4. Tydzień Adwentu




17 grudnia

Mt 1,1-17 Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama. Abraham był ojcem Izaaka; Izaak ojcem Jakuba; Jakub ojcem Judy i jego braci; Juda zaś był ojcem Faresa i Zary, których matką była Tamar. Fares był ojcem Ezrona; Ezron ojcem Arama; Aram ojcem Aminadaba; Aminadab ojcem Naassona; Naasson ojcem Salomona; Salomon ojcem Booza, a matką była Rachab. Booz był ojcem Obeda, a matką była Rut. Obed był ojcem Jessego, a Jesse był ojcem króla Dawida. Dawid był ojcem Salomona, a matką była dawna żona Uriasza. Salomon był ojcem Roboama; Roboam ojcem Abiasza; Abiasz ojcem Asy; Asa ojcem Jozafata; Jozafat ojcem Jorama; Joram ojcem Ozjasza; Ozjasz ojcem Joatama; Joatam ojcem Achaza; Achaz ojcem Ezechiasza; Ezechiasz ojcem Manassesa; Manasses ojcem Amosa; Amos ojcem Jozjasza; Jozjasz ojcem Jechoniasza i jego braci w czasie przesiedlenia babilońskiego. Po przesiedleniu babilońskim Jechoniasz był ojcem Salatiela; Salatiel ojcem Zorobabela; Zorobabel ojcem Abiuda; Abiud ojcem Eliakima; Eliakim ojcem Azora; Azor ojcem Sadoka; Sadok ojcem Achima; Achim ojcem Eliuda; Eliud ojcem Eleazara; Eleazar ojcem Mattana; Mattan ojcem Jakuba; Jakub ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Tak więc w całości od Abrahama do Dawida jest czternaście pokoleń; od Dawida do przesiedlenia babilońskiego czternaście pokoleń; od przesiedlenia babilońskiego do Chrystusa czternaście pokoleń.

Sklep jubilera. Klient oglądając wystawę zwraca uwagę na zwyczajnie wyglądający kamień, który leży obok błyszczących diamentów.
- To opal - wyjaśnia właściciel. Bierze go z wystawy i przez chwilę trzyma w zaciśniętej dłoni, Potem otwiera się i podnosi do oczu klienta. Kamień mieni się teraz barwami tęczy.
- To opal, kamień życzliwości, który swoje piękno ukazuje tylko temu, kto ogrzeje go ciepłem swojej dłoni.

Rodowód Jezusa nuży nas wielością trudnych do wymówienia imion. Ale ta genealogia otacza Jezusa ludzkim ciepłem i dobywa zeń całe ludzkie piękno Syna Bożego.
Panie, naucz mnie, jak ciepłem wydobywać z bliźnich to, co piękne.


IV Niedziela Adwentu

Łk 1,26-38 W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, . Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca. Na to Maryja rzekła do anioła: Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? Anioł Jej odpowiedział: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Na to rzekła Maryja: Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa! Wtedy odszedł od Niej anioł.


ODPOWIEDŹ W NASZYCH RĘKACH

Aż trzy lata zajęło Williamowi Holmanowi Huntowi namalowanie tego obrazu: „Światłość świata”. To w sumie niewielkie płótno, o wymiarach sto dwadzieścia sześć na sześćdziesiąt centymetrów, pokryte olejną farbą przedstawia Jezusa w cierniowej koronie, który puka do drzwi.



William Holman Hunt, Światłość Świata, Olej na płótnie, 1852


Rzut oka na płótno
Jezus trzyma w lewej ręce staromodną latarnię: lampion ze szklanymi ścinkami i sklepionym wieczkiem, trochę podobny do kościelnej wieży z neogotyckimi okienkami. W środku płonie światełko, nadające Jezusowej szacie i twarzy zielonkawą, jakby pełna nadziei poświatę. Jezus trzyma tę latarenkę w bardzo dziwny sposób: nie całą dłonią, ale tylko wskazującym palcem. Tak samo Michał Anioł na suficie Kaplicy Sykstyńskiej namalował stworzenie człowieka: Pan Bóg i Adam wyciągają ku sobie dłonie i wskazujące palce. Dlaczego? Dawniej wierzono, że to właśnie przez wskazujący palec dusza „wstępuje” w ciało człowieka i tą samą drogą opuszcza je po śmierci.
Jezus stoi przy drzwiach, na które pada światło idealnie przefiltrowane przez jedną ze ścianek latarni, tak, iż jej wzór odbija się na tych drzwiach właśnie. Jezus puka do drzwi, choć wzrok kieruje w stronę oglądających obraz, jakby ich chciał prosić o pomoc. A ta wydaje się konieczna: drzwi zarosły już trawą i dzikimi, częściowo uschniętymi pędami.
- Trzy lata malowałeś ten obraz i zapomniałeś o najważniejszym! - wyzłośliwiali się krytycy na autorze. - Zapomniałeś namalować klamkę!
- Nie zapomniałem - odpowiadał cierpliwie kolejnym „spostrzegawczym”. - Te drzwi prowadzą do serca człowieka. Klamka jest tylko od wewnątrz. Jedynie człowiek może je sam otworzyć, jeśli zechce. Jezus tylko przychodzi i kołacze...

Imiona mają znaczenie
„Gabriel” oznacza „Bóg moją siłą”, „mąż Boży” albo „mąż posłany przez Boga”.
Przyszedł Bóg przez swego posłańca - Gabriela - do Dziewicy imieniem Maryja. Co oznacza Jej imię? Dziś można doliczyć się grubo ponad setki hipotez, próbujących odpowiedzieć na to pytanie: „gorzkie morze”, „światło morza”, „umiłowana”, „pani”... Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości Boży posłaniec mówi „Bądź pozdrowiona Łaski Pełna”. To „Łaski Pełna”, a właściwie „Przepełniona Łaską”, jest Jej nowym imieniem. W świecie Biblii nadanie imienia oznacza nie tyle tożsamość, co raczej przydział określonego zadania do wypełnienia. Maryja jest - ma być - Wypełniona Łaską, Wypełniona Duchem Świętym, który na Nią zstępują, Wypełniona Mocą Najwyższego, który Ja osłania, Wypełniona Chrystusem, który z niej weźmie ciało, ukształtuje - niczym w płótno w warsztacie tkackim - swoje człowieczeństwo w Jej błogosławionym łonie. Taka jest piękna teologia tego przesłania.

Nic bez nas
W Gabrielu Bóg staje u drzwi Serca Mary i kołacze. „Oto ja, Służebnica Pańska” - te słowa Dziewicy z Nazaretu otwierają bramę, przez którą Bóg zstąpi z nieba na ziemię. Zobaczmy zatem, jak wielką odpowiedzialność i jak wielką wolność zarazem Bóg powierzył człowiekowi - klamka jest tylko z jego strony, od środka. Wszystko zależy od człowieka, od jego decyzji, od jego odpowiedzi. Czy Bóg wszystko może? Niby tak! Niby? Dobrze, wyjaśnię czego Bóg właściwie nie może: nie może zbawić człowieka, jeżeli człowiek sam tego nie będzie chciał, jeśli nie powie Bogu tak, jeśli nie otworzy drzwi, jeśli pozostanie sam w ukryciu i zamknięciu.


18 grudnia

Mt 1,18-24 Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”. A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez proroka: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy «Bóg z nami»”. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie.

