglądając witrynę piekarni. – Przecież nikt nie sprzedaje nieświeżego pieczywa. To całkiem jasne!
Usunął piekarz przymiotnik „świeże”, w napisie zostało sami „pieczywo”. Przyszedł jeszcze jeden klient z dobra radą:
- Po co ci napis „pieczywo”, skoro i tak wszyscy cię znają i wiedzą, że jesteś piekarzem. A czym piekarz ma handlować, jeśli nie pieczywem? Mięsem? Odzieżą? Albo może gwoźdźmi?
Usunął piekarz ostatnie słowo. Z witryny zniknął napis. A wraz z napisem zniknęli też i klienci, bo nikt nie wiedział już, że tutaj można kupić świeże pieczywo.

Faryzeusze mówili: rozpowiadajcie, że nie zmartwychwstał. A diabeł dziś nam podpowiada: po co w ogóle o tym mówić. Bądźcie cicho. Usuńcie Zmartwychwstanie z waszych rozmów, dysput i myśli. To milczenie jest, niestety, początkiem niewiedzy i niewiary w zmartwychwstanie.
Poczytaj ostatnie rozdziały Ewangelii – te, które mówią o zmartwychwstaniu. Poczytaj je głośno, by usłyszeli je inni – twoi bliscy i znajomi.


Wtorek w Oktawie Wielkanocnej

J 20,11-18: Maria Magdalena stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli siedzących, jednego przy głowie, a drugiego przy nogach, w miejscu, gdzie leżało ciało Jezusa. I rzekli do niej:„Niewiasto, czemu płaczesz?”
Odpowiedziała im: „Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono”.
Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus.
Rzekł do niej Jezus: „Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?”
Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: „Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę”.
Jezus rzekł do niej: „Mario!” A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: „Rabbuni”, to znaczy: Nauczycielu.
Rzekł do niej Jezus: „Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: «Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego»”.
Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: „Widziałam Pana i to mi powiedział”.


Salon samochodowy. Do środka wtargnął szaleniec z ciężkim łomem. Wywija nim jak cepem, młóci wypucowane szyby, połyskujące karoserie. Wokół sypią się odłamki szkła i plastiku. Huk, trzask, przerażenie, groza. Wokół salonu gromadzą się tłumy gapiów. Pojawiają się wozy reporterskie telewizji i radia. Wkrótce o wyczynach szaleńca wie całe miasto i okolica.
W końcu szaleńca udaje się ujarzmić. Obezwładnionego policja odprowadza do aresztu. Ludzie rozchodzą się, każdy w swoją stronę.
Po pewnym czasie w salonie samochodowym pojawia się ekipa mechaników. Wymieniają zniszczone części pojazdów: uszkodzone elementy karoserii, rozbite szyby. Tym razem nikt z przechodzących obok salonu nawet się nie zatrzyma, nie popatrzy, co dzieje się w środku, nie przyjedzie żaden wóz ekipy telewizyjnej ani radiowej. W dodatku dzieło zniszczenia trwało zaledwie kilka minut. Naprawianie szkód zajmuje miesiąc.

Tak wielkie było zainteresowanie procesem, męką i śmiercią Jezusa. Były tłumy gawiedzi, faryzeusze, kapłani, uczeni w Piśmie, wreszcie Rzymianie. A Zmartwychwstałego spotyka w ciszy ogrodu tylko ona jedna – Maria. Jeszcze jeden dowód na to, jak głośne, atrakcyjne, interesujące jest zło. Jak ciche jest dobro.
Powiedz dzisiaj o czymś dobrym. Nie bądź prorokiem złych wieści. Nawet, jeżeli zobaczyłeś, usłyszałeś lub przeżyłeś coś złego – zamilcz. Powiedz tylko o tym, co dobre. Powiedz.


Środa w Oktawie Wielkanocnej

Łk 24,13-35: W pierwszy dzień tygodnia dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali.
On zaś ich zapytał: „Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze?” Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: „Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało”.
Zapytał ich: „Cóż takiego?”
Odpowiedzieli Mu: „To, co się stało z Jezusem z Nazaretu, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela. Teraz zaś po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Co więcej, niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: Były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli”.
Na to On rzekł do nich: „O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?” I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego.
Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: „Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: „Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?”
W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: „Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi”. Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak Go poznali przy łamaniu chleba.