Nowy dyrektor przyszedł do swojego poprzednika po radę w sprawie skutecznego zarządzania.
- Najważniejsze są właściwe decyzje - usłyszał na początek.
- A jak się je wydaje?
- W oparciu o doświadczenie.
- A jak się je zdobywa?
- Na podstawie złych decyzji.

Oddalić brzemienną Maryję - to zła decyzja Józefa. Ale ona właśnie dostarcza doświadczenia. Później, właśnie dzięki temu doświadczeniu, popartemu anielską interwencją, Józef będzie podejmował już tylko właściwe decyzje.
Nie bój się złej decyzji. Zła decyzja przydarza ci się nie po to, byś żałował, ale byś się uczył.


19 grudnia

Łk 1,5-25 Za czasów Heroda, króla Judei, żył pewien kapłan, imieniem Zachariasz, z oddziału Abiasza. Miał on żonę z rodu Aarona, a na imię było jej Elżbieta. Oboje byli sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich. Nie mieli jednak dziecka, ponieważ Elżbieta była niepłodna; oboje zaś byli już posunięci w latach. Kiedy Zachariasz w wyznaczonej dla swego oddziału kolei pełnił służbę kapłańską przed Bogiem, jemu zgodnie ze zwyczajem kapłańskim przypadł los, żeby wejść do przybytku Pańskiego i złożyć ofiarę kadzenia. A cały lud modlił się na zewnątrz w czasie kadzenia. Naraz ukazał mu się anioł Pański, stojący po prawej stronie ołtarza kadzenia. Przeraził się na ten widok Zachariasz i strach padł na niego. Lecz anioł rzekł do niego: „Nie bój się, Zachariaszu; twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan. Będzie to dla ciebie radość i wesele; i wielu z jego narodzenia cieszyć się będzie. Będzie bowiem wielki w oczach Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym. Wielu spośród dzieci Izraela nawróci do Pana, Boga ich; on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych do usposobienia sprawiedliwych, by przygotować Panu lud doskonały”. Na to rzekł Zachariasz do anioła: „Po czym to poznam? Bo ja jestem już stary i moja żona jest w podeszłym wieku”. Odpowiedział mu anioł: „Ja jestem Gabriel, który stoję przed Bogiem. A zostałem posłany, aby mówić z tobą i oznajmić ci tę wieść radosną. A oto będziesz niemy i nie będziesz mógł mówić aż do dnia, w którym się to stanie, bo nie uwierzyłeś moim słowom, które się spełnią w swoim czasie”. Lud tymczasem czekał na Zachariasza. I dziwił się, że tak długo zatrzymuje się w przybytku. Kiedy wyszedł, nie mógł do nich mówić i zrozumieli, że miał widzenie w przybytku. On zaś dawał im znaki i pozostał niemy. A gdy upłynęły dni jego posługi kapłańskiej, powrócił do swego domu. Potem żona jego, Elżbieta, poczęła i pozostawała w ukryciu przez pięć miesięcy i mówiła: „Tak uczynił mi Pan wówczas, kiedy wejrzał łaskawie i zdjął ze mnie hańbę w oczach ludzi”.

Zanim rosyjska flota wyruszyła z oficjalną wizytą do Francji car zażyczył sobie listy jej generałów. Niebieskim ołówkiem nakazał podkreślić nazwiska tych, którzy dobrze mówili po francusku, czerwonym - słabo władających tym językiem. Kiedy dostarczono mu listę, zauważył na niej jedno w ogóle nie podkreślone nazwisko.
- A ten? - spytał car.
- A ten w ogóle nie zna francuskiego.
- W takim razie jego mianuję dowódcą.
- Ależ, wasza wysokość...
- Tak, tak. Chcę, żeby na czele floty stał ten, kto mało będzie mówił, a dobrze dowodził.

Zachariasz powiedział o jedno zdanie za dużo, żądając od anioła znaku. Im mniej mówisz, tym lepiej ci idzie wypełnianie woli Boga.


20 grudnia

Łk 1,26-38 Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą”. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego ojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”. Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Wtedy odszedł od Niej anioł.

Bogacz uraczył weselnych gości swojej córki... wodą. Zdziwionym wytłumaczył się.
- Chciałem podać wam to co najlepsze. Poszedłem na targ i spytałem czy są dobre ryby. Powiedziano mi, że są dobre, jak miód. Spytałem więc o miód. Powiedziano mi, że jest złocisty, niczym oliwa. Kiedy spytałem o oliwę, usłyszałem, że jest klarowna jak woda. Więc doszedłem do wniosku, że woda będzie najlepsza...

Bóg daje nam swojego syna NAJLEPSZEGO, przekazując Go światu przez NAJLEPSZĄ Matkę. On sam wie, co dla nas jest NAJLEPSZE.


21 grudnia

Łk 1,39-45 W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w pokoleniu Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w łonie moim. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”.

- Mamo, czy ta koszula jest brudna?
- Brudna.
- Jak możesz mówić, że jest brudna, skoro na nią nawet nie spojrzałaś.
- Gdyby była czysta, wiedziałbyś o tym i nie musiałbyś mnie pytać mnie o zdanie.

Maryja, słysząc o brzemiennej Elżbiecie, pomyślała: pewnie potrzebuje mojej pomocy. I nie zwlekając, z pośpiechem, ruszyła do niej. Kto wie, kto czuje, nie zadaje pytań. Miłość nie pyta, miłość służy.


22 grudnia

Łk 1,46-56 W owym czasie Maryja rzekła: „Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim. Bo wejrzał na uniżenie swojej służebnicy, oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia. Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny, święte jest imię Jego. A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenia nad tymi, co się Go boją. Okazał moc swego ramienia, rozproszył pyszniących się zamysłami serc swoich. Strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych. Głodnych nasycił dobrami, a bogatych z niczym odprawił. Ujął się za swoim sługą, Izraelem, pomny na swe miłosierdzie. Jak obiecał naszym ojcom, Abrahamowi i jego potomstwa na wieki”. Maryja pozostała u Elżbiety około trzech miesięcy; potem wróciła do domu.

Do proboszcza przyszedł człowiek z gęsto zapisanym brulionem.
- To przepis na nową religię - wyjaśnił. - Zebrałem tu wszystko, co najlepsze w innych systemach wierzeń i wyznaniach. Nich mi ksiądz powie, co zrobić, żeby to zdobyło uznanie u ludzi.
- Najlepiej, gdyby pan się dał za to, co napisał, ukrzyżować - odpowiedział proboszcz.

Bóg nie ma względu na wielkość czy mądrość, ale na uniżenie - na to, jak głęboko ktoś jest w stanie się ugiąć, pochylić. I do ludzi przemawia mocniej świadectwo, niż najszersza wiedza. Cień jest najlepszym tłem dla Światłości.


23 grudnia

Łk 1,57-66 Dla Elżbiety nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem. Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego, Zachariasza. Jednakże matka jego odpowiedziała: „Nie, lecz ma otrzymać imię Jan”. Odrzekli jej: „Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię”. Pytali się więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać. On zażądał tabliczki i napisał: „Jan będzie mu na imię”. I wszyscy się dziwili. A natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał, i mówił wielbiąc Boga. I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: „Kimże będzie to dziecię?” Bo istotnie ręka Pańska była z nim.

- Kto to jest filozof?
- Filozof przypomina trochę niewidomego, co w ciemnym pokoju poszukuje czarnego kota, którego w tym pokoju w ogóle nie ma.
- A kim jest teolog?
- Teolog, to właściwie ktoś taki sam, jak filozof. Tylko teologowi mimo wszystko tego kota udaje się czasami znaleźć.