Tułaczka w mroźny czas. Na koźle siedzi opatulony w kożuchową jupę woźnica. Za nim, w dwojakach wyściełanych zgrabionymi jesienią na wielką stertę liśćmi wymościła sobie miejsce kobieta, trzymająca na ręku zawiniątko z niemowlęciem. Mija godzina, dwie. Konie ciągną powoli, ale równo. Kobieta prosi woźnicę słabym głosem.
- Pomóżcie, kumie. Zamarznę zaraz, a dzieciątko wraz ze mną.
Chłop robi, co może, by ująć ziąbu: przygarnia więcej liści, potem dodaje jeszcze końską derkę. Kobiecie wciąż jest zimno. W końcu robi rzecz dziwną: odbiera jej zawiniątko z dzieckiem, które bezpiecznie sadowi w gęstwinie liści u swoich stóp. Kobietę zaś spycha z wozu i zacina konie lejcami. Kobieta próbuje biec. Zesztywniałe z zimna nogi niosą ją niepewnie. Wymachuje rękami i krzyczy, by się zatrzymał. Trwa to chwil kilka. Aż para zaczyna dobywać się z jej ust, lica kraśnieją a na czole perli się pot. Dopiero wówczas woźnica zatrzymuje zaprzęg. Zeskakuje z kozła, pomaga kobiecie wgramolić się do wozu. Oddaje jej dziecko. Rozgrzana biegiem kobieta tuli dziecko. Oboje są uratowani od zimna. Woźnica wiedział, co robi.

Zastanawiam się, dlaczego Jezus pogonił tych biednych uczniów aż do Emaus? Czy nie mógł ich zatrzymać, powiedzieć: „poczekajcie, zaraz wam wszystko wytłumaczę, coś się będziecie tłuc po drodze niepewni”? A może właśnie chciał ich rozgrzać? A może chciał, że się zmęczyli, żeby im aż w nogi poszło, żeby lepiej zrozumieli, żeby się przy tym trochę wysilili? Jezus wiedział, co robi.
Przejdź się. Na cześć uczniów idących do Emaus przejdź się – do kościoła, do najbliższej kapliczki, czy krzyża przydrożnego. Po drodze może odmów sobie taką nową tajemnicę różańca, której nie ma w żadnej książeczce: spotkanie z Jezusem w drodze do Emaus.


Czwartek w Oktawie Wielkanocnej

Łk 24,35-48: Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba.
A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: „Pokój wam”.
Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: „Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam”. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi.
Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: „Macie tu coś do jedzenia?” Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec wszystkich.
Potem rzekł do nich: „To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach”. Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma.
I rzekł do nich: „Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego”.


Nikolo Paganini, genialny włoski skrzypek i kompozytor, zapisał w testamencie Genui –rodzinnemu miastu – swoje skrzypce. Po jednym wszak warunkiem: na instrumencie, który mu służył, nikt już grać się nie ośmieli. Zapis okazał się tyleż łaskawy, co niefortunny. Podobno w jakiś czas po śmierci mistrza instrument zaczął się rozsypywać. Rezonans dźwięku strun, owo nieustanne drżenie towarzyszące grze, ożywiało drewno, z którego wykonano instrument. Bezużyteczność spowodowała jego obumarcie i butwienie.

Jezus nie zostawia uczniów. Przychodzi do nich, by wciąż wprawiać ich w rezonans: objawia się, spożywa posiłek, wyjaśnia to, co o Nim napisano, mianuje ich świadkami. A świadek nie może być martwym kawałkiem człowieka. Musi żyć: dzielić się z innymi tym, czego doświadczył. Inaczej obumrze, zbutwieje.
Jezus mówi wątpiącym: popatrzcie na moje ręce i nogi. Zrób to. Przyjrzyj się jego ranom, choćby na wizerunku krzyża, który masz w zasięgu wzroku. Przyjrzyj się im i pomyśl: w nich jest twoje schronienie.


Piątek w Oktawie Wielkanocnej

J 21,1-14: Jezus znowu ukazał się nad Morzem Tyberiadzkim. A ukazał się w ten sposób:
Byli razem Szymon Piotr, Tomasz, zwany Didymos, Natanael z Kany Galilejskiej, synowie Zebedeusza oraz dwaj inni z Jego uczniów. Szymon Piotr powiedział do nich: „Idę łowić ryby”. Odpowiedzieli mu: „Idziemy i my z tobą”. Wyszli więc i wsiedli do łodzi, ale tej nocy nic nie złowili.
A gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu. Jednakże uczniowie nie wiedzieli, że to był Jezus.
A Jezus rzekł do nich: „Dzieci, czy nie macie nic do jedzenia?”
Odpowiedzieli Mu: „Nie”.
On rzekł do nich: „Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie”. Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć.
Powiedział więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: „To jest Pan!” Szymon Piotr usłyszawszy, że to jest Pan, przywdział na siebie wierzchnią szatę, był bowiem prawie nagi, i rzucił się w morze. Reszta uczniów dobiła łodzią, ciągnąc za sobą sieć z rybami. Od brzegu bowiem nie było daleko, tylko około dwustu łokci.
A kiedy zeszli na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na nich ułożoną rybę oraz chleb. Rzekł do nich Jezus: „Przynieście jeszcze ryb, któreście teraz ułowili”. Poszedł Szymon Piotr i wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu pięćdziesięciu trzech. A pomimo tak wielkiej ilości sieć się nie rozerwała. Rzekł do nich Jezus: „Chodźcie, posilcie się!” Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: „Kto Ty jesteś?”, bo wiedzieli, że to jest Pan. A Jezus przyszedł, wziął chleb i podał im, podobnie i rybę.
To już trzeci raz, jak Jezus ukazał się uczniom od chwili, gdy zmartwychwstał.