Zachariasz i Elżbieta znaleźli łaskę u Boga, choć ludziom zdawało się, że nie ma na nią miejsca w ich życiu. Dlatego tak wielką radość budzi w nich narodzenie dziecka - Jana.
Czy wiesz, że w twoim życiu cuda chodzą parami? Pierwszy cud to ten, że Bóg daje ci łaskę. Drugi pojawia się wówczas, gdy poznajesz go, że to cud i jesteś zań wdzięczny.


24 grudnia

Łk 1,67-79 Zachariasz, ojciec Jana, został napełniony Duchem Świętym i prorokował, mówiąc: „Błogosławiony Pan, Bóg Izraela, bo lud swój nawiedził i wyzwolił, i wzbudził dla nas moc zbawczą w domu swego sługi Dawida: jak zapowiedział od dawna przez usta swych świętych proroków; że nas wybawi od naszych nieprzyjaciół i z ręki wszystkich, którzy nas nienawidzą; że naszym ojcom okaże miłosierdzie i wspomni na swe święte przymierze, na przysięgę, którą złożył ojcu naszemu, Abrahamowi. Da nam, że z mocy nieprzyjaciół wyrwani służyć Mu będziemy bez lęku, w pobożności i sprawiedliwości przed Nim, po wszystkie dni nasze. A i ty, dziecię, zwać się będziesz prorokiem Najwyższego, gdyż pójdziesz przed Panem przygotować Mu drogi; Jego ludowi dasz poznać zbawienie, przez odpuszczenie mu grzechów, dzięki serdecznej litości naszego Boga, z jaką nas nawiedzi z wysoka Wschodzące Słońce, by światłem stać się dla tych, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki skierować na drogę pokoju”.

Przychodzi baba do... nieba.
- Wpuszczę cię, jeśli uzbierasz sto punktów - mówi do niej anioł stojący przy bramie. - Zaczynamy.
Baba się zgadza, nie ma wyjścia.
- Modliłam się codziennie! - mówi.
- Pół punktu.
- Co? Tak mało?
- Nie dyskutuj, bo cie nie wpuszczę. Co jeszcze?
- Czytałam gazety pobożne i książki...
- Półtora punktu.
- Dawałam na ofiarę, chodziłam do kościoła, przyjmowałam księdza po kolędzie...
Anioł zanotował wszystko, zliczył:
- Uzbierało się tego dwadzieścia trzy punkty.
- Tylko tyle? To znaczy, że nie wejdę do nieba?
- Nie.
- Jezu, ratuj!
- O, za to, co zrobiłaś teraz dostajesz sto pięćdziesiąt punktów ekstra. Wchodź!

Ma swoją siłę modlitwa, jałmużna i pobożna lektura. Ale są one niczym,. wobec ufności położonej w Jezusie. Błogosławiony Pan Bóg! - woła Zachariasz. Nie my, nasze myśli, słowa czy uczynki, ale Pan Bóg w nich.

3. Tydzień Adwentu

3 tydzień Adwentu - niedziela

J 1,6-8.19-28 Pojawił się człowiek posłany przez Boga - Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz posłanym, aby zaświadczyć o światłości. Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: Kto ty jesteś?, on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: Ja nie jestem Mesjaszem. Zapytali go: Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem? Odrzekł: Nie jestem. Czy ty jesteś prorokiem? Odparł: Nie! Powiedzieli mu więc: Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie? Odpowiedział: Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz. A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem? Jan im tak odpowiedział: Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała. Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.

- Jeżeli jeszcze raz popełnisz ten sam grzech, będziesz musiał surowo zań odpokutować! - ksiądz spowiednik powoli tracił cierpliwość do parafianina, który regularnie klękał u kratek konfesjonału i z wytrwałością godną zdecydowanie lepszej sprawy, niczym recydywista co tydzień oskarżał się o to samo przewinienie.
- Rozumiem - odpowiedział, pokornie bijąc się pięścią w pierś.
Za tydzień wszystko się powtórzyło.
- Jeżeli jeszcze raz popełnisz ten sam grzech, nie udzielę ci rozgrzeszenia - oświadczył tym razem ksiądz spowiednik.
Minął kolejny tydzień.
- I co? - spytał kapłan.
- Nic - odpowiedział skruszony mężczyzna. - Znów to samo...
Ksiądz wyskoczył z konfesjonału, złapał chłopinę za kołnierz.
- Zostaw go! - usłyszał nagle za sobą. Obejrzał się, strwożył. To sam Jezus, z wiszącego opodal krucyfiksu, przemówił do księdza.
- Ja go rozgrzeszam - mówił dalej Jezus. - Ja mogę. Ostatecznie, to ja umarłem za niego na krzyżu, a nie ty!

Kim Jan nie jest?
Przychodzą do Jana na pustyni kapłani i lewici z pytaniem „Kto ty jesteś”. To samo pytanie na pustkowiu zadał Mojżesz temu, który przemawiał doń z gorejącego krzewu. Mojżeszowi sam Bóg się przedstawił „JA JESTEM”. Jan Chrzciciel, obawiając się zapewne, by go nie wzięli za Mesjasza lub choćby tylko posłańca Bożego, odpowiadając aż trzykrotnie mówi „NIE JESTEM”: nie jestem Mesjaszem, nie jestem Eliaszem, nie jestem prorokiem. „Nie jestem” oznacza po prostu tylko zwykłego, grzesznego człowieka. Jan jest wielki. Wystarczyły dwa słowa „ja jestem”, a upadliby przed nim, oddając mu cześć. Zrobiłby karierę.

Kim jest Jan?
Zostawmy to filozofowanie. Kim zatem jest Jan? „Jam głos wołającego na pustyni” - odpowiada. Kiedyś mówiło się po polsku „na puszczy”, mając na myśli miejsce odludne, puste, niekoniecznie piaszczyste. Jan-Głos zapowiada Jezusa-Słowo - pamiętamy to: „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”. Sam głos nic nie znaczy, to dźwięk, któremu sens nadaje dopiero słowo. Ktoś do nas mówi. Kiedy przestaje, milknie jego głos, ale słowa pozostają w naszej pamięci. Tak się ma Jan do Jezusa, jak głos do Słowa: jest jego sługą, nośnikiem, transporterem, w pewnym sensie medium. W końcu Jan zniknie, ucichnie, a Słowo pozostanie w naszych sercach.

W miejscu Boga.
Człowiek musi mieć Boga. Czasem wyrzuca Go, zaprzecza Jego istnieniu, nie wierzy, ale w miejsce Boga stawia naukę, postęp, równość, braterstwo, politykę, ludzkość czy inne jeszcze jakieś „wartości”. Czasem w jego miejsce stawia siebie. „Pan Bóg wie wszystko, a ja wiem wszystko lepiej” - tłumaczy sobie. I zabiera się za osądzanie, rozdzielanie lub odmawianie komuś łaski. I wtedy Jezus przypomina się nieśmiało: To ja umarłem na krzyżu. Nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną.

Panie, uczyń mnie Twym głosem. Głosem, który pojawia się tylko po to, by przekazać Ciebie - Słowo. A potem znika. Naucz mnie umniejszać siebie i pozwolić Ci wzrastać. Zrób sobie ze mnie Jana Chrzciciela.