Kończą się rekolekcje. Prowadzący je misjonarza nie ukrywa zawodu:
- Spodziewałem się, że moje nauki przyniosą zdecydowanie obfitsze owoce.
Ksiądz proboszcz zastanawia się przez chwilę.
- Owoce zawsze rodzą się obficie – odpowiada wreszcie. – Ale chcący się nimi cieszyć trzeba mocno potrząsnąć drzewem, by spadły w zanadrze…

To mój ulubiony fragment Ewangelii. Lubię o nim opowiadać. Najpierw sposób łowienia: rybacy w łodzi mieli okrągłą sieć o średnicy kilku metrów. Trzeba ją było rozbujać niczym lasso i zarzucić. Przywiązane do brzegów sieci ciężarki ciągnęły ją w dół. A sieć opadając więziła, a raczej przygważdżała ryby. Potem wprawnym szarpnięciem liny przywiązanej do sieci podwijało się ją, zamykało i wyciągało do łodzi wraz z rybami. Taką sieć zarzucano nie na pojedyncze ryby, ale na ławice. To dość dziwne, ale taką ławicę łatwiej było dostrzec z brzegu, niż z łodzi. To dlatego Jezus, stojąc na brzegu, trafnie wskazuje miejsce obfitego połowu.
I jeszcze ta niezwykła symbolika. Woda oznaczała otchłań, miejsce potępienia, odpowiednik „piekła”, siedlisko szatana. Ułowić coś czy kogoś, wyciągnąć go z wody, oznaczało wyrwanie duszy z mocy szatana. Tyle pokrótce.
I jeszcze coś. Kwestia metody. Nie po dobroci, ale siecią, na siłę, trochę nawet pod przymusem. Tak wyrywa się dusze z sieci szatana. Nie „cip, cip, cip”, „taś, taś, taś”, „kici, kici”, ale sieć, wyciągnąć. Nie czekać bezczynnie, aż owoce same spadną, ale wstrząsnąć drzewem, potarmosić gałęzi, żeby już, żeby więcej, żeby obficiej. Tak się zdobywa dusze dla Królestwa Niebieskiego.


Sobota w Oktawie Wielkanocnej

Mk 16,9-15: Po swym zmartwychwstaniu, wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia, Jezus ukazał się najpierw Marii Magdalenie, z której wyrzucił siedem złych duchów. Ona poszła i oznajmiła to tym, którzy byli z Nim, pogrążonym w smutku i płaczącym. Oni jednak słysząc, że żyje i że ona Go widziała, nie chcieli wierzyć.
Potem ukazał się w innej postaci dwom z nich na drodze, gdy szli na wieś. Oni powrócili i oznajmili pozostałym. Lecz im też nie uwierzyli.
W końcu ukazał się samym Jedenastu, gdy siedzieli za stołem, i wyrzucał im brak wiary i upór, że nie wierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego.
I rzekł do nich: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”.


Bitewny ferwor. Prosty żołnierz, który znalazł się akurat blisko cesarza, ma na tyle przytomny umysł, że mocnym ciosem wytrąca oręż z ręki nieprzyjaciela, kolejnym ciosem powala go bez ducha na ziemię. Tym samym ratuje życie władcy. Ów, kiedy bitewny zamęt już ustaje, przyzywa do siebie wojaka i mówi:
- Ocaliłeś mi życie. Proś o co chcesz, a wynagrodzę cię sowicie.
Żołnierz stoi zmieszany, przestępuje z nogi na nogę, wreszcie nieśmiało prosi:
- Nasz pluton ma okropnie surowego sierżanta, który żyć nam nie daje. Może wasza wysokość byłby łaskaw go zamienić na innego, nieco łagodniejszego.
- Głupiś – wzdycha cesarz. – Przecież mogłeś poprosić, a ciebie samego zrobiłbym sierżantem.

Podobno w Afryce Zachodniej postępuje inwazja islamu, przy równoczesnym regresie chrześcijaństwa. Dlaczego? Bo każdy muzułmanin uważa się za misjonarza. A każdy chrześcijanin uważa, że misjonarzami są tylko ludzie do tego specjalnie oddelegowani. A tymczasem Jezus mówi do uczniów, ba – do każdego z nich: idźcie na cały świat i głoście Ewangelię Wszelkiemu stworzeniu.
Od czasu do czasu dasz jakąś ofiarę na misje, pomodlisz się za misjonarza, zrobisz bandaż dla trędowatego. I myślisz, że to wystarczy. Nie. Ty sam bądź misjonarzem. Porozmawiaj z kimś, choćby z dzieckiem, z żoną, z mężem – o o Jezusie.