3 tydzień Adwentu - poniedziałek

Mt 21,23-27 Gdy Jezus przyszedł do świątyni i nauczał, przystąpili do Niego arcykapłani i starsi ludu z pytaniem: „Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę?” Jezus im odpowiedział: „Ja też zadam wam jedno pytanie; jeśli odpowiecie Mi na nie, i Ja powiem wam, jakim prawem to czynię. Skąd pochodzi chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi?” Oni zastanawiali się między sobą: „Jeśli powiemy: «z nieba», to nam zarzuci: «Dlaczego więc nie uwierzyliście mu?» A jeśli powiemy: «od ludzi», boimy się tłumu, bo wszyscy uważają Jana za proroka”. Odpowiedzieli więc Jezusowi: „Nie wiemy”. On również im odpowiedział: „Więc i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię”.

Wędrowiec zaszedł do kuźni. Dziwny widok przedstawiało jej wnętrze: na środku stało ciężkie kowadło, a wokół walało się kilkadziesiąt młotków - popękanych, pokruszonych, połamanych. Zapytał kowala:
- Ile musiałeś zużyć kowadeł, żeby zniszczyć wszystkie te młotki?
- Kowadło mam od początku to samo, odziedziczone po moim ojcu, któremu przekazał je mój dziad. Ono się nie zużywa. Zużywają się młotki.

Przeminęli ci, co pytali Jezusa o mandat Jego misji - mędrcy, uprawnieni, wyświęceni, konsekrowani, kompetentni. Zużyli się, nie ma ich. A Jezus trwa.
Panie, uczyń mnie odpornym na pretensje, uwagi, głupie pytania. Zahartuj mnie swoim spokojem.


3 tydzień Adwentu - wtorek

Mt 21,28-32 Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: „Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: «Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy». Ten odpowiedział: „Idę, panie", lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: «Nie chcę». Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca?” Mówią Mu: „Ten drugi”. Wtedy Jezus rzekł do nich: „Zaprawdę powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć”.

We wsi był zwyczaj, że na odpust po sumie wszyscy mieszkańcy jedli wspólny obiad. W wielkim kotle gotowano zupę. Proboszcz dawał na to wieprzka, parę worków ziemniaków i stertę kapusty. Ludzie musieli przynieść sól. Każdy gospodarz rzucał jej szczyptę do aromatycznie parującego gara. Tym razem wójt pomyślał sobie, że jeśli on tylko uda, że sól sypie, to nikt tego nie zauważy. Gdy skosztował pierwszy łyk zupy, znalazł ją całkiem niesłoną. Cóż, okazało się, że w podobnym do wójtowego pomyśle mieszkańcy wioski okazali się dziwnie jednomyślni.
- Od przyszłego roku zupę na odpust gotujemy wspólnie, ale solić sobie będzie każdy w swojej misce sam - zawyrokował wójt na koniec tegorocznego odpustu.

Dobra, dobra, jakoś to będzie, się zrobi... Tyle nierzetelności, niepunktualności, bylejakości - życie bez stresu, na pozór.
Chcesz spełniać wolę Bożą? Zacznij od dotrzymywania obietnic i wypełniania obowiązków.


3 tydzień Adwentu - środa

Łk 7,18b-23 Jan przywołał do siebie dwóch spośród swoich uczniów i posłał ich do Jezusa z zapytaniem: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” Gdy ludzie ci zjawili się u Jezusa, rzekli: „Jan Chrzciciel przysyła nas do Ciebie z zapytaniem: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” W tym właśnie czasie wielu uzdrowił z chorób, dolegliwości i uwolnił od złych duchów; oraz wielu niewidomych obdarzył wzrokiem. Odpowiedział im więc: „Idźcie i donieście Janowi to, coście widzieli i słyszeli: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia i głusi słyszą; umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”.

- Dlaczego Bóg nie dał nam jakiejś prostej wykładni wiary? Dlaczego ukrył się w Biblii, którą trzeba czytać, poznawać, zgłębiać, rozumieć?
- Z tego samego powodu, dla którego węgiel i ropę ukrył pod ziemią albo dnem morskim, miast zostawić ją na powierzchni, byśmy mieli doń łatwy dostęp.

Nawet Jan Chrzciciel upewnia się, czy Jezus aby na pewno jest Mesjaszem. I nawet Janowi Pan nie odpowiada wprost, ale biblijnymi cytatami: głusi słyszą, niemi mówią, niewidomi widzą... Idzie bowiem o to, by człowiek w poznawaniu Pana Boga choć trochę się potrudził, żeby mu to doświadczanie Pana Boga za łatwo nie przyszło. Bo człowiek nie umie cenić tego, co zbyt łatwo przychodzi.


3 tydzień Adwentu - czwartek

Łk 7,24-30 Gdy wysłannicy Jana odeszli, Jezus zaczął mówić do tłumów o Janie: „Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w pałacach królewskich przebywają ci, którzy noszą okazałe stroje i żyją w zbytkach. Ale coście wyszli zobaczyć? Proroka? Tak, mówię wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: Oto posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę. Powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie ma większego od Jana. Lecz najmniejszy w królestwie Bożym większy jest niż on”. I cały lud, który Go słuchał, i nawet celnicy przyznawali słuszność Bogu, przyjmując chrzest Janowy. Faryzeusze zaś i uczeni w Prawie udaremnili zamiar Boży względem siebie, nie przyjmując chrztu od niego.

Ubiegającego się o posadę ochroniarza w centrum handlowym zapytano:
- Co byś zrobił, gdyby nagle wybuchł tu pożar?
- Proszę się o mnie nie martwić. Na pewno zdążę uciec - odpowiedział.

Jan jest największym spośród synów ludzkich. Dlaczego? Bo w głoszeniu Chrystusa zapomina zupełnie o sobie.
Panie, pozwól mi zapomnieć siebie w dawaniu świadectwa o Tobie.


3 tydzień Adwentu - piątek

J 5, 33-36 Jezus powiedział do Żydów: „Wysłaliście poselstwo do Jana i on dał świadectwo prawdzie. Ja nie zważam na świadectwo człowieka, ale mówię to, abyście byli zbawieni. On był lampą, co płonie i świeci, wy zaś chcieliście na krótki czas radować się jego światłem. Ja mam świadectwo większe od Janowego. Są to dzieła, które Ojciec dał Mi do wykonania; dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał”.

Świętemu Filipowi doniesiono, że oto pewna zakonnica miewa widzenia Pana Jezusa. Zadaniem Filipa było zbadanie autentyczności tych objawień. Przybywszy do klasztoru zdjął ubłocone buciska, postawił przed rzeczoną zakonnicą i poprosił:
- Niechże je siostra wyczyści...
- Co? Ja tu z Panem Jezusem rozmawiam, a ty chcesz żebym się błotem upaprała? - odwróciła się na pięcie i odeszła.
Filip zagadnięty przez papieża o objawienia rzeczonej zakonnicy, uciął krótko:
- To żadna wizjonerka. Bo gdzie nie ma pokory, tam nie ma miejsca dla Pana Boga.

Wzorem pokory jest lustro, które ukazuje nie siebie, lecz tego, kto w nie spogląda. Jan Chrzciciel jest Chrystusowym zwierciadłem. Całym sobą odzwierciedla postać Mesjasza.

2. Tydzień Adwentu

II Niedziela Adwentu - Rok B

Mk 1,1-8 Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. Jak jest napisane u proroka Izajasza: Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Jemu prostujcie ścieżki. Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpusz
czenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając /przy tym/ swe grzechy. Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. I tak głosił: Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym.


Dieric Bouts, Św. Jan Chrzciciel, 1465, Stara Pinakoteka, Monachium


Krzyś przybiegł z płaczem do domu. Wtulił się w ramiona mamy.
- Co się stało? Ktoś cię zbił? Zabrał ci zabawkę? Powiedział ci coś przykrego? Pokazał język?
- Nieee!
- Przewróciłeś się, stłukłeś kolano, nabiłeś sobie guza? Gdzie cię boli? Pokaż!
- Nigdzieee!
- Więc co się stało? - spytała mama zniecierpliwiona.
- Bawiliśmy się w chowanego, ef, ef - chłopiec wciąż łkał. - I ja znalazłem taką fajną kryjówkę między stertą drewna a szopą, ef, ef. Czekałem, czekałem... bardzo długo. Aż wszyscy skończyli się bawić i wrócili do domu. A po mnie nikt nie przyszedł, bueee!!!

Ileż w dzisiejszej Ewangelii jest znaków i symboli. Najpierw droga-ścieżka. To w języku biblijnym oznacza życie, sposób postępowania, moralność, system wartości, wreszcie zbawienie i samego Chrystusa. Ewangeliści synoptyczni - Mateusz, Łukasz i Marek - ukazują uczniów idących za Jezusem, kroczących Jego drogą. W Ewangelii Janowej Jezus mówi o sobie: „Ja jestem Drogą”. Pierwszych chrześcijan nazywano „uczniami drogi”, a ona sama była synonimem wiary chrześcijańskiej.
Mamy też Jana Chrzciciela. Sierść wielbłądzia, którą nosi, przywodzi na myśl nie tylko skromność, wręcz ubóstwo, ale też odporność, siłę, wytrwałość, zdolność do obycia się bez luksusów i wygód. Pas na biodrach oznacza gotowość do pracy, do służenia, także do walki. Może być znakiem okiełznania własnych popędów i słabości. Wreszcie sandał - przymocowany do stopy rzemieniem pas skóry. Rozwiązanie rzemyka i zdjęcie sandałów powierzano zawsze niewolnikom. Uznanie Jana, że nie jest godnym tego uczynić, jest oznaką jego pokory i uniżenia. „Rozwiązać rzemyk u sandałów” może też w przenośni oznaczać - poznać kogoś, czyjś sposób życia.

Żeby poznać Jezusa, trzeba być tego godnym, trzeba obmyć, oczyścić się z grzechu, wyprostować i oczyścić z kamieni win ścieżki, którymi przychodzi do człowieka. To jest początek Ewangelii - Dobrej Nowiny. Od tego trzeba zacząć swoje życie z Jezusem.
Jan Chrzciciel wskazuje na Jezusa bardzo pedagogicznie, jakby chciał podkreślić: patrzcie na Tego, którego wskazuję, nie na mnie - palec, który jest wskazówką. To także dowód jego pokornej służby.

Chowasz się nieraz, gdzie nikt cię nie znajdzie. Cieszysz się, że masz spokój. Ale on w końcu przeradza się w smutek, bo nie jest dobrze, by człowiek był sam. Wystarczy wychylić się, wyjść z kryjówki, pomachać radośnie: „Tu jestem”. I Jezus cię znajdzie. I nie będzie ci przykro.


2 tydzień Adwentu - poniedziałek


Łk 5,17-26 Pewnego dnia, gdy Jezus nauczał, siedzieli przy tym faryzeusze i uczeni w Prawie, którzy przyszli ze wszystkich miejscowości Galilei, Judei i Jerozolimy. A była w Nim moc Pańska, że mógł uzdrawiać. Wtem jacyś ludzie niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim. Nie mogąc z powodu tłumu w żaden sposób przynieść go, wyszli na płaski dach i przez powałę spuścili go wraz z łożem w sam środek przed Jezusa. On widząc ich wiarę, rzekł: „Człowieku, odpuszczają ci się twoje grzechy”. Na to uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli się zastanawiać i mówić: „Któż On jest, że śmie mówić bluźnierstwa? Któż może odpuszczać grzechy prócz samego Boga?” Lecz Jezus przejrzał ich myśli i rzekł do nich: „Co za myśli nurtują w sercach waszych? Cóż jest łatwiej powiedzieć: «Odpuszczają ci się twoje grzechy», czy powiedzieć: «Wstań i chodź? » Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów” — rzekł do sparaliżowanego: „Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu”. I natychmiast wstał wobec nich, wziął łoże, na którym leżał, i poszedł do domu, wielbiąc Boga. Wtedy zdumienie ogarnęło wszystkich; wielbili Boga i pełni bojaźni mówili: „Przedziwne rzeczy widzieliśmy dzisiaj”.

- Jak ty to robisz, że wciąż jesteś zadowolony?
- Oh. to kwestia trzech spojrzeń.
- Trzech spojrzeń?
- Tak. Najpierw patrzę w niebo, do którego zmierzam. Potem w dół, na ziemie, żeby zobaczyć, jak niewielki jej kawałek wystarczy mi, kiedy umrę. Wreszcie rozglądam się wokół siebie i widzę, ilu jest ludzi, którzy się mają gorzej ode mnie. Czyż nie są to wystarczające powody do zadowolenia?

Ci zdumieni i wielbiący Boga, co tak wielkie rzeczy dziś widzieli, to ludzie zadowoleni. Z czego? Najpierw z tego, że spotkali paralityka - człowieka, który się miał gorzej od nich. Potem, że doświadczyli uzdrowienia. Wreszcie dlatego, że Bóg odpuszcza grzechy.
Panie, doświadcz mnie tak, bym umiał być człowiekiem zadowolonym.


2 tydzień Adwentu - wtorek

Mt 18,12-14 Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jak wam się zdaje? Jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała? A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę powiadam wam : cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały. Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych”.

- Czy to prawda, że Bóg kocha wszystkich ludzi?
- Oczywiście.
- W takim razie dlaczego nie troszczy się o biednych, głodujących, chorych?
- Zostawia to nam, żeby dać nam sposobność wywinięcia się piekłu.

Na różne sposoby szuka Pan Bóg zaginionych owiec. Czasem czyni to - paradoksalnie - przy pomocy najsłabszych i najbiedniejszych.
Panie spraw, bym nie starał się zrozumieć biedę, ale jej zaradzić.


2 tydzień Adwentu - środa

Mt 11,28-30 Jezus przemówił tymi słowami: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.

Lekarz do pacjenta:
- Z przykrością musze panu zakomunikować, iż pańska choroba jest nieuleczalna. Ponadto postępuje w takim tempie, że daję panu nie więcej, niż dwa, góra trzy dni życia. W tej sytuacji może mogę coś dla pana zrobić? Może chciałby pan z kimś porozmawiać?
- Owszem.
- Z kim?
- Z jakimś innym lekarzem.

Jezus jest jedynym lekarzem. Kiedy inni cię zawiodą, czujesz się skazany na samotność, zawsze masz przecież jeszcze Jego.
Panie, z Tobą mogę być sam, ale nie osamotniony.


2 tydzień Adwentu - czwartek

Mt 11,11-15 Jezus powiedział do tłumów: „Zaprawdę powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on. A od czasu Jana Chrzciciela aż dotąd królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je. Wszyscy bowiem Prorocy i Prawo prorokowali aż do Jana. A jeśli chcecie przyjąć, to on jest Eliaszem, który ma przyjść. Kto ma uszy, niechaj słucha”.

Okop na polu bitwy tuż przed jej rozpoczęciem. Młody żołnierz, który będzie w niej uczestniczył po raz pierwszy, drży na całym ciele.
- Ale z ciebie tchórz - drwi sobie z niego stojący obok weteran.
- Nie jestem tchórzem, tylko się boję. Gdybyś ty odczuwał połowę mojego strachu, dawno byś stąd uciekł. A ja się cały trzęsę, ale przecież pozostaję na stanowisku.

Pięknie mówi Jezus o Janie, także z powodu Janowej odwagi. Myślisz, że łatwo było chodzić wielbłądziej skórze, jeść miód i szarańczę i pokrzykiwać na ludzie, żeby się nawrócili - na pustkowiu, bez domu, żony i dzieci?
Panie, nie chroń mnie przed strachem, ale przed zniechęceniem, rezygnacją, przemożną chęcią ucieczki.


2 tydzień Adwentu - piątek

Mt 11,16-19 Jezus powiedział do tłumów: „Z kim mam porównać to pokolenie? Podobne jest ono do przebywających na rynku dzieci, które przymawiają swym rówieśnikom: «Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili». Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: «Zły duch go opętał». Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: «Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników». A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny”.

- Panie doktorze, czego się nie dotknę, czuję ból. Dotknę głowy - boli. Dotknę brzucha - boli. Dotknę nogi albo ręki - boli. Czy cały jestem chory?
Lekarz dokładnie zbadał pacjenta i orzekł:
- Nie jest pan cały chory. Tylko palec, którym pan się dotyka, jest zwichnięty i to on pana boli.
Mieli ludzie pretensje do Jana Chrzciciela i do Jezusa, i do wszystkich pewnie po kolei, tylko nie do siebie samych.
Pretensje biorą się stąd, że człowiek stawia niewłaściwe diagnozy.


2 tydzień Adwentu - sobota

Mt 17,10-13 Kiedy schodzili z góry, uczniowie zapytali Jezusa: „Czemu uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?” On odparł: „Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko. Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał”. Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu.

Turysta w najsłynniejszej galerii świata zwraca się do przewodnika:
- I to mają być te arcydzieła? Szczerze mówiąc nie widzę w nich nic nadzwyczajnego.
- Proszę pana, wartość tych płócien oszacowano już dawno temu. Wywieszono je zaś tutaj nie po to by one przeszły egzamin kunsztu, ale by zwiedzający mogli sprawdzić swoją wrażliwość.

Ludzie wciąż chcą weryfikować Eliasza, Jana Chrzciciela, samego Jezusa - autorytety, Boże arcydzieła.
Panie, naucz mnie wrażliwości na to, w czym sam muszę się zmienić, nawrócić.

1. Tydzień Adwentu

I Niedziela Adwentu - Rok B

Mk 13, 33–37 Jezus powiedział do swoich uczniów: „Uważajcie i czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie
zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie”.


Chrystus Sędzia (Chrystus w Chwale), Fra Angelico, 1447. Kaplica San Brizio, Orvieto


W jednym z namiotów wojskowego obozowiska odbywa się sąd polowy. Za rozchwianym stolikiem siedzi trzech groźnie łypiących okiem oficerów. Przed nimi z pochylona głową stoi sponiewierany żołnierz bez broni i pasa.
- Więc wytłumaczcie się nam, szeregowy, jak to się stało, że zasnęliście na warcie! - wrzasnął kapitan wyznaczony do roli oskarżyciela.
- Melduję posłusznie, że kazano mi pilnować tej ogromnej armaty, która stoi na skraju naszych linii frontowych - żołnierz zaczął cicho. Kiedy ją zobaczyłem, odłożyłem na bok karabin, chwyciłem za lawetę i spróbowałem działo ruszyć z miejsca. Melduję posłusznie, że ani drgnęło. Próbowałem jeszcze kilka razy i nic. Więc doszedłem do wniosku, że jeżeli nieprzyjaciel będzie nam chciał ukraść tę armatę i w tym celu przyśle jednego żołnierza, to on jej nie da rady. A jeżeli przyśle cały oddział żołnierzy, to ja im nie dam rady. Więc usiadłem i się zdrzemnąłem...

Jezus w dzisiejszej ewangelii opowiada o człowieku, który wyruszając w drogę, każdemu ze sług swoich wyznaczył jakieś zadanie. Jedno z najbardziej odpowiedzialnych przypadło w udziale odźwiernemu. To w czasach Jezusa była odpowiedzialna funkcja: odźwierny jako jedyny miał klucze - wówczas naprawdę wielkie. Był to zazwyczaj niewolnik, ale cieszący się do tego stopnia szacunkiem, iż pozwalano mu nawet na poślubienie wolnej kobiety. Często nadzorował pracę innych sług. Jego głównym zadaniem było nie tylko pilnowanie dobytku przed złodziejem, ale także otwieranie bramy gościom i wreszcie samemu gospodarzowi. To dlatego Jezus daje słuchaczom podwójny nakaz: „uważajcie” oraz „czuwajcie”. Odźwierny nie miał określonego czasu pracy, był na służbie praktycznie całą dobę. Jezus w swojej przypowieści używa współczesnych mu określeń czasu nocnego: wieczór - gdy zapada zmrok, północ - w środku nocy, pianie kogutów - oznajmia zbliżanie się jej kresu, wreszcie ranek, czyli pora powstania ze snu.

W pierwszą niedzielę Adwentu Jezus także nam mówi: „uważajcie” - by grzech nie skradł wam łaski, a zło nie zniweczyło dobra, które jest w was - oraz „czuwajcie” - czyli bądźcie wrażliwi, wyczuleni na Jezusa-Gospodarza, który przychodzi w Sakramentach Kościoła i w drugim człowieku. Uważanie i czuwanie do przeciwieństwa snu, który jest znakiem rozleniwienia, przesytu, lenistwa, gnuśności a nawet śmierci, czyli ustania czynności życiowych, zmarnowania życia łaski.

Nie szukaj wytłumaczeń, nie wystawiaj jak nieszczęsny wartownik od armaty, Pana na próbę. Nie rachuj, na co sobie możesz pozwolić, co ujdzie ci bezkarnie. Uważanie i czuwanie nie płyną z chłodnego wyrachowania, bezdusznej kalkulacji, ale z miłości, do Tego, który jest, który był i który przychodzi.


I Tydzień Adwentu - poniedziałek


Mt 8,5-11
Gdy Jezus wszedł do Kafarnaum, zwrócił się do Niego setnik i prosił Go, mówiąc: „Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi”. Rzekł mu Jezus: „Przyjdę i uzdrowię go”. Lecz setnik odpowiedział: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie. Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: «Idź», a idzie; drugiemu: «Chodź tu», a przychodzi; a słudze: «Zrób to», a robi”. Gdy Jezus to usłyszał, zdziwił się i rzekł do tych, którzy szli za Nim: „Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary. Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim”.

W sobotnie przedpołudnie ksiądz zabrał grupkę ministrantów na wycieczkę na basen. Chłopaki szaleją na zjeżdżalniach i trampolinach, tylko ksiądz pluska się wielce powściągliwie. W szatni jeden ze starszych ministrantów zagaduje z uśmiechem:
- A ksiądz to taki ostrożny w tej wodzie, jakby pływać nie potrafił.
- Tu nie chodzi o pływanie, synku, tylko o to, że, widzisz, jeden nierozważny ruch ręką wystarczy, żeby cały basen w wodę święconą zamienić.

Co trzeba zrobić, by stał się cud: iść, dotknąć? A może wystarczy jakiś jeden niewielki gest mimochodem? Otóż: nawet to nie jest potrzebne. Wiara sama jedna tylko starcza nad wszystkie, nawet najbardziej zamaszyste gesty.
Wiara nie tylko czyni cuda. Wiara również uczy je rozpoznawać.


I Tydzień Adwentu - wtorek

Łk 10,21-24
Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”. Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli”.

Autobus. Starsza pani siedząc przesuwa w palcach różaniec. Na kolejnym przystanku do autobusu wchodzi ojciec z synem, siadają naprzeciwko modlącej się pani. Chłopiec wpatrzony w różańcowe ziarenka trąca ojca łokciem:
- Tato, co ta pani robi?
- Modli się - mruczy pod wąsem ojciec.
- A co to znaczy?
- To taki zabobon uprawiany przez ludzi, którym słoma z butów wyłazi.
Starsza pani przerywa na chwilę pacierze, spogląda ciepło na mężczyznę i z niejakim przekąsem mówi trochę ponad nim:
- Ja to wolę, proszę pana, mieć słomę w butach, niż siano w głowie...

Co trzeba mieć w głowie, by w Jezusie nie umieć rozpoznać Syna Bożego? Co trzeba mieć w głowie, by w Kościele nie umieć rozpoznać Jezusa? A i może Kościół powinien bardziej zabiegać o to, by pokazywać Jezusa w ziarenkach przesuwanego w palcach różańca, niż w triumfie ustaw, protestów, uchwał, stanowisk i zdań...


I Tydzień Adwentu - środa

Mt 15,29-37
Jezus przyszedł nad Jezioro Galilejskie. Wszedł na górę i tam siedział. I przyszły do Niego wielkie tłumy, mając ze sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych, i położyli ich u nóg Jego, a On ich uzdrowił. Tłumy zdumiewały się widząc, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. I wielbiły Boga Izraela. Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł: „Żal Mi tego tłumu. Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze”. Na to rzekli Mu uczniowie: „Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba, żeby nakarmić takie mnóstwo?” Jezus zapytał ich: „Ile macie chlebów?” Odpowiedzieli: „Siedem i parę rybek”. Polecił ludowi usiąść na ziemi; wziął te siedem chlebów i ryby, i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, a pozostałych ułomków zebrano jeszcze siedem pełnych koszów.

Biskupowi doniesiono o pewnym zakonniku, który - mimo surowej reguły - nie zwykł był panować nad swoim wielkim apetytem. Chcąc sprawdzić te pogłoski, biskup zaprosił go do swego stołu. Kucharzowi kazał przygotować na wszelki wypadek sześć porcji obiadowych: jedną dla siebie, pięć dla gościa. Kiedy przybysz zjadł wszystko, co przygotował mistrz patelni, biskup zapytał:
- I jak ojcu smakowało?
- Wybornie, ekscelencjo. Obiad był dokładnie taki, jak lubię najbardziej: mało, ale smacznie.

Tylko Chrystus potrafi zaspokoić każdy głód i każdy apetyt. Nie czyni tego sam, ale poprzez uczniów.
Pan Bóg potrzebuje twoich rąk, by zaspokoić głód i nasycić apetyt.


I Tydzień Adwentu - czwartek

Mt 7,21.24-27
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki”.

Dzieci wzywają księdza do umierającego ojca. Ten jednak nie chce nawet słyszeć o spowiedzi.
- Zbiłem w życiu fortunę i teraz mogę zabrać ze sobą całe mnóstwo szeleszczących banknotów...
- Tam dokąd zmierzasz, spłoną one doszczętnie! - pokiwał smutno głową ksiądz.

Dziś Jezus mówiłby swoim słuchaczom o bezsensie budowania życia na fundamencie akcji, obligacji, udziałów, weksli, czeków i całej sterty papierów, do których zniszczenia nie trzeba już ogromnej wichury, lecz nikłej iskry. I tylko przez litość nie nazwałby nas śmieciarzami, bo czym - budując w ten sposób - jesteśmy?


I Tydzień Adwentu - piątek

Mt 9,27-31
Gdy Jezus przechodził, szli za Nim dwaj niewidomi, którzy głośno wołali: „Ulituj się nad nami, Synu Dawida”. Gdy wszedł do domu, niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: „Wierzycie, że mogę to uczynić”? Oni odpowiedzieli Mu: „Tak, Panie”. Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: „Według wiary waszej niech się wam stanie”. I otworzyły się ich oczy, a Jezus surowo im przykazał: „Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie”. Oni jednak, skoro tylko wyszli, roznieśli wieść o Nim po całej tamtejszej okolicy.

- Synku, w komórce pod schodami stoi miotła. Przynieś mi ją!
- Mamo, tam jest ciemno. Ja się boję.
- Nie bój się. Wszędzie jest anioł stróż, który cię strzeże. Pod schodami też.
Dziecko staje w drzwiach, wychyla się w stronę schowka pod schodami i woła:
- Aniele stróżu! Jeśli jesteś tam, jak mówi moja mama, to czy możesz podać mi miotłę?

Z wiarą, to jest tak: bez niej do Pana Boga nie podchodź. Ale też nadużyciem jest wiarą i Panem Bogiem wyręczać się w tym, co wymaga własnej odwagi i wysiłku.


I Tydzień Adwentu - sobota

Mt 9,35-10,1.5.6-8
Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszelkie choroby i wszelkie słabości. Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania: „Idźcie do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”.

W klasztornym refektarzu, akurat podczas wieczerzy, zgasło światło.
- Bądź pochwalony, Panie, za siostrę ciemność! - klasnął w dłonie pierwszy z braciszków.
- To znak i zapowiedź Bożego gniewu nad nami - jęknął drugi i zaczął szeptać zdrowaśki.
- Jest też okazja, by podyskutować nad istotą światła i ciemności - ucieszył się trzeci.
W tej samej chwili światło w refektarzu znów się zapaliło. Bowiem czwarty ze świątobliwych braci w tym samym czasie po omacku dotarł na krużganki i wkręcił odpowiedni bezpiecznik.

Tylu mamy księży, zakonników, a Ty, Panie, wciąż powtarzasz, że robotników żniwa jest mało?
Bo apostoł, to nie tylko człowiek modlitwy i mądrości. To nade wszystko człowiek czynu.

Okres Zwykły - 34 Tydzień

34. tydzień zwykły - poniedziałek

Łk 21,1-4
Gdy Jezus podniósł oczy, zobaczył, jak bogaci wrzucali swe ofiary do skarbony. Zobaczył też, jak uboga jakaś wdowa wrzuciła tam dwa pieniążki.
I rzekł: „Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie”.

Dwóch mnichów spotkało się u wrót cudami słynnego sanktuarium. Od słowa, do słowa rozmowa zeszła na pobożne uczynki, praktykowane w rodzimych klasztorach.
- W każdy piątek pościmy - chwali się pierwszy. - W nocy z piątku na sobotę czuwamy na modlitwie. W soboty rozdajemy jałmużnę ubogim..
- A my pościmy kiedy się da - odpowiada mu drugi. - Czuwamy tak długo, jak starcza nam sił, dajemy jałmużnę, ilekroć spotkamy ubogiego i mamy jakiś grosz albo kęs strawy.

Bogaci nawet dając wiele, faktycznie dają tylko coś. Ubodzy ofiarując nawet bardzo mało, czasem dają wszystko.
Panie Boże, nie pytaj mnie, czy ci dużo daję, czy dużo się modlę, czy sporo przeznaczam na biednych. Pytaj mnie, nie o to coś, bez czego i tak spokojnie się obejdę, ale o to wszystko, czego ode mnie oczekujesz.


34. tydzień zwykły - wtorek

Łk 21,5-11
Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: „Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony”.
Zapytali Go: „Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?”
Jezus odpowiedział: „Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: «Ja jestem» oraz: «nadszedł czas». Nie chodźcie za nimi. I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec”.
Wtedy mówił do nich: „Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie”.

- Piłeś mleko?
- Piłem.
- A masło w nim widziałeś?
- Nie widziałem.
- Właśnie tak samo Pan Bóg ukrywa się w swoim stworzeniu.

Jak trzeba zebrać śmietanę z mleka, a następnie mocną nią wstrząsnąć, by wytrącić grudki masła, tak potrzeba wstrząsających znaków, by wśród nich odnaleźć Pana Boga. Skądinąd szkoda, że tak wielu spotyka go dopiero w nieszczęściu, chorobie, śmierci kogoś bliskiego... Zresztą nie ma co narzekać: lepiej później, niż wcale.


34. tydzień zwykły - środa

Łk 21,12-19
Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą przed królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić.
A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie”.

Dwóch mnichów, przechadzając się po klasztornych krużgankach, napotkało śmierć. Pierwszy z promiennym uśmiechem wyszedł jej naprzeciw. Drugi, ogarnięty strachem, uskoczył, by znaleźć kryjówkę w jakimś zaułku. Jego to właśnie śmierć zabrała, bojącego się, nie tego z uśmiechem szczęścia na twarzy.

Nabierzcie ducha i podnieście głowy! Jutro - niepewne, wczoraj - do przeszłości należy, nie do nas. Więc podnieście głowy i z uśmiechem wyjdźcie naprzeciw dniowi dzisiejszemu. Nawet jeśli śmierć pojawi się gdzieś na horyzoncie, trzeba przez nią, niczym przez obłok kadzielnego dymu, dojrzeć i rozpoznać przychodzącego Pana.


34. tydzień zwykły - czwartek

Łk 21,20-28
Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Skoro ujrzycie Jerozolimę otoczoną przez wojska, wtedy wiedzcie, że jej spustoszenie jest bliskie. Wtedy ci, którzy będą w Judei, niech uciekają w góry; ci, którzy są w mieście, niech z niego uchodzą, a ci po wsiach, niech do niego nie wchodzą. Będzie to bowiem czas pomsty, aby się spełniło wszystko, co jest napisane.
Biada brzemiennym i karmiącym w owe dni. Będzie bowiem wielki ucisk na ziemi i gniew na ten naród: jedni polegną od miecza, a drugich zapędzą w niewolę między wszystkie narody. A Jerozolima będzie deptana przez pogan, aż czasy pogan przeminą.
Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte.
Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”.

Wracał chłop z pola do domu, kiedy nagle wielka skała, wokół której wiła się droga, rozwarła swą czeluść, bogactwa mu ukazując nieprzeliczone. Ruszył więc chłopina i dalejże na wóz ładować te bogactwa niezmierzone, wszystko, co unieść zdołał, aż wóz był wkrótce pełen po brzegi. Uradowany już trzymał w ręku lejce, już miał krzyknąć na konia, by ruszał, gdy przypomniał sobie, że bat w jaskini zostawił. Skoczył więc w czeluść za nim, lecz oto w tej samej chwili skała z hukiem się zamknęła, grzebiąc w swych wnętrznościach chłopinę na zawsze. Sam koń z wozem pełnym złota wrócił do wsi, czyniąc ją odtąd majętną i zasobną.

Szkoda wracać po bat, jeśli można stracić pozostały dobytek, a nawet życie. Szkoda zawracać sobie głowę dobrami, które przemijają, gdyby przy okazji trzeba było narazić swoje odkupienie. Szkoda się martwić i niepokoić, troszczyć i zabiegać o wiele, skoro i tak liczy się tylko On: Pan przychodzący z wielką mocą i chwałą. Starczy jej i dla ciebie.


34. tydzień zwykły - piątek

Łk 21,29-33
Jezus opowiedział swoim uczniom przypowieść:
„Patrzcie na drzewo figowe i na inne drzewa. Gdy widzicie, że wypuszczają pączki, sami poznajecie, że już blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, iż blisko jest królestwo Boże. Zaprawdę powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się wszystko stanie.
Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą”.

Przysiadł wędrowiec pod wiekowym, samotnie rosnącym dębem i zamyślił się:
- Jak to właściwie jest, kiedy przychodzi się zestarzeć?
Drzewo, co rozumie ludzkie myśli, opowiedziało mu swoją historię:
- Dawno, dawno temu, rosło nas tutaj całe mnóstwo. Jedni skarleli, inni obumarli za młodu. Jednak wciąż było nas wiele, rosnących w bezładnej gromadzie. Tworzyliśmy las. Kiedy wyrośliśmy już zdrowo ludzie zaczęli niektórych z nas wycinać. Las się przerzedził. Wkrótce ludzie wyznaczyli i wysypali ceglanym tłuczniem alejki. To już nie był las, ale park. Niektóre drzewa pochorowały się, w jedno i drugie trafił piorun, wreszcie parę lat temu przeszedł tędy huragan i to, co pozostało, powyrywał z korzeniami. Tylko ja się ostałem, sam jeden. Tak to jest się zestarzeć...

Podobny jest mechanizm „starzenia się” Jezusa: ocalenie z rzezi niewiniątek, potem nieprzeliczone rzesze bezładnej gromady nakarmionych na pustkowiu entuzjastów, potem już tylko grono uczniów, na koniec samotność Ciemnicy i Golgoty. Tak „przemija” człowiek, niebo i ziemia. Tylko słowa Jezusa nie przemijają, nieśmiertelne Jego Zmartwychwstaniem.


34. tydzień zwykły - sobota

Łk 21,34-36
Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma przyjść, i stanąć przed Synem Człowieczym”.

Małżeństwo, które właśnie obeszło złote gody, jedzie pociągiem na jubileuszowe wczasy nad morzem. W tym samym przedziale, naprzeciwko, siedzi para młodych ludzi: umizgi, uśmiechy, rumieńce, trzymanie się za ręce, szepty do ucha, westchnienia - wiadomo, zakochani. Aż przychodzi moment, że chłopak składa na ustach dziewczyny namiętny pocałunek. Jubilaci obserwują tę scenę ukradkiem, trochę zmieszani. W końcu żona szepcze do męża:
- Widziałeś? Pocałował ją? Tez byś mógł zdobyć się na taką odrobinę czułości.
Mąż wierci się przez chwilę na miejscu, w końcu odszeptuje żonie:
- Ale przecież, kochanie, ja tej dziewczyny w ogóle nie znam...

Właściciel ociężałego serca, to nie jest ktoś zły. To ktoś, kto nawet kocha, jest życzliwy, troskliwy. Jemu po prostu nie przyjdzie do głowy, że tę miłość, życzliwość i szacunek, trzeba nie tylko odczuwać, ale też okazać. Do wypłynięcia na głębię nie trzeba płetw, tylko... skrzydeł.